26.

1.7K 92 51
                                    

03.03.1941 r.

Rankiem obudziły mnie głośne hałasy dochodzące z kuchni. Otworzyłam oczy, lekko się przeciągając z szafki nocnej zrzuciłam szklankę z niedużą ilością wody. To od razu stawiło mnie na nogi.

- Basia, co się dzieje? - mama przestała na chwilę hałasować przyrządami kuchennymi.

- Nic mamusiu - rzuciłam podnosząc szklane naczynie, które o dziwo nie miało ani jednego draśnięcia.

Zaniosłam je do kuchni i zajrzałam do szafki w poszukiwaniu jakiejś szmatki, którą mogłabym wytrzeć niewielką kałużę z podłogi.

- Jak poranek? - zapytała rodzicielka i zaczęła się bawić moimi włosami.

- Rozlana woda z samego rana, nie wróży nic dobrego - zaśmiałam się i wciąż przewracałam różne rzeczy, by tylko znaleźć to, czego potrzebowałam. - A tobie jak minął?

- Dosyć ciekawie. Trzymaj - z uśmiechem podała mi ścierkę. Matczyny uśmiech był jednym z najpiękniejszych, jakie istniały. Nie ważne były myśli, on zawsze powracał i był pełny ciepła, troski i tego bezpieczeństwa, które każde dziecko oczekuje od swojego rodzica.

- Dziękuję - pognałam do pokoju i zaczęłam wycierać wodę. Coraz bardziej leciała w inne kąty podłogi. Zniecierpliwiona zaczęłam trzeć panele tak bardzo, że po chwili szmatka była już cała mokra. Wydałam z siebie niezadowolony dźwięk.

- A właśnie, Basiu! - kobieta zawołała ponownie z pomieszczenia obok. - Chodź jeszcze na chwilę.

Posłusznie wykonałam polecenie i wyszłam ze swojego pokoju.

- Z samego rana był tu Krzysztof, zostawił dla ciebie jakąś karteczkę i prosił, bym ci ją przekazała - wyciągnęła do mnie rękę z kawałkiem papieru. Był poszarpany, jakby na szybko ją skądś wyrwał i pisał w pośpiechu, byleby tylko coś mi przekazać.

- Był tutaj? - Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać. Nie było na niej wiele, ale informacje docierały do mnie, tak jak powinny.

- Jak widać - czułam jak się uśmiecha, a kątem oka mogłam zauważyć jak opiera się jedną dłonią o blat.

"Będę na ciebie czekać o godzinie 11:30 w domu przy Kruczej 22, na pewno, będziesz wiedziała, o który mi chodzi. Od razu go zauważysz. Przyjdź proszę, wiele to dla mnie znaczy.

K."

Spojrzałam na mamę, chciałam wiedzieć, co sobie teraz myśli. Zawsze mi pomagała, nawet w błahostkach. Teraz potrzebowałam jej rady. Była zajęta, więc i ja rozmyślałam chwilę i doszłam do wniosku, że powinnam w tej sprawie liczyć tylko na siebie. Postanowiłam tam pójść.

Wielki zegar w kącie, wskazywał godzinę 10:27. Obróciłam się za siebie raz jeszcze i poszłam się ubrać w porządniejsze ubrania. Zdjęłam piżamę, na górę wciągnęłam białą koszulkę, a dół przyozdobiłam długą, granatową spódnicą, która idealnie oplatała mi talię. Włosy przeczesałam na szybko złamanym w kilku miejscach grzebykiem. Ramiona okryłam krótkim rozpinanym sweterkiem i poszłam umyć zęby. Nieszczególnie miałam ochotę na śniadanie, więc po wszystkim wyszłam z łazienki.

- Kochanie, uważaj na siebie, proszę - uśmiechnęła się z troską wymalowaną na twarzy.

- Dobrze mamusiu - podeszłam do niej i ucałowałam jej polik. Wiem, że w jakiś sposób ją to uspokaja, a potem zanim zniknęłam w ułamku sekundy, rzuciłam szybko "wrócę później".

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz