7. Jesteś cieplutki

1.3K 60 3
                                    

CASSIE

- Zapraszam wszystkich jutro do siebie! - krzyknął Jasper, a kilkanaście osób spojrzało na niego z uśmiechem.
Dam sobie rękę uciąć, że przynajmniej połowa naszej klasy czekała na pierwszą w tym półroczu imprezę u kapitana drużyny koszykówki.
- Jesteś pewien, że zaproszenie wszystkich to dobry pomysł? - zapytałam śmiejąc się.
- To, że ostatnio prawie zniszczyli mi telewizor, zalali wieżę i zostawili różne rzeczy w całym domu to jeszcze nic nie znaczy.
- Przypominam tylko, że twoi rodzice nie byli potem w najlepszych humorach.
- Bo nie zdążyłem tego ogarnąć, teraz mam calutki tydzień. A tak właściwie to czemu tak bardzo się martwisz Cass? To nie twój dom.
- Tu nie chodzi o dom, jesteś dla mnie jak brat i...
- Dobra, dobra, stop bo skończy się na miłosnych wyznaniach. - skomentował Nath przerywając naszą wymianę zdań, a Jennifer się zaśmiała.
- Widział ktoś Mendesa? - zapytał Niall, który z nikąd pojawił się obok nas.
- Em... Nie. Za godzinę mamy trening, zaczekaj chwilę.
- Chyba właśnie o to chodzi. Ramos chce go widzieć.
- Okej... Robi się poważnie.
- Poszukam go. - zaproponowałam.
- Nie wiem jak chcesz to zrobić, ale okej.
Ruszyłam razem z blondynem wzdłuż korytarza.
- Gdzie już byłeś?
- Wszędzie gdzie mógł by być, dzwoniłem, pisałem, ale nie odpowiada.
- No jasne, cały on.
- Wiesz chociaż gdzie jeszcze można go szukać?
- Sprawdzałeś za szkołą?
- Tam są sami nieogarnięci ludzie, co on mógł by tam robić.
Wyszliśmy na dwór, a mój towarzysz zapiął swoją bluzę z numerem 3.
- Zimno.
- Co ty nie powiesz, jest styczeń.
Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu czupryny bruneta.
- Nie wiesz co trener od niego chce?
- Nie mam pojęcia, mówił, że mam go przyprowadzić najszybciej jak to możliwe, w razie czego usprawiedliwi nas u nauczycieli.
Obeszliśmy szkołę dookoła, jednak nigdzie nie znaleźliśmy naszego przyjaciela.
Oparłam się bezsilnie plecami o mur szkoły i zjechałam po nim w dół kucając. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk gitary.
- Właśnie. - uderzyłam się w czoło z otwartej dłoni i pociagnęłam błękitnookiego za sobą.
- Mogę wiedzieć gdzie idziemy? - zapytał gdy wbiegaliśmy do budynku szkoły.
- Jak chcesz to idź już do trenera, powiedz mu, że Shawn zaraz będzie.
- Co? - ustał na środku korytarza rozkładając ramiona.
- Uwierz mi.
Pobiegłam schodami w górę.
Gdy znalazłam się na drugim piętrze od razu skierowałam się do odpowiedniej sali i wparowałam do niej bez zastanowienia.
Gdy byłam w środku zobaczyłam bruneta, który zastygł w bezruchu trzymając gitarę elektryczną.
- Co ty tu robisz? - zapytał.
- Wszyscy cię szukają.
- Jacy wszyscy?
- No dobra, ja i Niall. Trener chce cię widzieć.
- Zaczynam się bać.
- To lepiej idź do niego bo nie wiadomo co będzie jak jeszcze chwilę tu postoisz.
- Jasne.
Odłożył gitarę na jej miejsce po czym pognaliśmy w kierunku klubu koszykówki.
- Jestem. - powiedział Shawn wpadając do pomieszczenia.
- Spokojnie, usiądź sobie.
Oddychał w miarę normalnie, czego nie można było powiedzieć o mnie. Bieganie w tę i spowrotem po schodach jest zdecydowanie bardziej męczące niż taniec.
Niall patrzył na nas ze skrzyzowanymi na piersi rękami i lekko kręcił głową z małym uśmiechem na ustach.
- Jesteś niemożliwa. - powiedział do mojego ucha gdy podeszłam do niego.
- Talent.

***

- Czego chciał Ramos? - zapytał Jasper gdy usiedliśmy do naszych ławek na lekcji angielskiego.
- Powiedzmy, że mnie awansował.
- Serio? Gratulacje. - uścisnęli sobie dłonie po czym spowrotem usiedli przodem do tablicy.
- Nie minął miesiąc od kiedy tu jesteś, a już zostajesz rozgrywającym.
- Tak...
- Coś się stało?
- Trochę szkoda mi Matthew.
- Czemu?
- Zabieram mu posadę.
- Przecież możecie się wymieniać.
- To nie tak działa Cass. A jak ci idzie z układem?
- Wczoraj dowiedziałam się, że za sześć miesięcy będę brać udział w międzystanowym konkursie.
- Wow. Ty wiesz, że to będą już wakacje?
- Jasne, że wiem. Myślisz, że pasja jest tylko na rok szkolny?
- Nie, nie myslę tak.
- No dobra. Potrzebuję pomocy Shawn.
- Zamieniam się w słuch.
- Mam problemy z jednym tematem z chemi, nauczycielka powiedziała żebym zwróciła się do ciebie.
- Czyżby? - uniósł lekko brew.
- Właśnie tak.
- No dobra. To zapraszam do mnie. Jutro?
- Pasuje.
- To jesteśmy umówieni.
- Pan Mendes, pani Viste. Proszę o ciszę.
Oboje skupilismy wzrok na tym co pisze na białej tablicy.

Po lekcji zaczepiła mnie Gen.
- Cass... Mogę cię o coś prosić?
- Jasne. Coś się stało?
- Właściwie... Chodzi o Shawna.
- Tak?
- Nie wiem jak to powiedzieć... Podoba mi się, bardzo. Masz z nim dobry kontakt, mogła byś pomoc mi go jakoś... Wiesz o co chodzi?
Poczułam malutkie ukłucie w sercu, coś jakby zazdrość, ale o co ja jestem zazdrosna? On jest tylko moim przyjacielem.
- Wiem. Jasne, że mogę.
- Dziękuję.
Jak zwykle dołączyłyśmy do reszty dziewczyn, które już od kilku minut siedziały na trybunach w sali gimnastycznej i czekały na rozpoczęcie treningu chłopaków.
Sama nie wiem czemu, ale nagle bardziej zaczął interesować mnie ten sport. Zauważałam w nim piękne rzeczy, nawet jeżeli miał być to tylko pewien chłopak o kasztanowych loczkach. Stop. Cassie, o czym ty myślisz.
Gdy chłopcy weszli na boisko zauważyłam jak Gen lekko wychyla się do przodu, a następnie uśmiecha szeroko do Shawna. On lekko odwzajemnia ten gest, po czym na dłuższą chwilę zatrzymuje wzrok na mojej osobie, chociaż może tylko mi się wydaje.
- Dziewczęta, podejdźcie do nas. - zawołał naszą siódemkę trener, a my szybko zeszłyśmy do nich po schodkach.
- Chciał bym was o coś prosić.
- Co tylko Pan chce. - zaśmiała się Caroline.
- Wystarczy to, że będziecie kibicować chłopcom. Tylko kibicować, nie rozpraszać.
- Tak jest.
Poczułam jak po moich plecach przebiega powiew zimnego wiatru, objęłam się ramionami by się ogrzać jednak nic to nie dało. Nagle na moich ramionach wylądował jakiś ciepły materiał, a zanim się zorientowałam owinęły mnie silne ramiona Shawna.
- Co ty robisz?
- Zimno ci.
- To jest świetny pomysł Shawn. - odezwał się trener - Chłopcy, każdy z was odda po jednej bluzie dla dowolnej z dziewczyn. Cassie już swoją ma.
Ostatnie zdanie chyba lekko przybiło Jaya, niby byliśmy tylko przyjaciółmi, ale czasem wydaje mi się, że jedno z nas tonie we friendzonie i zdecydowanie nie jestem to ja.
Bluza była bardzo cieplutka i lekko za duża, ale mi to nie przeszkadzało. Uwielbiałam ubrania tego typu.
- Jesteś cieplutki. Zupełnie jak kaloryfer. - zaśmiałam się.
- Może jestem kaloryferem? - zapytał dając mi znak który chyba wskazywał na jego brzuch.
- Bardzo śmieszne.
- Panowie wracamy do pracy. Dziewczęta, wy siadajcie.
Chciałam zdjąć z siebie bluzę i oddać ją Shawnowi, ale gdy tylko to zauważył natychmiast zareagował.
- Jesteś normalna? Jeśli będzie Ci zimno przeziębisz się.
- Ja nie choruję.
- A ja jestem jednorożcem.
- Naprawdę? - zażartowałam a on spojrzał na mnie lekko ściągając brwi.
- Leć do dziewczyn. - wskazał podbródkiem moje przyjaciółki.


Wreszcie coś dłuższego.
Myślicie, że wychodzimy na prostą w relacji naszych bohaterów?
Z weną już chyba w porządku.
Hope you enjoy

If you're honest/ Shawn Mendes |ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz