21.

1.9K 96 28
                                    

18.10.1940 r.

Na początku października, niedaleko mojej dzielnicy, zostały utworzone getta dla żydowskiej ludności. Oni nigdy nie byli traktowani dobrze, od początku wojny, była to dla szkopów najgorsza z możliwych istniejących ras.

Dzisiaj postanowiłam dostać się do środka, co prawda, wszystko było otwarte, ale nadzorowane przez Niemców. Na ten moment, bardzo łatwo można było tam wejść, ale nie każdy stamtąd wracał. Pomaganie Żydom było surowo karane, ale miałam to gdzieś, człowiek to człowiek, nie ważne jakiego pochodzenia. Prócz Niemców, bo oni są już uważani za zwierzęta.

W małe zawiniątko schowałam pokrojony przeze mnie kilka minut temu chleb. Ryzykowałam życie, ale będąc w małym sabotażu, tak samo się narażam. Miałam w sobie jakąś potrzebę pomocy tym ludziom. Ubrałam na siebie chustę, moją ulubioną sukienkę oraz cienki płaszczyk, bo o tej porze roku, zazwyczaj już robiło się zimno. Na nogach miałam rajstopy, czarne buty, a szyję oplatały czerwone korale. Włosy upięłam, tak jak często to robiłam. Przed wyjściem spojrzałam na siebie w lustrze i chwilę potem już szłam w stronę niedalekiej dzielnicy.

Jakiś młody Niemiec, który akurat stał na straży, nie miał pewnie nawet dwudziestu trzech lat, poprosił mnie o dokumenty, puścił, a potem odprowadził mnie wzrokiem, póki nie skręciłam w małą uliczkę, gdzie getto ciągnęło się przez jeszcze następne parę ulic. Przy jednej ze ścian zauważyłam czwórkę dzieciaków, siedzących pod dziurawym kocem, przytuleni do siebie, spoglądali na mnie z przerażeniem.

- Cześć - podeszłam do nich i przykucnęłam, by bliżej im się przyjrzeć. - Jestem Basia - uśmiechnęłam się w ich stronę, ale żadne z nich tego nie odwzajemniło. - Mam coś dla was - po chwili milczenia, wyciągnęłam szybko cztery kromki chleba i dyskretnie je im podałam, udawałam, że tylko poprawiam koc, by nie wyglądało to zbyt podejrzanie.

Oczy na widok świeżutkiego pieczywa, zaświeciły im się jak monety. Skinęły w moją stronę głową, na znak podziękowania.

Resztę chleba jaki miałam rozdałam w dalszych ulicach. Ludzie nic nie mówili, tylko kiwali głowami. Wracając do wyjścia, zadowolona, że mój plan się powiódł, zobaczyłam jak, jakiś esesman goni małego chłopaka, miał może z 8 lub 9 lat. Trafił do niego czymś tak wielkim i tak ciężkim, że jego ciało rozleciało się w kawałkach na ściany i ziemię. Zrobiło mi się słabo na ten widok. Flaki i krew leżały dosłownie wszędzie w promieniu około 4-5 metrów. W głowie mi się nie mieściło, jak można być aż taką bestią, to było dziecko... świat mi zawirował i poczułam jak tracę grunt pod nogami.


Obudziłam się na jakimś bardzo miękkim łóżku. Przeciągnęłam się i przetarłam oczy. Ale zaraz... To nie jest moje mieszkanie, ani mieszkanie żadnego z moich przyjaciół. Dopiero teraz zauważyłam moją sukienkę i rajstopy na jakimś bordowym fotelu obok mnie. Przerażona spojrzałam pod kołdrę zobaczyć czy mam na sobie bieliznę. Mam. Odetchnęłam, ale i tak przerażenie brało górę.

- Spokojnie jeszcze cię nie wykorzystałem - we framudze drzwi stał mężczyzna w niemieckim mundurze, prawdopodobnie jakiś wyższy oficer. Swoje kasztanowe włosy, miał ułożone na jedną stronę, a w ustach papierosa, którego właśnie podpalał. Mówił płynnie po polsku, ale akcent uwydatniał to, że na pewno był Szwabem. Na oko wyglądał na 25 lat.

- J- jeszcze? - zabrakło mi śmiałości, więc wtuliłam się w kołdrę w obawie, że zaraz coś mi może zrobić.

- Myślałem, że ucieszy cię ten fakt. W końcu jesteś dziewicą jeśli dobrze myślę i chyba nie chciałabyś go stracić z kimś takim jak ja? A może jednak? Nie jestem wybredny - zaśmiał się donośnie i usiadł obok mnie na łóżku.

W głowie miałam milion scenariuszy, ale plan tylko jeden: przy możliwej okazji, uciekam stąd jak najszybciej.

- Wy Polki, jesteście takie kruche i delikatne. Odwrotność naszych dorodnych Niemek - wypuścił mi dym, prosto w twarz.

- Co ja tu robię? - spojrzałam mu prosto w oczy.

- Co ty tu robisz? - śmiech znów stłumił ciszę jaka nas otaczała. - Film ci się urwał, czy jak? - zgasił niedopałek w popielniczce, która stała na szafce nocnej.

- No... Straciłam przytomność? - zapytałam, nie będąc pewna, co dokładnie się ze mną stało.

- Brawo - zaklaskał z dezaprobatą.

- Czemu jestem bez ubrań? - domagałam się odpowiedzi, chyba nie byłam świadoma tego, że właśnie siedzę w domu u jakiegoś szkopa, który w każdej chwili może ze mną zrobić co tylko będzie chciał.

- Bo byłaś cała gorąca, to cię rozebrałem - rzucił idąc w stronę wyjścia. - Nie zadawaj mi tylu pytań. Ubierz się, bo nie mam zamiaru cię takiej oglądać, jak paradujesz mi po domu. W normalnej sytuacji bym na to nie narzekał, ale dzisiaj jest wyjątek.

Obmyślałam wszystkie możliwe plany ucieczki. Jeśli się odwróci, to jest możliwość, żebym dała nogę? A może jest szybki i mnie dogoni? Schowałam twarz w dłoniach i przetarłam ją z całych sił. Byłam na siebie w tym momencie zła, tylko nie wiedziałam czy to, dlatego, że w ogóle tam poszłam, czy mój organizm jest tak słaby na takie widoki. Nigdy wcześniej mi się to nie przydarzyło i jak na złość musiałam akurat tam wszystko zepsuć.

Założyłam na siebie co trzeba i wyszłam do salonu. Mieszkanie wyglądało jak typowa kawalerka dla samotnego mężczyzny.

- Zamierzasz mnie stąd wypuścić? A może chcesz mnie tu przetrzymywać na swoje korzyści? - ponownie zapytałam, nie myśląc o konsekwencjach jakie mogą mnie spotkać.

- Kuszące propozycje - powiedział z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. - Ale jeszcze nie wiem co z tobą zrobię - ponownie wziął do ust fajkę i zapalił ją. - Może mi się przydasz, a może nie i wypuszczę cię na zbity pysk lub zabiję, jak całą zgraję tych cholernych Polaczków.

Wpuściłam do płuc nieco powietrza, które było i tak całe zapełnione dymem tytoniu.

- Myślisz, że nie wiem o podrobionych dokumentach? - złapał mnie za szczękę jedną ręką. - Twoich i twoich znajomych? Wiem to doskonale, ale nie zajmuję się takimi rzeczami i mało mnie one obchodzą - usiadł na fotelu obok kanapy. - Ale jedno muszę wam przyznać: kopię prawdziwych dokumentów robicie całkiem realistyczne i łatwo się nabrać.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, stałam jak głupia przy ścianie, lekko przesuwając się do drzwi wyjściowych, by sprawdzić czy są otwarte. Na wieszaku był mój płaszcz, a na podłodze leżały moje buty.

Zastanawiałam się czemu wciąż muszą mnie spotykać takie sytuacje.

Podeszłam i złapałam za klamkę, drzwi delikatnie się uchyliły, więc mogłam w każdym momencie wybiec, ale nie chciałam robić zbyt wielu podejrzeń więc przymknęłam najciszej jak się dało, drzwi i wróciłam do ściany, gdzie jeszcze niedawno stałam.

- Palisz? - wyciągnął rękę z paczką papierosów w moją stronę, ale ja tylko pokręciłam przecząco głową. - Grzeczna, rozumiem... - schował je do swojego munduru.

Przez cały czas mnie obserwował, kiedy w końcu poszedł do toalety, szybko wzięłam swoje rzeczy, nawet ich nie zakładając i wybiegłam. Za sobą słyszałam głośne szarpanie drzwi od łazienki, jakby przypadkiem się zatrzasnął we właściwym dla mnie momencie. Oficer klął tak głośno, że połowa kamienicy, mogłaby go bez problemu usłyszeć. Sprawdziłam czy aby na pewno mam ze sobą dokumenty w płaszczu. Były na swoim miejscu, więc jedyne co mi pozostało, to uciekać, gdzie tylko mogłam.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz