Rozdział szósty

276 28 35
                                    

Szóstego listopada Elise obudziła się wcześniej niż zwykle. Za oknem rozciągało się ciemnogranatowe niebo poprzecinane strzelistymi wieżowcami budzącego się do życia miasta. Z powodu dużego zachmurzenia i zapowiadanych od kilku dni możliwych opadów śniegu nie było widać żadnych gwiazd ani zarysu księżyca.

Pierwszą myślą, która przyszła jej go głowy, to fakt, że kończyła dzisiaj dwadzieścia lat. Te okrągłe urodziny nadeszły niespodziewanie, wcale nie czuła się gotowa na przekroczenie tej dziwnej granicy bycia nastolatką.

Drugą myślą było to, że miała się dzisiaj spotkać z Josefem. Zastanawiała się, czy wiedział o jej urodzinach, bo ani razu o nich nie wspomniała, ale odnosiła dziwne wrażenie, że coś dla niej szykował. Wczoraj, gdy rozmawiali wieczorem przez telefon, był bardzo tajemniczy i małomówny; zapowiedział jedynie, że przyjedzie po nią dzisiaj przed południem.

Pomyślała też o Willu, zastanawiając się, czy on pamiętał o tym wątpliwym święcie. W zeszłym roku wysłał jej krótkie życzenia na Facebooku, w tym pewnie nie będzie miał do tego głowy, bo przecież czekały go bardzo ważne zawody. Od niechcenia włączyła telefon i wyszukała ostatnią wiadomość na Messengerze, którą wysłał jej dokładnie rok temu.

Will: Wszystkiego najlepszego i spełnienia marzeń . 😊

Elise: Dziękuję za pamięć! ^^

Wyświetlił jej odpowiedź, ale nic nie odpisał. To była ostatnia wymiana zdań, jaką przeprowadzili.

Jak do tego doszło? Dlaczego pozwoliła, by kontakt się urwał? Tak bardzo brakowało jej uśmiechu Williama, jego dotyku, głębokiego głosu, tak bardzo, bardzo tęskniła, a jednocześnie nie umiała się przemóc i czegoś do niego napisać. Biła się długo z myślami, czy nie wysłać mu wiadomości, że życzy mu powodzenia w zawodach, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu. Nie musiał wiedzieć, że wciąż siedziała w Internecie i z zapałem śledziła wszelkie nowinki sportowe, a jego nazwisko pojawiło się w „ulubionych" w wyszukiwarce.

Leżała w łóżku aż do ósmej, nie potrafiąc zmusić się do wstania. Wpatrywała się jedynie w jaśniejące niebo, wyjątkowo nie podnosząc się, by zrobić zdjęcia. Nie miała na to siły, a cały dobry nastrój wyparował. Nie mogła przestać myśleć o Williamie, chociaż bardzo chciała skupić się na dzisiejszym spotkaniu z Josefem.

To takie dziwne, że spędzała w Oslo już trzeci miesiąc i ani razu nie spotkała Willa. Oczywiście samo w sobie było to mało prawdopodobne, ale zważywszy na to, że w zeszłoroczne wakacje wpadali na siebie bez przerwy, nie było to niemożliwe. Choć oboje studiowali na różnych uczelniach i zapewne spędzali czas w zupełnie innych częściach miasta, to liczyła w głębi duszy na to, że może wpadną na siebie na jakiejś imprezie albo podczas obiadu w przypadkowym lokalu.

Choć właściwie jak by się wtedy zachowała? Co mogłaby mu powiedzieć?

To wszystko było bez sensu. Jej głupia tęsknota za kimś, kto pewnie o niej zapomniał, a przynajmniej próbował to zrobić, jej głupie zauroczenie, które nie chciało przejść, jej głupie wspomnienia, które zalewały ją każdego dnia, wysysały chęć do czegokolwiek i kazały analizować każde słowo i każdy gest, jakie kiedykolwiek użyła w stosunku do Williama Larsena.

Dlaczego tak trudno było zapomnieć...?

W kuchni zastała Kerstin, która siedziała na stołeczku, czytając jakieś notatki. Zajadała się ciasteczkami, które Josef upiekł w piątek dla Elise, a obok na stole stała mocna czarna kawa.

– Musisz za niego wyjść – przywitała ją tymi słowami. – Facet, który potrafi piec takie cuda, jest na wagę złota. Spytaj się jeszcze, czy sam sprząta i gotuje, wtedy chyba będę musiała ci go odbić. A tak poza tym, to spełnienia marzeń, El.

Miłość w OsloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz