Rozdział dwunasty

307 29 14
                                    

Obudziła się z mocno bijącym sercem, uświadamiając sobie, że nie leży w łóżku sama. Obróciła głowę i przez jeden ułamek sekundy miała nadzieję, że zobaczy obok siebie Williama; jej ciało przeszył cień zawodu, gdy ujrzała twarz spokojnie śpiącego Josefa. Leżał na lewym boku, oddychał miarowo z lekko uchylonymi ustami i jasnymi włosami rozrzuconymi na poduszce.

Wyplątała się z pościeli i powoli się podniosła, starając go nie obudzić.

Dlaczego czuła się tak, jakby zdradzała Williama?

Sięgnęła od razu po telefon leżący na szafce nocnej, by sprawdzić, czy przypadkiem Kerstin do niej nie dzwoniła. Naprawdę miała nadzieję, że Marcus w końcu szczerze porozmawia ze swoją dziewczyną, dlatego starała się być czujna.

Gdy jednak nie wyświetliła jej się żadna wiadomość, spojrzała ukradkiem na Josefa i niezbyt widoczny kształt urządzenia, które znajdowało się tuż pod jego obojczykiem.

Wpisała szybko w wyszukiwarkę „port medycyna" i wyskoczyły jej kolejne informacje.

Z mocno bijącym sercem przesuwała wzrokiem po kolejnych krzykliwych nagłówkach. „Chemioterapia", „transfuzje krwi", „szybkie podawanie leków".

Czyżby Josef wczoraj nie powiedział wszystkiego? Może był bardziej chory, niż przypuszczała?

Założyła grube skarpetki i narzuciła na siebie kurtkę, biorąc po drodze w dłonie lustrzankę. Wyszła na balkon, od razu się wzdrygając z powodu mrozu, który niemal natychmiast zaczął szczypać ją w nos. Morze tego dnia nie było zbyt spokojnie, fale uderzały agresywnie o brzeg, pieniąc się i sycząc; szary Bałtyk zlewał się z szarym niebem pokrytym ciężkimi chmurami, które mogły zwiastować kolejne opady śniegu.

Zrobiła tylko kilka zdjęć, bo szybko zmarzły jej dłonie. Wpatrywała się jednak przez dłuższą chwilę w rozciągający się przed nią widok, uświadamiając sobie, jak bardzo za nim tęskniła. W pokoju w Oslo nie miała nawet balkonu, a jedyne, co mogła podziwiać, to wieżowce i blokowiska.

Sandefjord jednak kryło w sobie dziwną wolność, świeżość i melancholię.

Wróciła do środka, odkładając lustrzankę na biurko. Zerknęła na Josefa i niemal podskoczyła, widząc, że już się obudził. Leżał rozluźniony, lekko uśmiechnięty, i nie spuszczał z niej wzroku.

– Wiesz, że wyglądasz fascynująco, gdy robisz zdjęcia? – spytał nieco ochrypłym, zaspanym głosem. – Nic dookoła się dla ciebie nie liczy. Nawet niezwykle pociągający chłopak w twoim łóżku.

Parsknęła śmiechem.

– Jaki chłopak? Josephine to moja najlepsza przyjaciółka.

Podniósł się i popatrzył na nią, przechylając głowę.

– Chcesz o czymś pogadać, Issy? – spytał, jakby czytał jej w myślach. Prychnęła w duchu, że zawsze potrafił ją rozgryźć. – Wyglądasz na zmieszaną. Jeśli chcesz, mogę sobie stąd pójść.

– Nie musisz nigdzie sobie iść.

– Więc dlaczego jesteś taka spięta? Uciekłaś na drugi koniec pokoju i patrzysz na mnie przerażona.

Wstał i wsadził ręce w kieszenie dresów, ale nie zrobił w jej stronę ani jednego kroku, jakby bojąc się, że może ją spłoszyć jakimkolwiek gestem. Wpatrywał się w nią z żalem i zawodem, a także nutą zmęczenia.

– Żałujesz, że wczoraj wieczorem do ciebie przyszedłem? – zapytał pozornie obojętnym tonem, ale w jego szarych oczach szalała burza. – Że dzisiaj w nocy spaliśmy w jednym łóżku? Przecież nic się między nami nie wydarzyło... – Przetarł dłonią twarz, po czym wbił w nią pełne wyrzutu spojrzenie, które na moment zatrzymało rytm serca Elise. – Ach, no tak, zapomniałem. Twoja Josephine nigdy nie będzie Williamem.

Miłość w OsloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz