One-shot: Love

1.2K 60 11
                                    

Już pierwszego dnia szkoły wzbudził we mnie niejaką fascynację. Te jego szaroniebieskie oczy, arystokratyczne rysy twarzy, długie blond włosy i cudowny uśmiech, który niemal zwalał każdego z nóg. Był ode mnie starszy gdyż zaczynał już trzeci rok. Na początku nie dogadywaliśmy się, można by rzec, iż podchodziliśmy do siebie z niejakim dystansem, lecz to nie było dziwne, w końcu obaj byliśmy ślizgonami, a ślizgoni zawsze są ostrożni w zawieraniu znajomości, lecz opłaciło się. Po jakimś czasie zostaliśmy znajomymi, a następnie znajomość zmieniła się w przyjaźń. Można by powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów, umieliśmy dzielić się sekretami, ale też po prostu być gdy ten drugi tego potrzebował.  Nasza przyjaźń rozkwitała z każdym dniem i z każdym dniem czułem do niego coś więcej niż braterskie więzi. Wiedziałem jednak, że nie mam co robić sobie nadziei  w końcu Malfoya zawsze otaczał wianuszek dziewczyn, a taki wredny, sarkastyczny dupek z wielkim krzywym nosem nie miałby przeciw nim najmniejszych szans. Ukrywałem więc moje uczucia, mając nadzieję, iż kiedyś znikną... Otóż nie zniknęły... Wręcz przeciwnie. Od momentu, w którym to odkryłem kochałem go coraz bardziej i bardziej. Aż pewnego dnia stało się coś czego nigdy w życiu bym się nie spodziewał... Lucjusz Malfoy zaproponował mi chodzenie... CHOLERNY LUCJUSZ MALFOY SPYTAŁ SIĘ CZY BĘDĘ Z NIM CHODZIŁ!!! Ekhem... Severusie ogar... Jak można było się spodziewać zgodziłem się wręcz od razu. Wreszcie mogłem go pocałować, dotknąć byłem taki szczęśliwy, chciałem z nim spędzić resztę życia mimo iż nie zawsze było kolorowo, ale czego można było się spodziewać po dwóch dominujących ślizgonach w związku? Mówiąc szczerze to dziwie się, iż nie było żadnych ofiar w postaci ludzi którzy mieli nieprzyjemność być w pobliżu podczas naszych sprzeczek, lecz mimo wszystko byłem szczęśliwy... Oczywiście jak to mówią" wszystko, co dobre nie trwa wiecznie"... I tak też było i w tym przypadku... Pewnego dnia poprosił mnie o spotkanie na wieży astronomicznej. Kochaliśmy to miejsce, lecz to co mi wyjawił złamało mi serce...

- Sev...- zaczął cicho.

- O co chodzi Lucy?- spytałem, patrząc mu w oczy. 

- Moi rodzice...

- Oni co?- zapytałem, czując jak serce podchodzi mi do gardła. Co znowu? Czy coś się stało?

- Oni... Wybrali mi żonę- szepnął. Załamałem się. Wręcz czułem jak moje serce rozrywa się na miliony kawałków, a do oczu napływają łzy... Mogłem się domyślić, iż tak będzie... W końcu on jest czystej krwi... Czemu miałby być z kimś takim jak ja?... Byłem taki głupi, myśląc, że nic nas nie rozdzieli. Odszedłem od Lucjusza, patrząc na gwieździste niebo. Skoro jego nie będzie w moim życiu to po co mam w ogóle żyć? Popatrzyłem na niego po raz ostatni i skoczyłem. Ostatnie, co usłyszałem to jego spanikowany głos krzyczący do mnie:

- SEV DO CHOLERY!!! NIEEE!!! PRZECIEŻ DZISIAJ JEST PRIMA APRILIS, DURNIU!!!!

...Lucjusz... Jak ja cię kurwo nienawidzę...

I tak oto poznałem Lucjusza i znienawidziłem 1 kwietnia po którym oboje leżeliśmy w szpitalu u pani Pomfrey, dlaczego oboje? Otóż Malfoy wyskoczył zaraz za mną i skończyło się na tym, że obaj się połamaliśmy. Morał tej historii jest prosty... Zawsze patrz w kalendarz i nigdy nie zrywaj z kimś na wieży... Koniec...

______________________________________________________


Właściwie to zastanawiam się nad zrobieniem jeszcze perspektywy Lucjusza albo wezmę się za baśnie nwm... Zobaczymy ( ͡° ͜ʖ ͡°) Co z tego wyjdzie ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Ps: Żart Prima Aprilis należy do NietoperzSS której dziękuję za użyczenie pomysłu. 



Snucius na tropieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz