16. Oni przyszli i...

989 55 12
                                    

SHAWN

- Nie ma takiej mowy. Nie zrobię tego.
- Czyli stawiasz się umowie?
- Chcę ją zerwać.
Przez chwilę nie słyszałem nic poza oddechem mojego rozmówcy i swoim.
- Wiesz, że to nie będzie łatwe?
- Domyślam się.
- Grzeczny chłopiec.
- Kto dał ci prawo tak do mnie mówić?
- Widzimy się dzisiaj o dziewiętnastej, adres wyślę Ci wiadomością.
Rozłączył się nie dając mi szansy na odpowiedź.
- Czyli jednak?
Nash stał w progu kuchni z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Zamierzasz wykonać warunki.
- Nie twoja sprawa.
Chciałem go minąć i wrócić na górę, ale złapał moje ramię i zatrzymał mnie w miejscu.
- Chyba jednak trochę moja.
- Było minęło.
- Nie do końca. Nie wiem czy pamiętasz Murphiego.
- Trudno zapomnieć.
- Po pierwsze, nie chcesz chyba żeby Cassie dowiedziała się o co z nim chodzi, a po drugie...
- Ona o niczym się nie dowie. Jasne?
- O czym się nie dowiem?
- Cass.
Przełknąłem głośno slinę.
Stała kilka metrów przede mną, jej policzki i oczy były czerwone od płaczu, to zdecydowanie nie było to co chciałem widzieć na jej twarzy.
- Może znowu mi powiecie, że to mnie nie dotyczy, albo, że nie powinnam wiedzieć, albo, że to nie tak jak myślę?
- Daj sobie wytłumaczyć. - zaczął Nash.
- Czyli jednak. Chcecie rozmowy.
- Nie mamy innego wyjścia. - odpowiedział i wszyscy razem ruszyliyśmy do salonu gdzie rozsiedliśmy się na kanapie- Więc, Shawn, chcesz jej powiedzieć? Czy ja mam to zrobić?
- Obejdzie się. Cass... Tylko się nie denerwuj.
- Będę jeśli nie zaczniesz...
- Okej, zrozumiałem. - przerwałem jej - Jak wiesz pracowałem dla Sivana przy handlu. Był kiedyś taki chłopak...
- Connor Murphy. - uzupełnił moją wypowiedź.
Na jej twarz wkradło się pewnego rodzaju zaniepokojenie pomieszanie ze strachem.
- Czy to nie ten chłopak, który... Który kilka lat temu się zabił?
- No właśnie, nie do końca się zabił. Bynajmniej nie sam. - uzupełnił wypowiedź Grier.
- Wy...
- Nie, to nie my. - zaprzeczyłem szybko - Bynajmniej nie bezpośrednio. Przedawkował, zresztą Sivan od dawna miał z nim jakieś starcia.
- Chcecie mi powiedzieć, że przez was zginął człowiek?!
- Nie przez nas! - uniosłem głos.
- Od początku, co do tego wszystkiego ma Nash?
- Byłem w pewien sposób szefem Shawna, kiedyś, kiedy jeszcze zaczynał. Potem rywalizowaliśmy na jednym szczeblu.
- Pracowałeś dla kogoś takiego jak Sivan i... I nic mi nie powiedziałeś? Przez te wszystkie lata?
- Nie było potrzeby, poza tym od ponad roku nie biorę w tym udziału.
- Oczekuję opowieści o Murphym.
- Zalegał Sivanowi z ratami, pożyczał żeby brać, na moje oko zdecydowanie za dużo jak na jego wiek, ale co ja wtedy mogłem.
- Dużo Nash. Bardzo dużo! Rozmawialiśmy o tym chłopaku! Mówiłeś, że jak tak można wogóle mieć kontakt z narkotykami, kto wogóle mu to sprzedał... To wszystko... Było kłamstwem.
- To nie koniec historii. - wtrąciłem się - Chłopak przedawkował, został laleczką Sivana, a kiedy zaczął mu zawadzać ten poprostu go usunął.
- Ale co wy macie do tego?!  Sprzedawaliście mu, to rozumiem, ale...
- Cass, to przez nas nie żyje.
- Co? Przed chwilę powiedzieliście, że...
Spuściłem wzrok i zacząłem się bawić rąbkiem koszulki.
- To nie my kazaliśmy mu skoczyć.
- Więc co...
- Nash mu sprzedał, a ja... Byłem wtedy cholernie zły na Sivana. Można powiedzieć, że poruszyłem w nim pewien sznurek. To nie przypadek, że znalazł się wtedy na tym moście.
- Umówiłem się z nim tam, Mendes o tym wiedział, wygadał Sivanowi, a on zrobił resztę.
Patrzyła na nas szybko oddychając. Czekałem aż zacznie na nas krzyczeć i nas o to obwiniać, albo chociaż powie, że nas nienawidzi, ale nic takiego się nie wydarzyło. Siedziała i patrzyła, a to było jeszcze gorsze.
- Cass. - odezwał się cicho Nash.
Wstała i podeszła do okna. Widziałem, że zbiera jej się na łzy, oboje zawiniliśmy, ale jak mieliśmy jej powiedzieć o czymś takim?
Ruszyłem w jej kierunku i położyłem dłonie na jej ramionach. Jednak ona szybko je strząchnęła.
- Zostawcie mnie samą.
- Nigdy nie będziesz sama. - odezwał się Nash.
- Zostawcie mnie samą do cholery! Którego słowa nie rozumiecie?!
Tym razem posłuchaliśmy, zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z domu.

***

- I tak bez powodu się obraziła? - zapytał Jasper.
- Miała powód.
- A jednak. Słuchaj stary, nie zrozum mnie źle, ale ja ci nie pomogę. Sam się w to wpakowałeś, ale jeśli w jaki kolwiek sposób ją skrzywdzisz to już nie żyjesz. Cass jest dla mnie jak siostra i lepiej żebym nie słyszał o tym, że coś jej zrobiłeś.
- Jasne. Nie potrafił bym...
A może jednak? W końcu już to zrobiłem. Okłamywałem ją, a potem powiedziałem jej, że przeze mnie nie żyje człowiek.
Usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi.
- Jasper, muszę kończyć.
- To cześć.
Rozłączył się, a ja zszedłem na dół i otworzyłem. Od razu poczułem lekkie pchnięcie do tyłu i ramiona obwijające się wokół mojego torsu.
- Ej, co się stało? - zapytałem z troską.
Mimo, że na dworze było zimno dziewczyna miała na sobie, zwykłą bluzę, była przemarznięta i oddychała ciężko, zupełnie jakby całą drogę biegła. Czułem jak moja koszulka nasiąka jej łzami.
- Cass, co się... - podniosła głowę, a ja zauważyłem rozcięcie na kości policzkowej i zaczerwienienie na policzku - Kto ci to zrobił? - założyłem kosmyk opadające do tej pory na jej twarz za ucho.
- O-oni... Oni przyszli i... - zanosiła się płaczem.
- Już, już ciiii... - próbowałem ją uspokoić- Kto przyszedł?
- S- Sivan.

To się porobiło.
Jak myślicie, po co Sivan przyszedł do Cassie?
Jak dobrze pójdzie to w następnym tygodniu możemy zrobić maraton, albo może nawet dzisiaj...
Hope you enjoy

If you're honest/ Shawn Mendes |ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz