39.

1.3K 73 25
                                    

14.08.1942 r.
Przy moim boku szła Maryla, a z drugiej strony Tadeusz z Halą, za nami ciągnęła się Dusia i Janek Bytnar z Kazimierzem Sułkowskim, jego serdecznym przyjacielem, jeszcze za czasów Batorego. Natomiast hen przed nami dreptała Danka z Jędrkiem Makólskim. Nie można było chodzić wielkimi grupkami, bo gdyby nas patrol zobaczył, mielibyśmy kłopoty, a tak, jest bezpieczniej, bo po co niepotrzebnie ryzykować. Gdzie tak pędziliśmy? Do Alka, tak jak mu obiecaliśmy.

Będąc na miejscu dryblas akurat wyprowadzał bydło z obory, przywitał się z nami, ze śmiechem, zdejmując cylinder. Uwielbiał kapelusze, miał ich całą kolekcję.

Ja z Danką i Kazikiem podeszliśmy bliżej. Ostatnia krowa się zaparła i nie szło jej wyciągnąć na żaden sposób.

- Jak nie pójdziesz, to popamiętasz - zdenerwowany Glizda chwycił za widły i straszył ją.

- Alek, a czy ty się zastanowiłeś, że ta krowa, to kobieta? - rzucił dla żartu chłopak stojący obok nas, na co on się odwrócił do niej.

- Czy pani krowa będzie uprzejma wyjść na pastwisko? - wypalił zdejmując cylinder i kłaniając jej się nisko.

I zwierzę po tych słowach wyszło zadowolone, machając ogonem, by odgonić natrętne muchy, które uprzykrzały jej życie.

Około godziny 18, mimo już i tak powoli opadającego gorąca, rozpaliliśmy małe ognisko. Rozsiedliśmy się na trawie, a Aleksy zaczął śpiewać 'Chryzantemy złociste', miał piękny głos, który rozpływał się przyjemnie w uszach. Dołączyła do niego reszta i tak mimo tylu osób, staraliśmy się być w miarę cicho, co ostatecznie nie wyszło, bo mój chłopiec wyciągnął mnie na polkę, którą umiał tańczyć jak mało kto, a inni klaskali w jej rytm. Zaraz do nas przyłączył się Janek z Halą - nieodłączny duet oraz Dusia z Kaziem. Zabawa była przednia, jednak Tadeusz patrzył z lekką zazdrością na Halę. Napiął szczękę i stłamsił to w sobie.

Zośka miał dwie lewe nogi do tańca i cierpiał nad tym strasznie, bo mimo wielu podjętych przez niego prób, nie szło go nauczyć i nic mu nie wychodziło. W takim wypadku zostało mu już tylko patrzenie, dlatego ze stoickim spokojem przyglądał się, to nam, to Glińskiej, nie dając po sobie nic poznać.

Kiedy już wszyscy byliśmy zmęczeni i najedzeni, położyliśmy się na ziemi, obserwując niebo, a raczej zachodzące już o tej porze, słońce. Aleksy jak zwykle położył mi głowę na udach i on jedyny nie wpatrywał się w zmierzch, a we mnie, zauważając to, usiadłam i podparłam się z tyłu dłońmi. 

Spojrzałam na niego i miał taki nieobecny wzrok, jego klatka piersiowa delikatnie się poruszała, położyłam na niej rękę i poczułam pod nią, jak serce mu bije, tak spokojnie, że aż się uśmiechnęłam. 

- Co się dzieje? - pogłaskałam go po włosach, wciąż bacznie mnie obserwował, wiedziałam, że słyszy, bo tylko mrugnął, a kącik jego ust delikatnie drgnął.

- Chyba będę musiał niedługo wrócić do Warszawy - odezwał się po chwili milczenia. 

- Aż tak ci do niej śpieszno? - zaśmiałam się pod nosem.

- Już ciężko mi tu wysiedzieć, mam zakaz, ale minęło tyle czasu...Pewnie już zapomnieli, że ktoś taki jak ja, istnieje i ma się dobrze - mówił cicho, prawie szeptem, by nie przeszkadzać innym. 

- U mnie masz zawsze otwarte drzwi, wiesz o tym - westchnęłam, obawiając się, że i tym razem, kłopoty go nie ominą, a on się jedynie uśmiechnął ciepło na moje słowa. 

- I u mnie! - wyrwał się Bytnar. 

- Janek, oszołomie, siedź żeś cicho, nie podsłuchuj! - zbeształa go siostra. 

Wszyscy ryknęli gromkim śmiechem. 

- No ale... - Rudy wyrzucił ręce do góry, ale nie dokończył zdania, bo nawet nie wiedział, jak ma się z tego usprawiedliwić. - Wy też podsłuchiwaliście - zrobił naburmuszoną minę - wierzyć mi się nie chce, że nie.

Aby rozluźnić atmosferę oraz z uwagi na późną porę, dryblas zaproponował nam zostać na noc, przed godziną policyjną i tak nikt z nas by nie zdążył wrócić do domu, a tu jest bezpiecznie, głównie dlatego, że patrol chodzi tu raz na ruski rok. 

Alek spojrzał w kierunku swojej siostry, jednak ona także od jakiegoś czasu była pochłonięta rozmową z Tadeuszem. Zaraz jego wzrok wrócił na mnie.

- Powiedz mi Basiu... - zaczął.

- Tak? 

- Jak się miewa moja mama? Od trzech tygodni nie daje znaku życia - westchnął. - Nawet nie wiem, co u niej. 

- Ma się dobrze, ostatnio się nawet z nią widziałam na Marszałkowskiej, pomówiłyśmy chwilę i powiedziała, że szła akurat na Kercelak, nie miała nic przeciwko, więc poszłam z nią.

- A zdrowie jej dopisuje? - złapał moją dłoń i pomiędzy moje palce, wsunął swoje.

- Tak, wulkan energii, tak jak ty - zaśmiałam się i zmierzwiłam mu włosy. 

Uśmiechnął się z tym swoim Alkowym spojrzeniem i było widać, że kamień spadł mu z serca, słysząc dobre nowiny.




Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz