Rozdział 8

22 4 0
                                    

Zeskoczyłam z ostatniego szczebla, czując, jak pod moimi nogami rozbryzgała się niewielka kałuża, ochlapując lekko moje spodnie. Zignorowałam jednak ten fakt i przesunęłam się w bok, robiąc miejsce Sucharowi. Po chwili dołączył do mnie, dzierżąc w ręce niewielką latarkę. Odpalił ją i powoli oświetlił miejsce, w którym się znaleźliśmy.

- Nie wygląda to za przyjaźnie. – skomentował.

- Fakt.

Podziemna placówka przypominała jakiś bunkier. Ale nie stary, używany na przykład w drugiej wojnie światowej – ten był nowoczesny, duży i wyglądał, jakby dopiero co oddano go do użytku. Co nie zmieniało faktu, że jego surowe, zimne, metalowe ściany i ciemna posadzka nie zachęcały do dalszego zwiedzania.

- W którą stronę idziemy? – zapytał, przebierając nogami. – Zimno tu jak cholera.

- Nie wiem, mi to obojętne. Pewnie i tak będziemy musieli sprawdzić obie. – odpowiedziałam – I racja. – mruknęłam.

- Prawo? – zasugerował.

- Jak zginiemy, to ty będziesz za to odpowiedzialny.

- Ej! To tak nie dzi... - urwał w połowie zdania, orientując się, że gdzieś mam jego sprzeciw, okazując to szybkim odejściem. – Mogłabyś przynajmniej poczekać!

- Przecież to robię. – zatrzymałam się przy sporych, lekko uchylonych drzwiach. Ktoś specjalnie ich nie zamknął, nie wyglądało na to, że ktoś lub coś otworzyło je siłą.

- Dzięki. – odparł lekko naburmuszony. – Będziesz pamiętała drogę? Na wypadek, jakbyśmy się zgubili.

- Nie martw się, będę naszym nawigatorem.

- Świetnie. Więc prowadź!

Westchnęłam i zaczęłam iść. Po paru metrach zrobiło się jasno, za sprawą zamontowanych w tej części lamp sufitowych. Pozwalały one dokładnie się przyjrzeć, bez potrzeby męczenia wątpliwej jakości baterii latarki.

- Mów od razu, jak zobaczysz coś wartego uwagi.

- Yhm. – chrząknął potwierdzająco.

Przez długi czas żadne z nas nie podnosiło głosu, idąc w ciszy, monotonnym korytarzem, w którym nie zmieniało się praktycznie nic. Żadnych drzwi, żadnych walających się na podłodze przedmiotów, no, tam nie było po prostu niczego.

Nagle nad nami rozległ się cichy chrzęst. Coś poruszało się nad sufitem, szurało i drapało czymś ostrym o twardą blachę.

- To pewnie tylko szczur.

- Ta... To zawsze jest tylko szczur. – zatrzymałam się, chcąc zbadać sprawę. Akurat tam, na górze, zamontowana była klatka wentylacyjna.

- Chcesz to sprawdzić? – zapytał sceptycznie.

- A owszem. Pomożesz?

Westchnął, stanął zaraz przy mnie i podał mi śrubokręt. Stając na palcach szybko ją odkręciłam, a następnie wsadziłam rękę do środka.

- Ała! – krzyknęłam z bólu, czując na swoim palcu ugryzienie niewielkich, ostrych zębów. Cofnęłam dłoń, wyciągając z szybu pokaźnego, szarego szczura.

Suchar szybko wziął go ode mnie, pogłaskał parę razy i odłożył na ziemię, by mógł uciec.

- A nie mówiłem?

- Zamknij się. I podaj mi jakiś plaster, popatrz co ten sierściuch mi zrobił! – pokazałam mu zraniony palec.

Wyciągnął niewielki bandaż i mi go podał. 

Wyjazd z Książkotworami v3Where stories live. Discover now