15.

2K 103 43
                                    

30.03.1940 r.

W kolejnych dniach spotkałam się także z Alkiem. Wyszliśmy wspólnie na spacer, na który rzadko chodziliśmy, mimo, że lubiliśmy to robić.

- Jakaś rozkojarzona jesteś - spojrzał na mnie. - Wszystko w porządku?

- Tak, jak najbardziej - uśmiechnęłam się. - Tylko tak rozmyślam o różnych rzeczach.

Nie wspominałam mu jeszcze o Krzysztofie, ale chyba już czas powiedzieć. Część o jego zauroczeniu, zostawię dla siebie. Nie chciałam go niepotrzebnie tym obarczać, a wiem, że na pewno by sobie tym głowę zawracał.

- Wiesz, Aluś, poznałam ostatnio takiego Krzysia.

- Czyżbym miał konkurencję? - zaśmiał się.

- No coś ty - zaczęłam się nerwowo śmiać. - Jest całkiem w porządku.

- Skoro tak sądzisz, to ci wierzę. Organizujemy spotkanie z chłopakami, niech czuje się zaproszony. Chciałbym go poznać, szczególnie jeśli to twój kolega - uśmiechnął się zawadiacko i pocałował mnie w czoło. - Z dziewczyn przyjdzie jeszcze: Dusia, Hala, Monia, Hania i Danka, więc mam nadzieję, że i ty się zjawisz.

- Na pewno przyjdę - ucałowałam go w polik, stając na palcach i ledwo do niego sięgając.

- W takim razie za tydzień, niedaleko naszego miejsca. Trochę dalej, tam między polaną, a lasem w popołudnie - nadal posyłał mi swój energiczny uśmiech.

04.04.1940 r.

Ktoś zapukał do moich drzwi. Siedziałam w domu sama, bo mama akurat była w pracy. W obawie i strachu, krzyknęłam z dala.

- Kto tam?

- To ja, Krzysztof - zza drzwi usłyszałam jego głos. Otworzyłam.

- Krzysiu? Co tu robisz? - stał z czerwoną różą w ręce.

- Chciałem się spotkać, ale nie za bardzo wiedziałem jak, więc przyszedłem - widziałam jego lekkie zakłopotanie, a na policzkach pojawił się rumieniec. - Musiałem dopytać jakąś sąsiadkę pod tobą. Sympatyczna kobieta.

- To miłe - uśmiechnęłam się. - Wejdziesz? - odsunęłam się, umożliwiając mu przejście.

- Chętnie - niepewnie wszedł za próg mieszkania. - Przytulnie - przyznał. - Ach - odwrócił się gwałtownie przodem niemal mnie przy tym nie uderzając. - Przepraszam, ale ze mnie ciamajda - podrapał się po karku. - To dla ciebie - podał mi różę z lekkim i zakłopotanym uśmiechem.

- Dziękuję, ale wiesz, że nie musiałeś - czułam się jak jakaś przestępczyni, która właśnie zdradza swojego ukochanego. Mimo, że tak nie było, widziałam, jak Krzyś nieustannie się dla mnie stara, tak jakby to on był moim chłopakiem i walczył o moje względy. Łudziłam się, że to po prostu zbyt dobre wychowanie, a może chce być tylko miły.Było mi z tym źle i zaczynałam się czuć skrępowana w jego towarzystwie sam na sam.

Odrywając się od tych myśli poszłam po wazon który napełniłam wodą i wstawiłam tam różyczkę.

- Herbaty? - odwróciłam się do niego na pięcie.

- Pewnie, ale tylko jeśli napijesz się ze mną - uśmiechnął się.

- Proszę, Krzysiu...- spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.

- Nie żartuję.

- Niech ci będzie - wyciągnęłam z szafki dwie filiżanki i talerzyki pod spód.

Chwilę poczekaliśmy, aż woda się zagotuje w tym czasie rozmawiając na różne tematy. Zaparzyłam herbatę i jeszcze długo dyskutowaliśmy, aż nie skończył nam się ciepły już napój.

- Tak sobie myślałem - usiadł obracając się jeszcze bardziej w moją stronę, bo siedział już i tak bardzo blisko. Odsunął mi włosy i przybliżył swoją głowę do mojej szyi. Po czym lekko musnął ją swoimi ustami.

- Nie możemy. Nie mogę. Ja mam chłopaka Krzysiu - lekko go odepchnęłam od siebie i sama się odsunęłam do tyłu. Poczułam lekkie obrzydzenie do siebie, że w ogóle na to pozwoliłam. Jestem okropna. Po czym zerwałam się z kanapy jak poparzona.

- P- przepraszam. Ja... nie miałem pojęcia. Ależ mi wstyd - również wstał na nogi. - Wybacz mi, proszę.

- Nie, nie to moja wina. To przeze mnie - odwróciłam się do niego twarzą i zakryłam swoją złożoną dłoń w pół, na ustach.

- Nie obwiniaj się Basiu, to ja się pośpieszyłem, sam niewiele o tobie wiedząc - czułam jego zakłopotanie nawet na sobie.

- Nic tu nie zaszło, dobrze? - wiedziałam, że oboje chcieliśmy to wymazać z pamięci. Przynajmniej ja...

- Tak, no oczywiście - potwierdził niepewnie.

- Swoją drogą - chciałam jak najszybciej zmienić temat i przerwać tą krępującą chwilę ciszy. - Mój ukochany, zaprasza cię na spotkanie, mówił, że chętnie cię pozna. Myślę, że to dobry pomysł, wyrwał byś się gdzieś i poznał więcej ludzi. Na pewno ich polubisz.

Koniec końców, Krzyś się zgodził i uzgodniliśmy, że przyjdzie pod moją kamienicę o godzinie 14:30. Niedługo potem wrócił do siebie, a ja umyłam i odłożyłam mokre naczynia do szafki, przedtem wycierając je małą ściereczką.

06.04.1940 r.

Alek

Rozłożyliśmy z chłopakami koce i przyszykowane wcześniej jedzenie. Z daleka widziałem jak zbliża się do nas Basia z nieznajomym chłopakiem. Miał blond włosy, rozczochrane w każdą stronę i był może z 15 lub 20 centymetrów wyższy od niej. A więc tym samym niższy ode mnie o prawie tyle samo.

- Cześć Aluś - moja dziewczynka podeszła do mnie i stając na palcach starała się mnie pocałować w polik, ale pierw ja ucałowałem ją w czoło jak zawsze.

- Krzysztof - blondyn podał mi rękę z uśmiechem na twarzy.

- Maciek, ale mów mi Alek - uścisnąłem jego dłoń.

Poszedł przywitać się z innymi. Nie wydawał mi się zły, wyglądał na sympatycznego chłopaka.

Czekaliśmy jeszcze na Halę i Anię. W między czasie rozstawiliśmy z chłopakami małe tarcze do rzucania plastikowymi rzutkami.

Po dwóch godzinach było już po 17, siedzieliśmy na kocach i przyglądaliśmy się osobom, które rzucały do tarczy mając przy tym niezły ubaw. Obok mnie siedział Anoda (Jan Rodowicz), Rudy i Danka.

- Patrz Alek, jak ten nowy się patrzy na Basię, naprawdę sądzisz, że on nic do niej nie czuje? - Anoda szturchnął mnie ramieniem.

- Pożera ją wzrokiem - wtrącił Janek.

- Dajcie spokój, Alek to widzi nie musicie go jeszcze bardziej dobijać - Danka zainterweniowała, widząc moje zakłopotanie.

To prawda, patrzył na nią takim wzrokiem jakby była tylko jego. Ten widok ukuł mnie w klatkę piersiową. Byłem strasznie zazdrosny widząc jak jej powodem do wielkiego i szerokiego uśmiechu jest właśnie on. Tańczyli, dużo rozmawiali i wyglądali, jakby naprawdę dobrze się ze sobą dogadywali. Co jakiś czas mówił jej coś na ucho, przez co jeszcze bardziej promieniała radością. Wyglądała na taką szczęśliwą. Sam nie wiem czy kiedykolwiek wyglądała tak przy mnie. Odwróciłem głowę i starałem się czymś zagadać całą trójkę.

- To co? Kiedy następna akcja? - patrzyłem na nich.

- Nie rozmawiamy tu o akcjach, moi drodzy - oznajmiła Danka. - Jesteśmy tu, jak na wakacjach.

Jeszcze długo dyskutowaliśmy, a ja ciągle spoglądałem na tamtą dwójkę. Czułem wewnętrzny ból, widząc, jak chłopak, którego poznała niedawno, dawał jej więcej niż ja sam od kilku miesięcy.

Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz