43.

1.2K 69 29
                                    

02.02.1943 r.

Alek

3 listopada 1942 roku w wielkiej wsypie Wawra aresztowano harcmistrza Jana Błońskiego wraz z rodzicami i siostrą. 

Żona Ryszarda Białorusa "Jerzego" była drugą siostrą Janka. Mieszkanie teścia "Jerzego", Edwarda Błońskiego zostało opieczętowane przez gestapo. Tak więc Jasiek przekazywał z więzienia informacje o tym, że w domu pozostały jeszcze nie odnalezione przez Niemców, broń i materiały konspiracyjne, a także cenne dzieła sztuki należące do jego ojca, faktem było wówczas, iż był on znawcą sztuki i w czasie wojny pomagał artystom, kupując ich dzieła.

Decyzja o tym, że należy ewakuować z mieszkania na Brackiej resztę "magazynu" zapadła w dowództwie Oddziałów Dyspozycyjnych. 

Dowództwo akcji objął Tadeusz, gdyż Jerzego mogli kojarzyć sąsiedzi, bo był częstym gościem w mieszkaniu Błońskich.

Zawadzki zaangażował do akcji trzynastu członków Grup Szturmowych, w tym mnie, zostałem dowódcą ubezpieczenia na klatce kuchennej. Przez nieobecność dozorcy, który miał nam dostarczyć drabinę, musieliśmy łomem otwierać drzwi kuchenne, by dostać się do środka.

Sąsiedzi zwabieni hałasem, zaczęli wychodzić na klatkę schodową widocznie zaciekawieni - trzeba było ich więc zatrzymać, by nie wyszli na ulicę i nie spowodowali alarmu. 

Po trudnym dostaniu się do mieszkania, z pomocą Jerzego znaleziono i wyniesiono ukryte materiały. Jednak ktoś z mieszkańców podejrzewając napad bandycki, wezwał policję. 

Zjawiło się pierw dwóch granatowych, a Tadeusz uprzejmie zaprosił ich do środka, po czym odebrano im broń. Gdy Zośka z Jerzym wychodzili ściągając ubezpieczenie z obydwóch klatek, przed dom zajechało "Pogotowie bandyckie" granatowej policji. Miało ono złą sławę, gdyż już nie raz zdarzyło się im ścierać z oddziałami konspiracyjnymi. Tak było i tym razem, zaczęła się wymiana strzałów. 

Spacerowałem z pozorem obojętności, choć w środku było mi źle, milion myśli kłębiło mi się w głowie, nic nie mogłem zrobić, musiałem się temu przyglądać, tak jakby mnie to nie ruszało. Musiałem wykonywać swój obowiązek. Niepokój mną targał. Widziałem walkę, rannych przyjaciół i dobijało mnie, że nie mogłem im pomóc, choć bardzo chciałem. Po chwili dwóch policjantów leżało w kałuży krwi.

- Jest kto ranny? - krzyczy Tadeusz, ignorując, że sam jest lekko poraniony.

Na udzie Rudego występuje wielka czerwona plama. Jęknął cicho z bólu i wsparł się na ramionach kolegów po bokach, z których jeden także jest ranny. Przez przypadek wchodzą do cudzego auta, dopiero po chwili spostrzegają błąd, na Janka buzi widać złość na siebie samego za swoje gapiostwo, jednak nie ma czasu, wyciąga pistolet i rozkazuje coś szoferowi, na co ten wystraszony groźbą władowania w niego naboju, rusza z piskiem opon. Przed minutą pełna gwaru ulica, teraz została zupełnie pusta.

- Zostawiłem teczkę na górze - przestraszył się Paweł i szybko cofnął się do mieszkania. 

Jednak klatka schodowa została zablokowana przez policjantów, najwidoczniej nie chcąc się dostać w ich ręce skoczył z czwartego piętra na ulicę. Huk rozbitego ciała o kostkę brukową po drugiej stronie dał nam jasno do zrozumienia, co się stało. Zabił się.

Mimo poniesionych strat Dowództwo Oddziałów Dyspozycyjnych, pozytywnie oceniło akcję. Jednak dla Tadeusza było to ciężkie przeżycie, zginął chłopak z jego hufca, w dodatku w akcji dowodzonej przez niego. 

W kolejnych dniach, były dalsze konsekwencje. Komendant Chorągwi Warszawskiej, Orsza najwidoczniej źle zrozumiał cel akcji, przypuszczając, że chodzi o odzyskanie dobytku Państwa Błońskich. Negatywnie ocenił także jej przeprowadzenie, dlatego też postanowił wyciągnąć konsekwencje w stosunku do Zośki. Zdecydował o odebranie  mu dowództwa Grup Szturmowych i przeniesienie go do Bojowych Szkół, odcinając od walki.

Wymieniał konwersację przez listy z Tadeuszem, gdyż zaniemógł na spotkanie przez chorobę. Tadeusz protestował, a ostatecznie został nadal dowódcą GS' ów i zastępcą wojskowym Jerzego.

04.03.1943 r.

Spotkałem się z Baśką i miałem jej tyle do powiedzenia, że aż  mi głowa pękała od nadmiaru myśli. 

- Serwus - uśmiechnęła się i podeszła do mnie roztańczonym krokiem.

- Witam panienkę - ucałowałem jej czoło, odwzajemniając uśmiech,  a ona wtuliła się w moją klatkę piersiową. 

Włosy pachniały jej wiosną i kwiatami, uwielbiałem momenty, w których miałem okazję je powąchać. Były takie delikatne, zupełnie jak ona.

- Gdybyś tylko wiedziała, co to się dzieje w świecie - pokręciłem głową z westchnieniem.

- Coś cię trapi? - odsunęła się, patrząc na mnie uważnie, jakby chcąc wyczytać z wyrazu mojej twarzy, co czuję, ale ona nic nie wyrażała.

- W sumie, to nie - wzruszyłem ramionami i okręciłem ją wokół własnej osi, na co ona zaśmiała się wesoło, a to był miód na moje serce, jej śmiech był przyjemny dla uszu, a mnie od razu robiło się cieplej w środku. 

- No to, o co chodzi, kochany? - zauważyłem na jej policzkach delikatne rumieńce i sam zaśmiałem się pod nosem. 

- Po prostu... mam ci tyle do powiedzenia, że sam nie wiem od czego zacząć - zdmuchnąłem z twarzy niesforny kosmyk, gdyż moje włosy nie zechciały dzisiaj ze mną współpracować, a Basieńka jedynie się ze mnie zaśmiała i złapała moją dłoń, splatając nasze palce i ciągnąc gdzieś. 

- Ja mam czas, więc najlepiej wszystko od początku - mówiła ciepło, tuląc się do mojego ramienia. 

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz