━━━━━ 🔪 ━━━━━
Przedmieścia Paryża, kilka dni wcześniej
━━━━━ 🔪 ━━━━━
Q skrzywił się, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami na piętrze, po czym na moment przestał uderzał palcami w klawiaturę swojego laptopa. Ekran oświetlał mu twarz, na której malowała się konsternacja. Odkąd Alex wróciła, była wyraźnie podirytowana i najlepiej było nie wchodzić jej w drogę, jeśli nie chciało się stracić oczu czy innej części swojej twarzy. Informatyk doskonale zdawał sobie z tego sprawę i po prostu nie ryzykował, stwierdzając, że blondynka po prostu musi ochłonąć. Ale Sully stwierdził, że nie po to się tyle nudził, aby czekać jeszcze więcej. Odczekał jakieś kilkanaście minut i wspiął się po schodach na górę, klepiąc w myślach najprzeróżniejsze modlitwy.
Blondynka naprawdę była w bojowym nastroju i była pewna, że wystarczyłaby jedna, najmniejsza iskra, aby wybuchła z rozmiarem bomby atomowej, neutralizując w niehumanitarny sposób wszystko i wszystkich dookoła siebie. Nadal była wyprowadzona z równowagi przez Louisa i jednocześnie zastanawiała się jak to było możliwe, że spotkali się dopiero po tym wszystkim właśnie wtedy, kiedy oboje mieli zadanie do wykonania, a żadne się tego nie spodziewało. A już na pewno nie Alex. Miała się trzymać swojego planu, ale przez Tomlinsona nic nie poszło tak jak trzeba i nadal stała w miejscu, a nawet cofnęła się o kilka kroków. Pierce uciekł i zatarł za sobą wszystkie ślady, przez co nawet nie wiedziała, gdzie prawdopodobnie szukać. Przy okazji zdała sobie sprawę, że jej uczucia do męża nadal były na tyle mocne, że serce ściskało jej się na tyle mocno, aby mogła się swobodnie rozpłakać w środku miasta i nie udzielać odpowiedzi na to, czy wszystko w porządku. Alex wiedziała w głębi serca, że tęskniła za Louisem, ale nic nie mogła na to poradzić. Wychodziło na to, że on na dobre skończył etap ich małżeństwa i poświęcił się zemście.
Siedziała przy toaletce, rozczesując swoje włosy, gdy ktoś zapukał do jej pokoju. Burknęła coś pod nosem, co miało oznaczać zgodę na wejście, po czym wyjrzała przez okno, na mające w oddali centrum Paryża. Kiedyś była zakochana w tym mieście po uszy i nie wyobrażała sobie kiedyś nie mieszkać w jakiejś uroczej kamienicy z daleka od agencji, przemocy i USA, ale po tym wszystkim, co ją spotkało nie miała pojęcia, jak jej przyszłość będzie wyglądać w ciągu kilku najbliższych dni, a co dopiero miesięcy i lat. Potem spojrzała na Sully'ego, który wszedł do jej pokoju, wzrokiem, który mógłby zabić, jeśli to byłoby fizycznie możliwe. Mężczyzna odchrząknął, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
– Jak bardzo źle poszło? – spytał rzeczowo, co od początku jej pasowało. Choć z Victorem było wiele problemów, to jednak wyciągnął w jej stronę pomocną rękę i była mu za to wdzięczna. Wyjątkowo mocno. Razem z Q byli dla niej oparciem, które zniknęło jeszcze w Rzymie, kiedy zostawiła Louisa, nie wyjaśniając mu zupełnie niczego.
– Bardzo źle – rzuciła krótko, patrząc się na swoje odbicie w lustrze. Była tym wszystkim cholernie zmęczona, choć nic tak naprawdę jeszcze na dobre się nie zaczęło. – Wyobraź sobie, że spotkałam Louisa. Dwa razy. W sali bankietowej, a później, gdy dał się złapać, w magazynie, gdzie Pierce go zabrał. Ale skończyło się tak, że ta gnida uciekła zanim nawet zdążyłam się zbliżyć. Nie wiem nic, Victor. Kompletnie nic. Jesteśmy w czarnej dupie. W czarnej.
– Ouh, myślałem, że jednak nie jest aż tak źle – powiedział, pocierając dłonią swój kark. – Poza tym, poczekaj. Jeszcze raz. Louis? Ale jak to jest możliwe? Myślałem, że się nie rusza ze Stanów. Tak przynajmniej mówił Q.
– Najwidoczniej coś źle usłyszał. Jeszcze nie jest ze mną tak źle, abym nie umiała rozpoznać swojego męża – powiedziała, wahając się przy ostatnim słowie. Nie była w ogóle pewna, czy mogła jeszcze tak nazywać szatyna i czy ich małżeństwo jeszcze miało szanse się odbudować, a także nie istnieć na papierze. – Louis tam był, nawet tańczyłam z nim do pieprzonej melodyjki – dodała, kręcąc głową. Z poirytowaniem rzuciła szczotkę na toaletkę, oparła o nią swoje łokcie, a później schowała twarz w dłoniach. Nie mogła w to wszystko uwierzyć i potrzebowała czasu, aby oswoić się z pewnymi faktami. Jednak i tak najwięcej czasu potrzebowała na to, aby zaakceptować fakt, że tak naprawdę tęskni za Louisem i nikt nie mógł tego zmienić.
– Wow – Victor oparł się o ścianę i ściągnął brwi w zdziwieniu. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej, po czym westchnął cicho. Próbował coś wymyślić, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Zdawał sobie sprawę tego, że dla Pierce'a kamuflaż był sprawą pierwszorzędną i pojawiał się, a także znikał kiedy tylko chciał oraz gdzie chciał. W jego przypadku sprawa była bardzo prosta i niestety robił to na tyle umiejętnie, że nawet Q nie potrafił zorientować się, gdzie na świecie zdarzy mu się pojawić i utrzymać te informację na tyle długo, że jego położenie zmieni się parokrotnie i ktoś się o tym nie dowie. – Nie przejmuj się, Alex. Jakoś to będzie. Damy radę. Musimy.
– Wiem – wymamrotała i potem wstała, bo nie mogła wysiedzieć spokojnie na miejscu. – Mogłbyś mnie zostawić samą? Opowiem wam wszystko później, ale na razie chce po prostu pobyć sama ze sobą – poprosiła, spoglądając błagalnie na mężczyznę. Victor skinął głową a później posłał jej ostatnie spojrzenie i wyszedł na korytarz. W prawdzie niechętnie, ale wolał uszanować jej zdanie i ominąć problemy szerokim łukiem. Poza tym czuł, że blondynka balansuje na granicy wybuchu i lepiej będzie nie zbliżać się na dłużej niż parę metrów. Kiedyś już poznał się na tym, jak się zachowuje, gdy jest wyjątkowo zdenerwowana, a tak było i tamtym razem.
Ale odczekała, aż drzwi się zamkną, a później potarła twarz swoimi dłońmi i westchnęła cicho kolejny raz. Potem po prostu opadła na łóżko i schowała się pod kołdrą, aby to wszystko przemyśleć i choć na chwilę odciąć się od otaczającego ją świata. Potrzebowała pobyć sama ze sobą, a ostatnio zdarzało jej się to naprawdę rzadko. Nie mogła nic na to poradzić, ale każdy z nas prędzej, czy później potrzebuje takich chwil.
━━━━━ 🔪 ━━━━━
piątek, piąteczek, piątunio!
CZYTASZ
repeat • tomlinson
Fanfic❝każda doniosła inicjatywa ma swój początek, lecz to wytrwałość, doprowadzenie sprawy do jej kresu, przynosi prawdziwą chwałę.❞ ━ sir f.drake ~*~ [zakończone ✔] [book three] © text and cover by xrainbow_007x (2017/18/19)