Rozdział 30

12 4 0
                                    

Głośno westchnąłem z ulgą, powoli wspinając się z powrotem na górę po długiej, gumowej linie. Wciąż niedowierzałem, że naprawdę to zrobiłem. Serce waliło mi jak szalone, a ja rozentuzjazmowany trząsłem się trochę.

- Jak było? – zapytał Shuvi, pomagając mi wejść na platformę.

- Niesamowite przeżycie. – odparłem, nieco chwiejnie stając na nogach.

- Pragnę jedynie przypomnieć, że mogłeś przy tym zginąć! – powiedziała nieco zbyt radośnie Muffinek.

- Faktycznie. – mruknąłem pod nosem, niezbyt przejmując się tym faktem.

- Ale dobrze, skończmy na razie ten temat Pysie. Zajmijmy się teraz czymś bardziej brutalnym i krwawym!

- To nie brzmi dobrze. – mruknąłem.

- Brzmiałoby, gdybyśmy to my byli na ich miejscu. – dodał Shuvi.

- Widzicie chłopaki? Ale no nic. Przejdźmy do rzeczy! Spójrzcie na te dwie betonowe kolumny. – poinstruowała.

Odwróciliśmy się we wskazanym kierunku. Dwie, niewysokie, mające może metr wysokości kolumny stały w rogu platformy, przymocowane metalowymi łącznikami. Leżały na nich dwa noże i trochę bandaży. Niezbyt obiecujący zestaw.

- Weźcie noże. Przydadzą wam się.

Chwyciliśmy narzędzia i przystanęliśmy, czekając na dalsze rozkazy.

- Ściągnijcie koszulki. Zajmiecie się ozdabianiem swojej klatki piersiowej!

Z niepokojem zrzuciłem z siebie ubranie. Shuvi postąpił tak samo, z lekkim oporem.

- To będą dwa proste cięcia. Pierwsze zacznijcie od pępka aż do szyi. Uważajcie, by nie zatopić ostrza zbyt głęboko. Chyba, że chcecie się wykrwawić i by wasze wnętrzności wylały się na wasze stopy.

Westchnąłem, poprawiłem chwyt rękojeści noża i przyłożyłem go do skóry. Zimny metal był bardzo nieprzyjemny w dotyku. Przycisnąłem lekko, uważając, by powstała rana nie była zbyt głęboka. I tak przeciągnąłem ją od pępka do szyi, zgodnie z poleceniem. Bolało cholernie mocno, ale jakoś, zaciskając zęby i ściskając palce drugiej dłoni udało mi się to zrobić. Odłożyłem narzędzie na kolumnę obok i rękami starałem się jakoś zatamować krwawienie. Mój kompan radził sobie mniej więcej tak samo.

- Teraz pora na drugie! Widzicie, gdzie macie żebra? Mniej więcej na tej wysokości zacznijcie i tnijcie w poprzek pierwszego cięcia.

Jęknąłem z bólu, ponownie chwyciłem za rękojeść, która cała kleiła się od krwi i znowu zacząłem robić kolejną ranę, według poleceń. Bolało trochę mniej od poprzedniej, ale i tak było to bardzo ciężkie.

- Gotowe?

- Tak. – odpowiedziałem lekko słabym głosem.

- A ty, Shuvi? Gotowy?

- Ta. – mruknął.

- Tak więc to koniec tego zadania! Nie było tak źle, prawda? Weźcie bandaże i zaopatrzcie się, na razie nie chcemy tu trupów!

Z chęcią wziąłem rolkę białego materiału i dokładnie obwiązałem nim swój brzuch i klatkę piersiową. Krew ciągle leciała, a ja nie miałem żadnego lepszego sposobu na jej zatamowanie. Ale i tak chyba lepsze to niż nic. 

Wyjazd z Książkotworami v3Where stories live. Discover now