Rozdział 31

4 4 0
                                    

- Chyba wygląda na to, że nadeszła pora na ostatnie zadanie! Jeśli się z nim uporacie – zdobędziecie dysk. – powiedziała Muffinek po paru minutach.
- Naprawdę ostatnie? – zapytał Rubel.
- Tak. Cieszycie się?
- I to jak. – odparłem ironicznie.
- To świetnie. – mruknęła z udawanym entuzjazmem – Pozwólcie, że wyjaśnię wam jego zasady. Na platformie znajduje się klatka z dużym, agresywnym tygrysem. Dokładnie po środku jej leży dysk, o którego tak walczycie. Waszym zadaniem będzie zdobycie go, nieważne, jakim sposobem i za jaką cenę.
- Więc każesz nam wejść do klatki z wielkim, wściekłym drapieżnikiem?
- Owszem.
- Wybacz, ale życie nam jeszcze miłe.
- Pragnę jedynie przypomnieć, że zbliża się północ. Nie zostało wam wiele czasu.
Wymieniłem spojrzenia z Rublem. Zdawało mi się, że myślał to samo co ja: mimo oporów musimy to zrobić. Od tego zależy nasze życie. Nasze i naszych przyjaciół.
- To jak?
- Zrobimy to, ale…
- Ale co?
- Po programie ktoś od was dostanie ode mnie w pysk.

***

- Nie wygląda zbyt przyjaźnie. – wyszeptałem do przyjaciela, który stanął zaraz obok mnie.
Zwierzak był iście potężny. Jego gęste futro delikatnie powiewało na wietrze, gdy leżał rozciągnięty na całej powierzchni sporej, metalowej klatki. Ogon podwinął pod siebie, kiedy żółtymi oczami lustrował otoczenie. W tym nas.
- Chyba nie ma możliwości, by zrobić to pacyfistycznie, co nie?
- Raczej nie. – odparłem ponuro, wyciągając nóż.
- Myślisz, że jeden celny cios w głowę wystarczy?
- Powinien. Ale dla bezpieczeństwa zrań go jeszcze w inne wrażliwe miejsce. Równie dobrze możemy poczekać aż się wykrwawi.
- Fakt. – mruknąłem, zaciskając mocniej palce na rękojeści narzędzia – Zajmij pozycję.
Zaszedł tygrysa od tyłu i również przygotował broń. Odczekałem chwilę i kiwnięciem głowy dałem znak, że nadszedł już czas.
Oboje się zamachnęliśmy i przez szeroko rozstawione pręty wbiliśmy ostrza w ciało zwierza. Szarpał się, ale to tylko pogarszało jego sytuację. On i my byliśmy cali ochlapani krwią, ale to akurat było do przewidzenia. Próbował uciec, wiercił się, a w jego oczach widać było okropny ból. W końcu, po kilkunastu minutach padł pozbawiony życia na kałużę z jego własnej posoki.
Rubel obiema rękami chwycił ciężkie zwłoki i przesunął je na bok, odsłaniając dysk. Złapał go szybko i triumfalnie uniósł do góry.
- Obrońcy zwierząt nas za to zabiją. – skomentowałem, rzucając okiem na pole przed chwilą stoczonej bitwy.
- Albo oni, albo on. Musieliśmy wybrać. – stwierdził mój kompan.

Wyjazd z Książkotworami v3Where stories live. Discover now