Rozdział dwudziesty piąty

574 39 64
                                    

Pół roku później

Elise przesunęła beznamiętnie wzrokiem po kolejnym artykule w dziale „Sport". Wszyscy rozpisywali się tam o wielkim powrocie Williama Larsena do walki o najwyższe podium. Co prawda na razie jego największym osiągnięciem było zdobycie brązu niecały miesiąc temu na mistrzostwach halowych, ale to i tak ogromny sukces, patrząc na kontuzję, jaką zaliczył.

Nie chciało jej się jeszcze podnosić. Było jej ciepło, dookoła pachniało rumiankiem i drewnem, a gdy tylko wystawiła na moment stopę spod kołdry, wzdrygnęła się z zimna. Nie przeszkadzał jej też przyjemny ciężar ręki oplatającej ją w pasie.

– Przestań w końcu o mnie czytać w Internecie – poprosił ją stanowczo zachrypnięty z zaspania głos, co zmusiło Elise do wyłączenia telefonu i odłożenia go na bok.

– Muszę skądś wiedzieć, co u ciebie słychać.

Popatrzyła w prawo i jej wzrok spoczął na bursztynowych oczach. Zaśmiała się, a one odpowiedziały jej tym samym.

William leżał tuż obok, tak blisko, uśmiechając się łobuzersko i trochę leniwie. Patrzył na nią uważnie, z zachwytem, chociaż pewnie wyglądała co najmniej średnio z rozczochranymi włosami i bladą z niewyspania twarzą. Lubiła się budzić obok niego, lubiła czuć gorąc jego ciała, lubiła tonąć w tych oczach, które tak kochała.

– Jakieś plany na dziś? – spytał, opierając się o ramię.

– Chciałam pojechać na cmentarz, nim wrócimy do Oslo.

Elise westchnęła i niechętnie podniosła się z łóżka. Nałożyła na siebie szlafrok, żeby nie szczękać z zimna zębami – tego roku wrzesień był wyjątkowo zimny i niewiele pomagał nawet rozpalony kominek ogrzewający drewniany domek.

Wyjechali na ostatni tydzień wakacji do Bergen, by zebrać siły na nadchodzący rok akademicki. Elise naprawdę cieszyła się, że przez te kilka dni zdążyli tu dokładnie posprzątać, trochę pozwiedzać i odpocząć, bo od kiedy urodziła się córeczka Sofii i Marcusa, niemal wszyscy byli zaangażowani w opiekę nad małą Helene.

Co prawda Elise spędzała z dzieckiem najmniej czasu ze wszystkich, ale podziwiała to, jak potrafili dogadać się między sobą jej przyjaciele. Marcus niemal codziennie odwiedzał Sofię i dzielnie pomagał jej w niemal każdej czynności, a co ciekawe, bardzo często towarzyszyła mu w tym Kerstin. Chociaż dla Kris było to wszystko bardzo trudne i musiało minąć kilka tygodni, nim przywykła do takiej sytuacji, to ostatecznie naprawdę nieźle się odnajdowała w nowej roli.

Kiedy Elise wzięła szybki prysznic i założyła na siebie ciepłe spodnie dresowe i ulubioną białą bluzę przesiąkniętą zapachem Willa, przeszła do kuchni, by pomóc chłopakowi zrobić śniadanie. Wspólnie zaparzyli herbatę, usmażyli jajecznicę ze szczypiorkiem i skroili warzywa do dekoracji.

– Jesteś dziwnie milcząca – zauważył Will, kiedy usiedli naprzeciwko siebie.

– Zawsze gdy tu jestem, dopada mnie melancholia – odparła lekko, chociaż nie była pewna, czy udało jej się ukryć smutek w głosie. – Bergen to specyficzne miejsce. Kocham je i jednocześnie nienawidzę.

William ją rozumiał, widziała to w jego oczach. Podobnie miała z Sandefjord, chociaż nieco z innych powodów. I to też doskonale wiedział.

– Nie musimy nigdzie jechać – stwierdził spokojnie, przechylając głowę. – Jeśli nie czujesz się na siłach...

– Ale to tradycja – zaoponowała łagodnie.

Kiedy zjedli, Will zniknął w łazience, a ona pozmywała szybko naczynia. Ponieważ słyszała, że spod prysznica wciąż leciała woda, wbiegła na piętro do sypialni, którą zajmowali, i wyciągnęła z walizki przygotowaną kilka dni wcześniej kartkę. Przełknęła ślinę, wpatrując się w swoją wyciętą ze zdjęcia twarz, przyklejoną do ciała Usaina Bolta.

Miłość w OsloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz