Epilog

1.8K 94 39
                                    

Usiadłam pod pomnikiem, tym słynnym, Kopernika, tym Twoim, kochany. W ręce trzymałam śrubkę, którą mi podarowałeś. Śmiałeś się, że to może nie jest romantyczne, ale wiedziałeś, że jestem sentymentalna, dlatego mi ją dałeś. A w torebce pluszowego kotka, którego Twoja mama nam przysłała z Pawiaka, często nas tak nazywała; 'Koty'. 

Chciałabym iść koło Ciebie i oprzeć się o Twoje ramię, które zawsze dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Ostatni raz trzymałam Cię za rękę w szpitalu. 

Tak Ciebie pełno dookoła, mam wrażenie, że przy mnie czuwasz. Widzę Cię tak wyraźnie i słyszę Twoje kroki. 

Malutki, nigdy Ci nie mówiłam o swojej miłości, może dlatego, że Ty też nic o tym nie mówiłeś. I rozumiem, nie miałeś czasu o tym myśleć, bo byłeś zaabsorbowany swoją pracą. A może po prostu mnie nie kochałeś?

Dopiero zdałam sobie sprawę, co do Ciebie czułam i jak dużo dla mnie znaczyłeś. Byłeś moim słońcem, moim autorytetem moralno-duchowym, moją troską i radością. Kochany, teraz poznaję przez Ciebie, co to tęsknota, rozpacz i żal. Tak dużo mi dałeś, że sama nie wiem jak miałabym Ci się odwdzięczyć. Cała ta gama uczuć jaka płynęła w moją stronę wciąż zdaje mi się niewyobrażalna. 

Dawniej nie myślałam o przyszłości, bo z tobą wydawało mi się to zbyt piękne i nawet nie śmiałam o tym myśleć. 

A pamiętasz, kochany jak prowadzałam Cię do dentysty i mówiłam, że jeszcze mi kiedyś za to Twoja żona podziękuje, że jej mąż nie jest szczerbaty? Albo jak przychodziłeś do mnie taki zmarnowany, z rozterkami i dylematami? W twoich słowach często pojawiało się "sumienie" i "spokój wewnętrzny". Czasem miotały Tobą nawet okropne myśli i zastanawiałeś się czy człowiek ma prawo odebrać życie człowiekowi.

Chciałabym być znów twoją małą dziewczynką, choć taka się czuję duża... Było mi z Tobą dobrze, nadzwyczaj dobrze. Lubiłeś mi kłaść głowę na kolanach i po prostu ze mną rozmawiać, nieraz zasypiałeś, miałeś wtedy taki spokojny wyraz twarzy i czuprynę rozwianą w każdą stronę. Nie śmiałam jednak wybudzać Cię ze snu. Czekałam aż sam się ockniesz, a kiedy to robiłeś, śmiałeś się, że znów Ci się to przydarzyło.

Sześć lat po Twoim odejściu, otrzymałam list, od Twojej mamusi. 

Napisała go, gdyż w końcu zdecydowałam się wyjść za mąż.

"17.08.1949 r.

Cieszę się dziecko moje, że spotkałaś kogoś, kto Ci odpowiada, z kim będziesz mogła dzielić radości i troski, i kłopoty codziennego życia...

Przyznam Ci się, że zawsze mnie serce bolało, widząc Twoje osamotnienie i wiedząc, że Syn mój jest tego przyczyną. Kocham Cię, żeś mu była miłą i kochaną. I teraz Bogu najwyższemu dziękuję, iż pozwolił Ci pójść normalną drogą każdej kobiety. I na tę właśnie drogę, przesyłam Ci  moja Basieńko, moje najserdeczniejsze, najgorętsze, prawdziwe matczyne życzenia. Tulę Cię do serca i polecam Opiece Boskiej."

Ileż ten list wywołał u mnie emocji... Żyłam przeszłością, nie umiałam z niej uciec, choć nawet nie wiem, czy chciałam. 

Mimo tylu lat, do ostatnich chwil trzymałam kontakt z Marylką, była dla mnie jak siostra, Twoje odejście nas do siebie mocno zbliżyło oraz przywiązało. I mimo tylu lat, do teraz mam na biureczku Twoją fotografię. Takiś był wtedy wesoły, wzięłam ją do ręki i przejechałam po niej delikatnie opuszkami palców, moje serce zmiękło, miałam Cię blisko serca jak nikogo innego. Od zawsze byłeś moją słabością. Kocham Cię, mój Złoty chłopczyku.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz