36.

1.4K 74 18
                                    

30.04.1942 r.

I znów usiadłam na łóżku i wybazgrałam lekko niestarannym pismem list do mojego chłopczyka.

"Kochany chłopaku

Strasznie dobrze jest wiedzieć, że ktoś myśli o moich zmartwieniach i trudnościach. I może równie ważna jest świadomość, że ktoś taki jest. I bardzo bardzo Ci dziękuję. [...] A niebo jest takie gorące, niebieskie i nad wiosenną wodą rosną złoto-srebrne baźki, delikatne i pachnące - ciepłe i prześwietlone słońcem. No i do widzenia"

Spojrzałam na kartkę z uśmiechem i przejechałam po niej delikatnie palcem i zamykając oczy chciałam sobie przywołać do pamięci jego twarz, i to jak często brał moją buzię w swe dłonie, i przyglądał się jej uważnie. Lubiłam to, miałam wtedy okazje spojrzeć mu w oczy, a miał takie piękne ciemnoniebieskie.

Ktoś nagle wyrwał mnie z zamyśleń, pukając energicznie do drzwi. Zadrżałam niespokojna, że to Niemcy. Wstałam i cichutko podeszłam do drzwi, które zaraz ostrożnie otworzyłam.

- Serwus - wyszczerzył się do mnie Rudy. Wiedziałam, że coś się święci, był nadzwyczaj wesoły i w zbyt dobrym humorze, poza tym jego oczy wręcz tryskały zadowoleniem.

- Serwus, Janek - wpuściłam go do środka, na co skocznym krokiem wszedł do mieszkania. - No już nie chodź taki dumny jak paw, tylko mów, o co chodzi.

- A zgadnij - cieszył się jak dziecko, a ja wciąż nie znałam przyczyny.

- Udana akcja? - zaśmiałam się, choć podświadomie czułam, że to nie o to chodzi.

- Nie. Zgaduj dalej - zaczął się chichrać.

- Oj... Nie wiem, Janek. Wygrałeś coś?

- Nie. To coś lepszego!

- Przecież wiesz, że nie zgadnę - zaczęłam marudzić zniecierpliwiona.

- Jedziemy do Alka! - był tak wesoły, że jego głos wręcz się rozpływał w powietrzu, choć ja sama czułam jak nieopanowany uśmiech, zaraz wystąpił na mojej buzi.

- Ale kiedy? I- i jak? Przecież...

- Dzisiaj - przerwał mi. - No ewentualnie jutro jeśli wolisz. Zdarzyła się okazja, więc od razu przybiegłem tutaj. Tadeusz ma wszystko, co trzeba, nawet auto! - znów się zaśmiał, zapewne na myśl o Zosieńce za kierownicą.

- Moi kochani! - uśmiechnęłam się ciepło. - Jest jeszcze wcześnie, więc chyba możemy dzisiaj, prawda? - nie okazywałam tego, ale radość mnie rozpierała od środka.

- To nawet lepiej - wziął mnie za rękę i podszedł do wyjścia.

- Stój - zatrzymałam się. - Głupi, nawet nie mam butów i czegoś porządniejszego na sobie. Spójrz tylko jak ja wyglądam - zaśmiałam się i popędziłam szybko do pokoju.

- Kobiety... - powiedział do siebie pod nosem z kpiącym uśmieszkiem.

- I tak słyszałam! - odezwałam się i zaczęłam upinać włosy.

- Przecież wyglądasz, tak jak na panienkę przystało - oparł się o framugę.

- Czyli jak? - spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem.

- Czyli ślicznie - parsknął śmiechem.

- Oj, nie zaczynaj, bo dostaniesz manto od Alka i Moni. A jak nie, to sama skopię ci ten tyłek. Zobaczysz! - pokręciłam głową ze śmiechem i wstałam, by zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, aby móc się w spokoju przebrać.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz