━━━━━ 🔪 ━━━━━
Rzym, dwa dni później
━━━━━ 🔪 ━━━━━
To, co chcieli zrobić było czystym szaleństwem. Niczym innym. Louis doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Pomimo tego uznał, że lepszej okazji nie będzie. Musiał wyrównać pewne warunki, poza tym już za długo na to czekał i nie zamierzał pozwolić na to, aby Joseph, czy wszyscy inni znowu mu się wymknęłi, czy rozdzielili jego i Alex. Nie wiedział, dlaczego własny ojciec go potraktował w taki sposób, ale z drugiej strony nie potrzebował wcale tego do przeżycia. Miał serdecznie dość tych kłamstw, ucieczek i chciał to zakończyć. Raz a dobrze. Agent po obserwacjach wilii zauważył, że wcale nie mają tak dużo strażników, jak mogłoby się wydawać. Przestał się dziwić temu, że tak łatwo udało im się uciec. Lornetka bardzo mu w tym wszystkim pomogła i widział chociaż to, co działo się na zewnątrz rezydencji. Z tym wewnątrz było nieco gorzej, ale oprócz nowicjuszy, Franza, Josepha i Williama, który raczej był tylko sługusem dwóch mężczyzn stojących w organizacji wyżej niż on sam, nie było na kogo liczyć. Louis myślał nad tym wszystkim, aż w końcu uznał, że po prostu trzeba coś z tym zrobić.
Dwa dni po tym jak uciekli z powrotem znaleźli się na terenie rezydencji. Victor wykorzystał swoje kontakty i dostali całkiem obiecującą broń. Louis zdążył już zapomnieć jak się korzystało ze zwykłych pistoletów, bo ostatnio nie było okazji, aby ich używał. Cieszył się jednak, że miał pewnego rodzaju zabezpieczenie ze sobą i że Alex również dostała broń. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kto jak kto, ale blondynka poradzi sobie i nie musi się o nią obawiać, ale i tak to robił. Teraz, gdy tak naprawdę byli już na ostatniej prostej do zakończenia tego wszystkiego, nie mógł pozwolić na to, aby ktoś ich znowu rozdzielił. Po prostu nie mógł. I tak ich małżeństwo trzeba byłoby naprawić, bo wiele rzeczy nie było takimi, jakimi być powinny, ale akurat najważniejsze było to, że sobie wybaczyli. Powoli stawali się coraz bardziej otwarci w czułych gestach do siebie i bardzo go to cieszyło. Nie chciał, aby coś stanęło im na przeszkodzie do tego, aby z powrotem byli szczęśliwi. Wiedział, że po tych wszystkich zawirowaniach po prostu na to zasługują. Wyobrażał ich sobie nawet na jakiś wakacjach w tropikach, gdzie będzie spokój i będą z daleka od FBI i Waszyngtonu.
━━━━━ 🔪 ━━━━━
Na podjeździe leżało kilka trupów. Alex przeładowała swój pistolet i spojrzała na jednego z nowicjuszy, który myślał, że ją unieszkodliwi. Mimowolnie prychnęła pod nosem, po czym pokręciła głową i wsunęła broń z powrotem do kabury na udzie. Zerknęła przed siebie. Victor znajdował się parę metrów przed nią i wykańczał ostatniego ze sługusów Franza i jego bandy. Jeszcze zanim wyruszyli zarezerwował sobie głowę organizacji dla siebie. Mówił, że ma z nim kilka spraw do załatwienia i te sprawy dotyczą tylko i wyłącznie ich dwóch. Alex wolała w to nie wnikać i odpuściła. Louis bezproblemowo się zgodził. Zresztą i tak jemu samemu zależało najbardziej na swoim ojcu. Alex nie zamierzała pogardzać tym, że jej przypadł Pierce, bo już dawno chciała mu się dobrać do dupy. Za to wszystko, co jej wyrządził. Jej i jej rodzinie. Chciała się odwdzięczyć i cieszyła się, że w końcu nadarzyła się okazja.
– Czysto? – spytał Louis, który był już przy okazałych drzwiach wejściowych. Q załatwił im kontakt przez niewielkie słuchawki, które skalibrował na jeden kanał, którego nie używała Spectre.
– Wydaje mi się, że tak, ale mogę się jeszcze rozejrzeć. Na wszelki wypadek – zaczął Sully, ale Tomlinson uznał, że to nie będzie potrzebne.
– Nie, chodźcie. Jesteście mi potrzebni – zaczął, po czym popchnął drzwi i odczekał, aż dwójka znajdzie się w środku. Zamknął je za sobą i rozejrzał się uważnie po korytarzu. Na przeciwko znajdowały się schody, które prowadziły na pierwsze piętro. Po prawej stało kilka mebli, które ktoś kiedyś przykrył prześcieradłami, aby nie zakurzyły się tak bardzo. Po lewej były drzwi, które prowadziły nie wiadomo dokąd. Louis skinął na Victora, aby to sprawdził i sam z Alex obejrzał korytarz. Było pusto, więc odetchnęli na chwilę z ulgą. Księżyc wpadał przez duże okna i oświetlał wszystkie rzeźby, które stanowiły element wystroju. Wszystko wyglądało wyjątkowo przerażająco, ale Louis akurat zachował wewnętrzny spokój. Wiedział, że musi panować nad sobą, jeśli nie zamierzał wystawiać się na pewną śmierć. A nie zamierzał.
Sully wrócił po jakiś kilkunastu minutach. Machnął ręką na Tomlinsona, a ten razem z żoną dotarł do niego w szybkim tempie. Okazało się, że za drzwiami było tylko i wyłącznie biurko z kilkoma ekranami pokazującymi obrazy z najprzeróżniejszych części domu. Był salon, który świecił pustkami, korytarze w zachodnim skrzydle na samej górze i był pokój, w którym urządził się Franz. Williama i Josepha nie było widać. Louis zanim zerknął na ekrany, zobaczył jeszcze, że pod biurkiem leży ciało jakiegoś sługusa, który to wszystko pewnie pilnował.
– Zostawcie tę gnidę mi – mruknął Victor, gdy zobaczył jak kamera mimowolnie zrobiła zbliżenie na twarz Franza. Sully odbezpieczył swój pistolet i zerknął w róg ekranu, aby upewnić się, że trafi do właściwego pokoju. – Usłyszę, to co chce usłyszeć od tego padalca i potem się z nim uporam – dodał, po czym spojrzał na małżeństwo.
– Nie daj mu się sprowokować. Na pewno będzie chciał cię wyprowadzić z równowagi – powiedział Louis, a Sully roześmiał się fałszywie.
– Dzieciaku, jestem za długo w tej branży, aby dać się nabrać na takie sztuczki, spokojnie – poklepał go po ramieniu, a potem już wymknął się z pomieszczenia. Alex i Louis zostali sami, choć szatyn i tak nie zamierzał marnować czasu. Chciał znaleźć ojca i się z nim policzyć za to wszystko, co go spotkało. Zaczynając od kłamstw i ustawienia swojej śmierci, a także zabicia własnej żony i matki, a kończąc na próbie rozbicia jego małżeństwa. Lista przewinień Josepha była długa i ciągła się w nieskończoność. Louis nie miał zamiaru mu niczego darować i nawet nie rozważał szansy zostawienia ojca przy życiu. Joseph nie zasłużył na takie miłosierdzie z jego strony.
━━━━━ 🔪 ━━━━━
jeszcze trzy do końca! x
CZYTASZ
repeat • tomlinson
Fanfiction❝każda doniosła inicjatywa ma swój początek, lecz to wytrwałość, doprowadzenie sprawy do jej kresu, przynosi prawdziwą chwałę.❞ ━ sir f.drake ~*~ [zakończone ✔] [book three] © text and cover by xrainbow_007x (2017/18/19)