21.

60 6 8
                                        

━━━━━ 🔪 ━━━━━

Rzym, dzień później

Rzym, dzień później

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

━━━━━ 🔪 ━━━━━ 

Louis wyszedł z łazienki, wycierając przy okazji swoje włosy ręcznikiem. Całą czwórką zatrzymali się w jakimś motelu, gdzie podobno mieli być bezpieczni. Victor załatwił im dwa pokoje na fałszywe nazwiska i dodatkowo przekupił recepcjonistkę, a także obsługę, że ich tu nie ma. Miał nadzieje, że jeśli ktoś o nich zapyta, to będą siedzieć cicho i ich nie wydadzą. Szatyn spojrzał na trójkę, która kręciła się po pokoju Victora oraz Q. Informatyk nie rozstawał się ze swoim laptopem, Alex paliła papierosa za papierosem, a Sully trzymał w dłoniach kwadratową szklankę do whisky. Mężczyzna nie spodziewał się, że w motelu znajdzie się coś tak górnolotnego jak Johnnie Walker, ale nie miał zamiaru na to narzekać. 

– I jak ci idzie? – szatyn spytał Q, przy okazji przewieszając sobie ręcznik przez ramię. 

– Nijak, mają od cholery zabezpieczeń, które próbuje załamać, ale mi nie wychodzi – wymamrotał informatyk, po czym poprawił sobie okulary na nosie. – Potrzebuje czasu, a że nie wiemy, ile dokładnie go mamy, to nazwę rzecz po imieniu i powiem, że jestem w dupie. 

– Spokojnie, Q. Nie denerwuj się. I tak bardzo dużo już dla nas zrobiłeś. Kiedy cała ta szopka się skończy, postaram się, abyś dostał urlop i najlepsze biuro w FBI – pocieszyła go Alex i posłała mu uśmiech. 

– Dziękuje, ale nie wiem, czy skorzystam. Styles i tak mnie już pewnie wyrzucił – mruknął niezadowolony, po czym pokręcił głową. Zabrał ze stolika szklankę z alkoholem i upił z niej kilka łyków. Choć obiecywał sobie, że nie będzie pił przy komputerze, to akurat sytuacja była wyjątkowa i dosyć nagląca, a był też człowiekiem. Miał prawdo do odstresowania się. 

– Styles nie ma tu nic do gadania, a jeśli kogoś mają tu wyrzucić, to właśnie jego. Prowadzi FBI w byle jaki sposób i tylko wszystko utrudnia. Wszyscy mają na niego oko, a po tym wszystkim na pewno mu podziękują. On się nigdy nie nadawał na dyrektora i dziwie się, że tyle go trzymają na tym stanowisku – prychnął Louis i zabrał z paczki papierosa. Odpalił go, po czym wypuścił dym nosem. – Następnym razem ty kupujesz – dodał do żony, a ta się roześmiała i przewróciła oczami. 

– Niech ci będzie, Tomlinson. Ale gdy wrócimy, obydwoje idziemy na odwyk. Nie mam zamiaru truć dzieci tym świństwem – postawiła warunek, po czym wyprostowała się i potarła swoją dłonią kark. Niewiele spali. Całą czwórką. 

– Dobrze już dobrze, może tak być – szatyn uniósł do góry swoje dłonie, po czym musnął policzek blondynki ustami i puścił jej oczko. 

– Nie chce was martwić, czy wam przerywać, ale wydaje mi się, że czas przerwać te amory – mruknął Victor, wyglądając przez okno. – Chyba mamy gości – dodał, podgryzając wargę.

– Co? – Louis zmarszczył brwi, po czym spojrzał na Sully'ego i podszedł do niego. Spojrzał przez ramię na parking przed motelem i zobaczył SUVa, z którego wysiadał nie kto inny jak sam Harry Styles. Z pewnością najgorszy dyrektor FBI w dziejach agencji. 

– Skąd on się tu wziął? – Alex zmarszczyła brwi i spojrzała na męża. Louis wzruszył ramionami, a potem przeczesał palcami włosy. 

– Nie mam pojęcia – odpowiedział w końcu, choć domyślał się, że Styles przyjechał tylko po to, aby zrobić szopkę, wybielić się, a potem okryć swoje nazwisko sławą, przez co nikt nie będzie miał pretekstu do tego, aby go zwolnić. Przez te wszystkie lata Louis bardzo dobitnie poznał naturę swojego przełożonego, którego swoją drogą cały czas miał gdzieś. 

Harry pojawił się kilka minut później. Wszedł do pokoju bez pukania, choć oczywiście i tak nikt by go nie wpuścił do środka z własnej woli. Q zerknął na szefa, po czym nieco zawstydzony zwiesił wzrok i zajął się laptopem. Alex spojrzała na niego lekceważąco, po czym odwróciła głowę w kierunku okna. Victor nawet nie raczył obdarzyć go żadnym spojrzeniem. A Louis prychnął i pokręcił głową.

– Wrócił syn marnotrawny – rzucił tylko zaczepnie, po czym skrzyżował dłonie na piersi.

– Przyszedłem tu tylko po to, aby powiedzieć wam, że nie macie czego szukać w agencji – rzucił tylko, zapinając guzik w swojej marynarce. 

– Każda inna przyjmie nas z otwartymi ramionami – Alex uśmiechnęła się sarkastycznie i pokręciła głową. – Nie wierzę, że jesteś taki tępy Styles. I taki ślepy. 

– Ktoś taki jak on nigdy tego nie zrozumie, niepotrzebnie się produkujecie dzieciaki - Victor machnął ręką, po czym dolał sobie Walkera i pokręcił głową. – Nie ma po co, a tylko się denerwujecie. Grzecznie wyproście jegomościa z naszych skromnych progów i zajmijmy się czymś, co jest naprawdę ważne. Szkoda na niego naszego czasu, powietrza i tak dalej.

– Nikt cię nie prosił o zdanie – mruknął Styles, po czym spojrzał na Louisa. – Myślałem, że cenisz sobie choć trochę swoją pracę. Choć trochę.

– Cenię – skinął głową. – Ale ciebie mam daleko w dupie. Nie potrafiłeś zainteresować się faktem, że w Europie może rozpętać się konflikt, który dotknie nie tylko Anglię, Francję, czy Rosję, ale też i USA. 

– Żaden taki konflikt nas nie dotyczy.

– Nie zachowuj się jak Amerykanie podczas drugiej wojny światowej i nie pieprz głupot – prychnęła Alex i wstała. – Najlepiej już stąd wyjdź. Sully ma rację. Niepotrzebnie marnujemy na ciebie czas. I tak nic poza pieprzeniem sekretarek w gabinecie się dla ciebie nie liczy, więc nie łudźmy się, że dobro świata stanie się nagle ważne i istotne - powiedziała, po czym otworzyła drzwi od pokoju.

– Spieprzaj, dzieciaku. Nie zmuszaj mnie do tego, abym zaczął być niemiły – mruknął Victor, po czym skinął głową na korytarz. – Pamiętaj, że my też mamy swoje sposoby. Napatocz mi się pod nogi jeszcze raz, a cię zniszczę. Jeden raz i cię nie ma - dodał, a Styles prychnął z urazą i wyszedł z pokoju, jakby odrzucili właśnie jego najszczodrzejszą ofertę, która wypłynęła z głębi serca. 

– Co za dupek – fuknął Q, po czym pokręcił głową. – Dla kogo ja pracowałem?

– Zadaje sobie to samo pytanie od kilku lat – stwierdził Louis, po czym wyjrzał przez okno. Styles odjechał tak szybko jak się pojawił, a na twarz szatyna wpełznął uśmiech.  

━━━━━ 🔪 ━━━━━

jak dobrze pójdzie, to we wtorek będzie koniec:)

repeat • tomlinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz