25.Nie chce zabijać

5K 237 36
                                    

Życie mi się znudziło jeśli faktycznie właśnie idę w stronę obozu ludzi. To głupota, szalństwo i idiotyzm. Idąc tam idę popełnić samobójstwo. Rzucam się w paszcze lwa.

Idę na samym końcu i nie odzywam się do nikogo. Marko i Rudowłosy chłopak którego imieni nie pamietam ponieważ jest zbyt skomplikowane, rozmawiają a reszta idzie w cieszy. Nagle poczułam, że ktoś idzie w tym samym tępie obok mnie. Spojrzałam na osobę po boku i ujrzałam Yonga.

-Stresujesz się?-zapytał

-Co ma być to będzie...-uśmiechnęłam się słabo. To co właśnie idziemy zrobić jest żałosne i tak nie wrócimy z tej misji.-...a jak już będzie trzeba się z tym zmierzyć-dokończyłam

-W sumie racja-wzruszył ramionami-życie jest jak szachy...-zaczął swoją sentencje

-Nie mam pojęcia jak gra się w szachy-ugasiłam jego zapłon. On ze skrępowania podrapał sie z tylu głowy i odchrzaknął.

-Neomi Moor, perfekcjonista z krwi i kości po rodzicach. Masz jakies wady?-zapytał wesoło

-Tak-odpowiedziałam

-Jakie?

-Szczrość-odpowiedziałam mu, on chwile się zastanawiał i już mogłam przygotować się na długi monolog z jego strony którego niechciałam słuchać.

-Uważam, że to zaleta

-W dupie mam co ty uważasz

-A jednak wada-zaśmiał się, a ja z nim.

-Ej chodźcie tu!-Marko powiedział trochę głośniej i stanął za drzewem. Wydaje mi się, że zaczynamy nasze śledztwo.

-Mówiłem ci, że lubie zadziorne?-wyszeptał mi na ucho i ukrył się za krzakiem. Na mojej twarzy wkradł się lekki uśmiech, a następnie powtórzyłam ruch i stanęłam za jakimś wysokim kamieniem.

-O co chodzi?-zapytałam cicho

-Ludzi mają tu obóz nie daleko, widzisz?-wychyliłam się za głaz i popatrzyłam na punkt który wskazał dłonią. Bardzo dużo namiotów, i z tego co widzę dużo naszych wrogów.

-Dobieramy się w pary ale mimo wszysko trzymamy się razem.-spojrzałam na nas wszystkich. Jest nas pięcioro-ktoś musi chodzić sam.

-Ja-zgłosiłam się.

-Myśle, że jakiś chłopak powienien chodzić bez pary w razie co-odezwał się Yong.

-Który chce iść sam w takim razie?-popatrzyłam się na nich pytająco, nikt się nie zgłaszał.
-A więc to ja będę bez pary-stwierdziałam.

Mięczaki.

Nie boje się.

Ale widzę, że oni się boją.

-Stąd niczego się nie dowiemy, ruszcie się-wyszłam za głaz i podarzalam w stronę obozu ludzi nie kryjąc się za drzwiami tak jak pozostali.

Ide pewnym krokiem przed siebie, jak już mówiłam nie boje się. Ludzie są słabi, to ja mam moc i mogę z nimi wszystkimi się rozprawić.

-Rozdzilamy się i ich otoczymy-rozkazałam, oni bez sprzeciwu wykonali moje polecenie i rozeszli się parami w różne strony.Teraz zostałam sama. Stoje na środku pomiędzy kilkoma drzewami, moi towarzysze zniknęli z mojego pola widzenia. Jestem skazana na siebie.

Ruszyłam w stronę obozu nie kryjąc się za kamieniami, krzakami czy drzwami. Z każdym moim krokiem znajdowałam się coraz bliżej obozu wroga.

Schowaj się-ktoś pociągnął mnie do siebie. Rozpoznałam ten dotyk niemalże od razu. W miejscu gdzie spoczywała jego dłoń całe ciało mnie paliło. Mój organizm wariował i nie mogłam się skupić na misji.

Dziedziczka Żywiołów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz