Wypadek

68 6 0
                                    

Po lekcjach czekałem na naszą Paczkę. Gdy przyszli to chwilie pogadaliśmy.

-Może pójdziemy nad jezioro- powiedziałem

-Na łyżwy?- spytał Marcin

-Tak- powiedziałem

-To za godzinę przy jeziorze- powiedziałem

Wszyscy pobiegli do domu. Ja wracałem z Buttersem i Karen.

-Kenny co ci się stało?- spytała

-Nic. Po prostu miałem wypadek- powiedziałem

Wracaliśmy w ciszy. Gdy byliśmy w domu to odłożyliśmy plecaki. Szybko zacząłem szukać jakiś łyżew. Znalazłem starą parę. Wziełem je i razem z Leo i siostrą udaliśmy się nad jezioro. Gdy tam byliśmy to ja, moja siostra, Stan i Marcin siedzieliśmy na ławce. Na jeziorze jeździła reszta.

-Marcin czemu nie jeździsz z nimi?- spytał Stan

-Po prostu ja nie chcę- powiedział Marcin

Nagle usłyszeliśmy krzyki. Tym co jeździli na łyżwach lód zaczął pękać pod nogami.

-Marcin zajmij się Karen- powiedziałem biegnąc bliżej jeziora

-Okej- powiedział szarowłosy

Z Stanem staliśmy przed lodem. Stan wziął kija i przed postawieniem kroku sprawdzał czy lód jest stabilny.

-Na nieznany mi pakt proszę daj mi wzrok takiego jakiego nikt nie ma- powiedziałem cicho

Czuł zimno. Nagle zielona mgła wleciała mi w oczy i znikła. Widziałem, który lód był solidny. Powoli i zwinnie szedłem po lodzie w stronnę Tweeka i Craiga. Na szczęscie za sobą puszczałem czerwony sznurek. Dotarłem do nich.

-Nic wam nie jest?- spytałem i pomogłem im bezpiecznie wstać na solidy lód

-Nie- powiedział Craig

Tweek przytulił się do niego.

-Idźcie za sznurkiem- powiedziałem i powoli szedłem w stronę Leo

Stan i Kyle szli za sznurkiem. Nagle lód pod nogami Buttersa zaczął szybciej pękać. Zacząłem biec nie zważając po jakim lodzie. Gdy dobiegłem do blondyna szybko złapałem go za rękę i rzuciłem go na solidny lód. Ja wpadłem do wody. Gdy płynąłem w stronnę powierzchni to traciłem kontakt z światem. Nagle ktoś mnie wyłowił z wody. Było mi strasznie zimno. Wykaszlałem trochę wody i zacząłem się trząść z zimna. Ratownicy szybko mnie zabrali do karetki. Szybko do ratownika podbiegł Leo.

-Muszę z nim jechać. Jestem jego starszym bratem- skłamał

-Wsiadaj- powiedział ratownik

Blondyn usiadł koło mnie. Ja zaczełem gorzej widzieć. Nie mogę tak umrzeć. Obiecałem przecierz. Butters trzymał mnie za dłoń. Zasnąłem. Byłem w ciemnym pomieszczeniu. Miałem na sobie strój Mysteriona. Przedemną stała Śmierć.

-Czemu nie chcesz mnieć tego z głowy?- spytała

-Obiecałem mniej umierać i tyle- powiedziałem

Śmieć chciała mnie zaatakować swoją kosą. Zrobiłem unik. Teraz zaczeła się walka o życie. Szybko podbiegłem do niej i uderzyłem ją w brzuch. Ona uderzyła mnie kosą w rękę. Natychmiast zrobiłem unik w tył. Wypełniał mnie ból i determinacja. Gdy chciałem uderzyć Śmierć ta kopnęła mnie w brzuch. Ledwo wstałem.

-Nie wygrasz- powiedziała sarżując na mnie

Jakimś cudem zablokowałem. Miałem w rękach kosę. Byłem w szoku. Z mojich pleców wyrosły anielskie skrzydła, a znak zapytania zmienił się w zielony pierścień i umosił się nad moją głową. Szybko uderzyłem kosą Śmierć. Byłem w szoku mojego wyglądu.

-Może się myliłem- powiedziała

Po tych słowach obudziłem się w mojich ubraniach. Bez skrzydeł i kosy. Leżałem w łóżku szpitalnym. Ledwo otworzyłem oczy.

-Obudził się- powiedziała Karen i mnie przytuliła

Ledwo dałem radę odwzajemnić. Nagle do mnie podbiegł Leo i mnie przytulił. Craig i Stan spali na stołku. Marcin spał opierając się o ścianę. Po chwili oni się obudzili.

-Myśleliśmy, że cię stracimy- powiedział Butters z łzami w oczach

-Starałem....przetrwać- ledwo wyksztusiłem

Butters i Karen mnie puścili. Marcin do mnie podszedł.

-Miałem nadzieję, że przeżyjesz- powiedział

-Dzięki- powiedziałem

-Gdzie.....inni?- spytałem

-Rodzice im kazali zostać w domu- powiedział Stan

-Marcin...zaopiekujesz...się...chwilę... Karen?- ledwo spytałem

-Pewnie- powiedział szarowłosy

Po kilku minutach Stan, Craig, Marcin i Karen poszli. Zostałem z Leo.

-Co się dzieje gdy umierasz?- spytał ocierając łzy

-Trafiam..do...poczekalni- powiedziałem

-Okej- powiedział Butters

-Potem....Śmierć...losuje...gdzie...idę- powiedziałem

-I co potem?- spytał blondyn i lekko mnie głaskał po głowie

-Odwiedzam....Niebo...albo...Piekło- powiedziałem

-Oj i jak wracasz?- spytał

-Daje...indeks do podbicia i...wracam do żywych- powiedziałem lekko zamykając powieki

-Kenny?- spytał Leo

-Tak?- spytałem

-Kocham cię- powiedział nieśmiale i mnie pocałował

Mi się to podobało. Jedna pozytywna rzecz dzisiaj. Po chwili Leo przerwał.

-Muszę już iść- powiedział

-Okej- powiedziałem

Blondyn wyszedł. Tego dzisiaj się nie spodziewałem. Wsumie to był zwykły dzień w South Parku.

Echo [South Park]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz