Rozdział osiemnasty

257 29 93
                                    

Z każdym kolejnym kilometrem pokonywanym przez pociąg Elise traciła uzbieraną wcześniej pewność siebie. Nieuchronnie zbliżała się do Oslo, tym samym pogrążając się w coraz większej panice.

Może po raz kolejny podjęła błędną decyzję...?

Odblokowała telefon i sprawdziła wczorajszą rozmowę z Williamem.

Elise: Musimy się spotkać i porozmawiać. Najlepiej jutro.

Will: super, nareszcie :) w którym miejscu? muszę powiedzieć Ci coś bardzo bardzo ważnego

Nie zdążyła mu nawet odpisać, bo zaraz wysłał jej adres swojego mieszkania, zapraszając na kolację. Elise była jednak tak zdenerwowana, że wątpiła, czy skusi się na coś więcej niż szklankę wody.

Bała się, że gdy zobaczy Williama, od razu zapomni, po co przyjechała. Mimowolnie ścisnęła swój serdeczny palec, na próżno szukając po omacku zarysu pierścionka zaręczynowego, którego zapomniała zabrać z umywalki dzisiaj rano. Może gdyby był, nabrałaby odwagi albo przynajmniej miała niezbity dowód, że to wszystko działo się naprawdę.

Powstrzymała się przed zadzwonieniem do Josefa. Chłopak właśnie spędzał czas u Edvarda, prawdopodobnie grali razem w karty albo szachy. Nie chciała mu przeszkadzać ani zawracać głowy swoim strachem. I tak zapewniła mu w ostatnich dniach wystarczająco dużo emocji.

Przypomniała sobie, jak zareagował na wieść, że planowała powiedzieć Willowi o ślubie. Najpierw pobladł i zmarszczył brwi, ale szybko ukrył niezadowolenie. Powiedział, że to jej decyzja i że ją wesprze we wszystkim, co postanowi. No tak, jak zwykle okazywał się wybornym dyplomatą.

Wysiadła w centrum miasta i złapała od razu taksówkę. Nie miała dzisiaj siły błądzić po Oslo, bo William mieszkał w części miasta, której kompletnie nie znała. Pożałowała, że nie spotkali się w jakimś innym, lepiej znanym miejscu, bo w swoim domu chłopak będzie miał przewagę psychologiczną.

Jakie to jednak miało teraz znaczenie? Od ostatniej ich rozmowy, a raczej kłótni na imprezie u Gai Arnoni, wydarzyło się tak wiele rzeczy, że do teraz nie potrafiła tego pojąć. Była zupełnie innym człowiekiem niż te kilka tygodni temu, bardziej doświadczona, dojrzalsza, odpowiedzialniejsza.

Nie wiedziała, jak mu to powie. Wydawało jej się to nierealne, że w ogóle przyzna mu się, co planuje. To był William, którego przecież kiedyś kochała, a teraz miała zakończyć to raz na zawsze.

Zasługiwał na to, by wiedzieć.

Może trochę i chodziło jej o to, by mu dopiec. Nie była zbyt zawistna, ale czuła przebłyski niejasnej satysfakcji, że może mu tym wszystkim dokopać, pokazać, że stracił ją bezpowrotnie. Tyle razy on ją zranił, że straciła już rachubę, a teraz nadeszła znowu jej kolej.

Tego dnia to ona miała złamać mu serce.

Jednak jej irracjonalna chęć zemsty nie była główną pobudką. Chciała do końca być wobec niego fair; lepiej, żeby dowiedział się o ślubie od niej niż – nie daj Boże – od Gai czy kogoś innego. Zasługiwał na prawdę, bo tutaj nie chodziło o żaden głupi związek, tylko o małżeństwo.

Nic już nie będzie takie samo po tym, jak Elise i Josef przyrzekną sobie miłość aż do śmierci.

Śmierć.

Jakie to prześmiewcze, że właśnie to słowo tak bardzo zbliżyło do siebie Elise i jej narzeczonego.

Z tą myślą wjechała windą na trzecie piętro jednej z odnowionych kamienic Oslo. Sprawdziła po raz kolejny numer mieszkania – siódmy – upewniając się, że znalazła się w odpowiednim miejscu.

Miłość w OsloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz