Elise odliczała dni do piątku. Myślała o każdej mijającej godzinie, wiedząc, że przybliża ją do wyjazdu do domu. Na ostatnich w tym tygodniu zajęciach nie mogła już usiedzieć, bo potrafiła skupić się tylko na tym, by odebrać torbę z szatni i wspólnie z Josefem dojechać na dworzec, wsiąść w pociąg i zapomnieć o ostatnich wydarzeniach w Oslo.
Całe szczęście, że ani Kris, ani tym bardziej Marcus nie zdecydowali się na powrót w ten weekend do Sandefjord. Elise widziała w tym szansę na ich szczerą rozmowę (a raczej szczerą awanturę), wyjaśnienie sobie kilku kwestii i wymyślenie jakiegoś rozwiązania w ich sytuacji. Nie chciała w tym uczestniczyć, choć miała świadomość, że będzie musiała zaopiekować się przyjaciółką od razu po powrocie, o ile Marcus w ogóle odważy się w końcu powiedzieć jej prawdę.
Naprawdę chciała jakoś wytłumaczyć jego zachowanie. Popełnił ogromny błąd, tak jak kiedyś sama Elise, potem ukrywał go przed jedną z najważniejszych dla niech osób, tak jak Elise, a teraz bał się konsekwencji, tym bardziej że mnóstwo osób dookoła wiedziało o tej tajemnicy - i znów potrafiła dostrzec w tym wszystkim podobieństwo do swojej sytuacji.
Sama zresztą bała się odezwać w obecności Kerstin, bo na usta cisnęło jej się zdanie „Marcus cię zdradził i będzie miał dziecko z Sofią". Źle się czuła z faktem, że wiedziała o zdradzie, podczas gdy Kris żyła w błogiej nieświadomości katastrofy, jaka na nią czyhała. Wiedziała jednak, że nie powinna na razie się mieszać; dała Marcusowi czas, który chłopak powinien wykorzystać.
Problemy przyjaciół nieco pomogły jej nie myśleć o Williamie i ich ostatniej kłótni, która zakończyła się ostatecznym rozstaniem. Mimo wszystko co noc, gdy kładła się spać, leżała w łóżku i analizowała każde słowo, jakie wypowiedziała w jego kierunku, starała się zinterpretować każdy gest chłopaka, każde spojrzenie, drżenie mięśnia czy rodzaj uśmiechu, jakim ją obdarzał.
Najgorsza jednak była ta pustka, która ją wypełniła. Nie potrafiły załatać tego ani żarty z Josefem, ani nauka, ani rozmowy z Kerstin. Ta nicość ją przerażała, wysysała siły i rozpraszała w każdym możliwym momencie.
Elise zalała ulga, gdy ubrała się w ciepłą kurtkę i wysokie buty i wyszła na zewnątrz, trzymając w dłoniach niedużą torbę. Widząc Josefa opartego o murek, uśmiechnęła się szeroko, przygryzając wargę. Chłopak tak po prostu stał z rękami wsadzonymi w kieszeń, z ustami rozciągniętymi w leniwym uśmiechu, z nieco zmrużonymi oczami, pobladłą skórą i niewielką torbą leżącą u jego stóp, i wydał się nagle nieprawdopodobnie przystojny.
Jakim cudem wciąż nie znalazł sobie dziewczyny w Oslo?
- Hej. Wyglądasz o wiele lepiej, niż brzmiałaś wczoraj przez telefon. - Wyciągnął do niej długie ręce, by ją przytulić na powitanie.
- Cześć. - Musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć w te błyszczące szare oczy. - Ja wciąż się dziwię, że zgodziłeś się ze mną jechać. Nie chciałbyś odwiedzić rodziców w Bergen?
- Chciałbym, dlatego jadę tam na święta.
Niewiele rozmawiali aż do momentu, w którym wreszcie znaleźli się w pociągu do Sandefjord. Ułożyli wygodnie torby na półkach nad głowami i zajęli miejsca obok siebie. Elise od razu przyłożyła czoło do szyby i przymknęła oczy, starając ignorować się narastający ból głowy.
- Dobrze się czujesz? - Josef pochylił się nad nią i odgarnął jej włosy rozsypane po twarzy.
- To był ciężki tydzień. - Podniosła głowę i spojrzała na niego uważnie. - Chyba dla każdego, co nie?
- No cóż, nie wspominam go najlepiej, ale na szczęście czeka nas weekend. Chcesz może pogadać?
Wyprostowała się i wbiła w niego zmęczone spojrzenie. Miała naprawdę dość milczenia i tłamszenia w sobie tych wszystkich problemów, a jednocześnie odnosiła wrażenie, że mówiła Josefowi tylko o sobie. Chciała w końcu komuś powiedzieć o Kerstin, Marcusie i Sofii; może chłopak doradziłby, co powinna robić?
CZYTASZ
Miłość w Oslo
RomanceII część „Opowieści z Sandefjord"! *** Jak jedno kłamstwo może wpłynąć na dwójkę kochających się ludzi? Elise wie, że musi zostawić za sobą przykre wydarzenia i w końcu ruszyć do przodu, dlatego wyjeżdża na studia do Oslo, w którym ma szansę na leps...