11.01.1940 r.
W styczniu, mrozy zawsze są największe. Chodzę w grubym płaszczu, szaliku i wysokich kozakach.
Przechadzałam się właśnie z Rudym i Zośką, szukając dobrego punktu do naszych akcji sabotażowych. Kiedy znaleźliśmy się przy ulicy Wawelskiej, zobaczyłam coś okropnego. Pociągnęłam chłopców za ich płaszcze chowając ich w niewielką alejkę. Dopiero po chwili zorientowali się o co mi chodzi.
Alek został złapany na łapance. Stał pod ścianą i czekał na wyrok, który był już przesądzony. Jako jedyny był spokojny i jakby się tym niezbyt przejmował, że zaraz zostanie rozstrzelany.
- Basia, zostań tu, my się tym wszystkim zajmiemy sami - Janek powiedział to lekkim szeptem i zakradli się szybko od tyłu do esesmanów.
Glizda od razu ich zauważył, a Rudy pokazał mu palcem, żeby był cicho.I w tym momencie zostały rzucone strzały ze strony szkopów. Alek padł na ziemię, jak cała reszta. Przegryzłam wargę i wybuchłam ostrym płaczem. Upadłam na ziemię, gdzie spadały moje gorzkie łzy. Chciałam podbiec, lecz rozsądek mówił mi, żebym została tu gdzie jestem. Nie mogłam, go stracić, nie mogłam. Moje serce tego nie wytrzyma, a na samą myśl o tym od razu zrobiłam się niespokojniejsza. Patrzyłam właśnie jak Janek i Tadeusz łapią od tyłu dwóch oficerów za ręce, tak, że z łatwością mogliby je złamać. Powykręcali je na wszystkie strony, zabrali pistolety i strzelili w nich. To się wydarzyło tak szybko, że niemal byłam tym oszołomiona. Fakt ze szkopy nie wiedzą jak się zachować, kiedy ktoś ich zaatakuje z zaskoczenia, cieszył mnie. Esesmani osunęli się na ziemię.
Alek wstał jakby nic się nie stało. Widząc to niemal zemdlałam. Jak to możliwe, że on żyje, no jak? Pobiegłam w stronę chłopaków i z płaczem rzuciłam się ukochanemu na szyję, ręce drżały mi bardziej niż kiedykolwiek w życiu, a moje całe ciało trzęsło się pod wpływem emocji.
- Jestem tu Basiu - pocałował mnie w czubek głowy i jak zawsze gładził po włosach. - Już jestem - powtórzył spokojnym tonem.
Niespokojnie coraz bardziej wtulałam się w niego, nie wierzyłam, że stoi tu cały i zdrowy, a ponadto żywy.
- Dobra, chodźcie gołąbeczki, bo zaraz się szkopy zlecą - Janek spojrzał na nas szybko, a potem zaczęliśmy biec w stronę starego miasta.
Alek wytłumaczył nam, a bardziej mi, co zrobił, bo chłopcy w jakimś stopniu wiedzieli jak to się mogło stać. Chociaż nie ukrywali zdziwienia i szczęścia jakie ich rozpierało, że nic mu jednak nie jest. Okazało się, że Niemiec trafił dosłownie w przerwę między jego ręką a ciałem, udawał, że właśnie go postrzelił, osunął się na ziemię. Przysłuchując tego miałam otwartą buzię, przecież... przecież to było prawie jak niemożliwe. Jak trafienie w coś co zdarza się raz na milion. A jednak...
16.01.1940 r.
Siedzieliśmy wszyscy w domu Bytnarów. Janek się właśnie droczył z Monią. Uwielbiał to robić. Zabrał jej wstążkę, którą często nosiła przy włosach i trzymał ku górze, tak by nie mogła jej zabrać.
- Janeczku, oddaj mi to proszę. - skakała próbując złapać co jej.
- A dostanę w zamian? - uśmiechnął się zawadiacko.
- Nic! Oddawaj! - naburmuszyła się i nadal skakała.
- Chcę buziaka - nadstawił policzek.
- No jasne! Nie ma mowy - podczas jego nieuwagi, skoczyła wyżej niż dotychczas i złapała wstążkę.
- To nie fair! Ja nigdy nie dostaję tego co chcę - obrażony rozsiadł się na krześle z założonymi rękoma na piersi.
Tadeusz i Alek śmiali się z niego, łapiąc się za brzuch.
- No cóż Janeczku, taka jest kolej rzeczy - Maciek ze śmiechem poczochrał przyjacielowi grzywkę.
Związek Moni i Rudego złamał niejednej dziewczynie serce, bo kochała się w nim połowa Warszawy. Co jednak muszę im przyznać, pasowali do siebie jak puzzle. Tworzyli wybuchową parę, a jednocześnie tak bardzo idealną.
Dziewczyna podeszła do swojego ukochanego i szybko cmoknęła go w polik. Zaskoczony tym Janek, wstał z krzesła i spojrzał na nią.
- No to teraz tak szybko mi nie uciekniesz - humor mu wrócił i zanim Monia zdążyła uciec, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie od tyłu. Przytulił mając jedną rękę na jej brzuchu, a drugą delikatnie pod jej szyją - Mam cię - szepnął jej do ucha, ale i tak pewnie każdy to usłyszał. Dziewczyna zachichotała pod nosem i stali tak bujając się na prawo i lewo, a Bytnar mówił jej co jakiś czas jakieś słówko na ucho przez co czasem wydawała z siebie szczery śmiech.
Hala siedziała u Tadeusza na kolanach i choć nigdy wcześniej o tym nie mówiłam, oboje obchodzili za najbardziej elegancką parę. Wszystko co robili, mogli dzielić między sobą. Czytali, byli dobrze wychowani, a nawet zachowywali taki sam spokój na co dzień. Zośka pozwalał sobie na pieszczotliwe uwagi wobec niej, tylko kiedy byli sami. Wiem to, bo Hala czasem nam opowiadała, wcale jej to nie przeszkadzało, a przynajmniej nie czuła się skrępowana wzrokiem innych. Doskonale także wiedziałam, że uwielbiają spędzać ze sobą czas, szczególnie na osobności. Pewnie dlatego, gdyż nie czuli wtedy pewnego ograniczenia. Powiedziała kiedyś: "Kocham Tadeusza. Jego spokój i rozwagę, a także zazdrość o wszystkich chłopców, którzy na mnie patrzyli inaczej niż powinni. Czułam przez to, że jestem dla niego ważna." I tak faktycznie było.
Od kiedy pamiętam Rudy zawsze tworzył super trio z Tadeuszem i Halą. Jaś niekiedy zanim związał się z Monią, mówił do Halinki: "Ach! Gdyby nie Tadeusz..." i wzdychał przy tym czarująco. Był kochliwy i nią zafascynowany lecz ona nie chciała go ranić będąc z Zośką. Miała do niego dużo sympatii, ale nie był w jej typie. Uwielbiała go i to bardzo. Jednak to Tadka obdarowywała swym jednym jedynym uczuciem i zawsze był tylko on. Kiedy przychodził czas tańczenia, Janek głównie prosił tylko ją mówiąc "czujemy się, dlatego nam tak dobrze idzie". Co jak co, ale naprawdę świetnie ze sobą tańczyli.
Alek widząc, że jako jedyny nie obejmuje i nie dotyka swojej dziewczyny, żeby nie było mi przykro. Przyciągnął mnie do siebie od tyłu, staliśmy identycznie co Jasiu i Monia. Ucałował mnie delikatnie w policzek, co sprawiło, że się uśmiechnęłam,a tym samym wywołałam słodki jęk z ust Moni i Hali kiedy nas tak zobaczyły.
_______________________________________________
Piszę notkę, na której zależy mi byście ją przeczytali. Głównie ze względu na to, że dotyczy ona w dużej mierze rozdziału i pewnie jest to pierwsza i ostatnia taka wypowiedź pod rozdziałem, bo zwyczajnie nie lubię tego robić, haha. Dzisiaj jest ten wyjątek, ponieważ, wiem, rozdział jest bardzo krótki, ale chcę żebyście wiedzieli, że pisałam go dosyć długo (4 godziny dla zainteresowanych), gdyż przez dużą miarę czasu szukałam prawdziwych informacji, takie które by was zaciekawiły, a jednocześnie moglibyście o nich nie wiedzieć. Naprawdę wkładam w rozdziały serducho i mam nadzieję, że widać chociaż trochę tego efekt. Podając wam źródło kiedy zaczęłam pisać od momentu "Kocham Tadeusza" aż po "Dlatego nam tak dobrze idzie" (Nieco zmieniłam, były to dosłownie lekkie korekty, ale wszystko nadal się pokrywa z tym co było napisane) wzięłam ze wspomnień Hali Glińskiej, która cudownie porusza wszystkie ważne tematy, a nie tylko jej miłość z Tadeuszem.
Dziękuję, buziaki.
CZYTASZ
Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔
Ficción históricaBasia Sapińska, wielka miłość, przyjaźń. Czy Alek zostanie dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem? "Alek to chodzący uśmiech i słońce, nie ważne, gdzie był, wraz z nim zawsze przychodziło światło." " (...)To opowieść o ludziach, którzy umi...