30.

1.9K 85 20
                                    

01.08.1941 r.

Właśnie szykowałam torbę z ubraniami i niezbędnymi rzeczami. Zośka nas zaprosił na dwie noce, więc szykuje się mam nadzieję miły weekend spędzony w najlepszym towarzystwie. Mojej mamy nie było w domu, dlatego do mnie należał obowiązek zamknięcia drzwi na klucz. Przed wyjściem sprawdziłam, czy wszystko mam. Po szybkim obejrzeniu mojego bagażu, wyszłam, zakluczyłam zamek i skierowałam się w stronę domu Zawadzkich.

Pod nosem nuciłam sobie znaną mi dobrze melodię kołysanki, którą mama mi zawsze śpiewała na dobranoc, gdy byłam mała. Mijałam kolejne ulice, w końcu docierając do wyznaczonej. Na nadgarstku kołysał mi się zegarek na czarnym pasku. Sprawdziłam na jego wskazówki: 14:27, idealnie 3 minuty przed czasem. Zapukałam do drzwi, a tam przywitał mnie Tadeusz i stojąca za nim Hala.

- Cześć - przytuliłam go, a on odwzajemnił mój uścisk.

- Cześć, rozgość się - posłał mi ciepły uśmiech.

Przywitałam się z jego ukochaną i przeszliśmy do kuchni.

- Pewnie się spóźnią - zauważył chłopak patrząc za okno z lekkim rozczarowaniem. - Dziwi mnie, że na zbiórki stawiają się prawie punktualnie - zaśmiał się.

Ktoś nagle zapukał do drzwi, blondyn poszedł otworzyć, a ja zasiadłam z Glińską na krzesłach. Po chwili usłyszałam głos Dawidowskiego i serce zabiło mi dwa razy szybciej, a głowa plątała się w chmurach.

- Cześć dziewczyny - dryblas wszedł do pomieszczenia. Przytulił Halę, a mnie pocałował przelotnie w usta.

Na sam koniec przyszedł Rudy, jak zwykle spóźniony wraz z Monią.

Piegus na nasz widok uśmiechnął się i zrobił usta w dzióbek, by złożyć nam pocałunek na policzkach.

- Dobrze wiesz, jak nienawidzę się spóźniać - dziewczyna zarzuciła swoje loki na bok i klepnęła z niezadowoleniem Jasia w ramię. - Przepraszam cię Tadziu - rzuciła mu przepraszające spojrzenie.

- Nic się nie stało - zaśmiał się i machnął na to ręką. - To nie jest pilna sprawa. A tylko mi się zacznij spóźniać na zbiórki, tak jak ostatnio... - blondyn pogroził Rudemu palcem. - Nie ma czasu na głupoty.

- Dobrze, szefie - piegusa rozbawiła ta sytuacja, bo o mało nie wybuchł śmiechem. Powstrzymywała go chyba tylko myśl, że zaraz by oberwał w głowę.

Ja, Monia i Hala zostałyśmy w kuchni, by przygotować trochę jedzenia. Zawadzki powiedział, że wszystko jest do naszej dyspozycji. Osobiście bardzo lubiłam spędzać z dziewczynami czas, gdziekolwiek by to miało być. Trójka chłopców natomiast poszła rozłożyć wszystko, co było nam potrzebne do salonu i 'naszych' pokoi.

- Ale gorąco - poszłam rozszczelnić okno.

Dzień należał do tych strasznie upalnych, miałam ochotę dać nura w lodowatej wodzie i się stamtąd nie ruszać.

W powietrzu nadal czułam panią Leonę. Uwielbiała tu spędzać czas i zawsze była urokliwą kobietą. Każdy z nas ją uwielbiał...

- Mam dziwne wrażenie, że nadal tu jest - Monia wyrwała, jakby czytała mi w myślach.

- Mama Tadeusza? - zapytała Hala dla pewności.

- Tak - oparła ręce o blat i westchnęła.

- Bo duchowo jest, ale nie fizycznie. Ten dom zawsze będzie nią wypełniony - uśmiechnęłam się i położyłam odruchowo rękę na jej ramieniu.

Nagle usłyszałyśmy głośny i dziki rechot Alka i Zośki na korytarzu. Bez wahania podeszłyśmy do miejsca skąd wydobywały się niesforne dźwięki.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz