24.06.1939 r.
Jestem na imieninach u Danki Zdanowicz, mojej siostry ciotecznej. Otaczają mnie sami starsi koledzy i koleżanki, czuję się przy nich jak dziecko, właściwie, można powiedzieć, że przecież nim jestem, bo stuknęło mi w tym roku dopiero piętnaście wiosen. Poza tym co taka piętnastolatka może powiedzieć? Nikt jej nie będzie słuchał, tak, tak, dzieci i ryby głosu nie mają, a ja należę jeszcze do tej pierwszej kategorii.
Przemek, brat Danki, stojąc przy parapecie, zachęcał mnie, bym podeszła do niego, a więc westchnęłam ciężko, przerywając swoje denne rozmyślenia i wyjrzałam za okno całkiem rozżalona, ale ciekawa kto jeszcze przyjdzie.
I widzę. Idzie jakiś dwóch dryblasów.
- Idzie jakiś wielki w białym kowbojskim kapeluszu! - zakomunikowałam pozostałym.
Zapukali, jak się okazało oboje byli w kapeluszach, jednak ten jeden przykuł moją uwagę, był nieco wyższy od kolegi, mierzył na oko dwa metry i jak się na niego patrzyło, to uśmiech sam cisnął się na twarz. Stałam tak i wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. W końcu to zauważył i podszedł do mnie rozbawiony.
- Maciej Aleksy Dawidowski - ukłonił się, zdejmując kapelusz, jak przystało i złożył na mojej dłoni pocałunek, policzki spłonęły mi żywym ogniem. Sama nie wiem czemu, ale samą swoją obecnością mnie zawstydzał.
- Jaki tam Maciej! - krzyknął jego towarzysz ze śmiechem. - Zawsze i tylko Alek!
- Barbara... - uśmiechnęłam się nieporadnie. - Barbara Sapińska - poprawiłam.
- Alek, bo panienkę odstraszysz - zażartował Przemek.
Oboje dużo rozmawialiśmy, mimo początkowych trudów, znaleźliśmy wspólny język. Poczuliśmy swobodę, będąc obok siebie, cisza była przyjemna, a nie krępująca, choć i z czasem tematów nam nie brakowało.
Aleksy wprowadzał w atmosferę dużo śmiechu i żartów. Wieczny optymista. Taki był pozytywnie nastawiony do wszystkiego. A kiedy coś mówił, od razu robiło się jaśniej. Razem z nim, gdziekolwiek był, wchodziło słońce, które potrafiło wręcz onieśmielić drugiego człowieka, ale z całą pewnością nie zniechęcić.
***
- Spotkamy się jeszcze? - zapytał wesoło, stojąc pod bramą, kiedy niebo już pokryło się gwiazdami.
- Taką mam nadzieję - odwzajemniłam uśmiech. - Dziękuję, że mnie Pan odprowadził.
- Prawdę mówiąc - rozejrzał się - daleko nie miałem - parsknął. - Ale do usług - zdjął szarmancko swój kapelusz i ukłonił się niczym prawdziwy dżentelmen. - Zatem do zobaczenia niedługo - założył nakrycie z powrotem na głowę i rozbawiony nie czekając na odpowiedź, poszedł w swoją stronę, cicho pogwizdując.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak ten chłopak zawróci mi w głowie i jak bliski mi się stanie. Tym samym, jak czas, który uciekał przez palce, stanie się naszym cichym wrogiem.
________________________
Krótki rozdział, ale chciałam go zawrzeć pod sam koniec książki, wydawało mi się to dobrym pomysłem, więc tak też zrobiłam. Trzymajcie się mocno, rybki! 😁
CZYTASZ
Oczami ukochanej ~ kamienie na szaniec ✔
Historical FictionBasia Sapińska, wielka miłość, przyjaźń. Czy Alek zostanie dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem? "Alek to chodzący uśmiech i słońce, nie ważne, gdzie był, wraz z nim zawsze przychodziło światło." " (...)To opowieść o ludziach, którzy umi...