Rozdział czwarty

304 27 16
                                    

Czekam na ciebie pod wejściem głównym.

Elise odczytała wiadomość, wychodząc z zajęć. Na korytarzu założyła ciepły płaszcz i wełnianą czapkę, bo pogoda znacznie się popsuła i od kilku dni ciągle padał deszcz. Z ulgą ruszyła w kierunku wejścia głównego, gdzie powinien czekać na nią Josef.

Nie widziała go od poniedziałkowego wykładu, bo nie należeli do tych samych grup i mieli zajęcia o zupełnie innych porach. Mimo tego Josef jeszcze tego samego dnia odnalazł ją na Facebooku, zaprosił do znajomych i napisał do Elise we wtorek. Od tamtej pory codziennie byli w kontakcie i chociaż Elise poznała wiele nowych osób, to doszła do wniosku, że Josefa polubiła najbardziej ze wszystkich znajomych ze studiów.

Dobrze im się rozmawiało (chociaż robili to głównie przez pisanie do siebie wiadomości), mieli podobne poczucie humoru i sporo ich łączyło, chociażby gatunek ulubionej muzyki (indie rock) czy literatura (powieści psychologiczne). Josef przypominał jej pod wieloma względami Marcusa, między innymi wyglądem, ale przynosił ze sobą jakiś powiew świeżości i tajemnicy, coś, czego Elise nie potrafiła zdefiniować, a co bardzo ją intrygowało.

Josef czekał na nią w umówionym miejscu, opierając się plecami o murek. Ręce miał wsadzone w kieszeń, a na sobie poza nieco za dużą zieloną kurtką również ciepły szalik i grubą czapkę. Wyglądał na swój sposób uroczo, zwłaszcza że na widok Elise jego usta rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.

– Hej – przywitała się pierwsza, stając naprzeciwko Josefa i pociągając nosem. Chłopak odepchnął się od murka, przysuwając do Elise. – Długo na mnie czekasz?

– Nie na tyle, żeby sobie odpuścić. – Znowu uśmiechnął się krzywo, unosząc prawy kącik ust. – Pewnie jesteś głodna po całym dniu zajęć, dlatego zabieram cię na obiad. Wczoraj ogarnąłem z kolegami jedno miejsce, tylko pięć minut drogi stąd. Dają tam świetną rybę za bezcen.

Elise przygryzła niepewnie wargę.

– Zaraz zaczyna się nasze koło fotograficzne – westchnęła, chociaż żołądek już od jakiegoś czasu skręcał się jej z głodu, bo nie znalazła czasu, by zjeść coś więcej niż dwie kanapki i banana, a dochodziła już piąta po południu.

– Za godzinę – przyznał Josef, wywracając oczami. – Zdążymy, spokojnie. No chodź, zaraz tu zamarznę.

Ruszył, a po kilku krokach odwrócił się, by sprawdzić, czy Elise podążyła za nim. Wzdychając w duchu, wyrównała z nim krok, jednocześnie ciesząc się, że Josef o niej pomyślał.

Najpierw szli w milczeniu; Josef pewnie ją prowadził na miejsce, co chwila skręcając w kolejne uliczki. Mijali po drodze wielu ludzi – część zapewne dopiero wracała z pracy do domu, a część już wybierała się na imprezę.

Elise zaczęła w końcu zawadzać ta cisza między nią a Josefem.

– Gdzie twój aparat? – spytała w końcu, czując, jak ich ramiona otarły się o siebie, gdy musieli wyminąć jakąś kobietę prowadzącą wózek.

– Co? – Josef rzucił jej niezrozumiałe spojrzenie. – Aaa... – Nieco zwolnił kroku. – No tak. Nie wziąłem. A ty, mądralo, gdzie masz swój sprzęt?

– W torbie. Idziesz na koło fotograficzne bez aparatu?

– Co ty się mnie tak uczepiłaś? – Zmarszczył brwi, ale oczy mu się śmiały. – Przecież to będzie spotkanie organizacyjne, ustalimy pewnie jakieś zasady, może zrobimy małą integrację. Powinniśmy się rozerwać, to był ciężki tydzień, nie sądzisz? Zaprośmy ludzi z tego koła na piwo, poznamy się lepiej i takie tam.

Miłość w OsloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz