1 - 1.2

3K 159 19
                                    

Potem wszystko działo się w przyspieszonym tępie. America zbiegła z platformy i zeskoczyła na trawę obok Octavii, wdychając cudowny zapach drzew, wilgoci, ciepła... Prostolinijnie mówiąc, było cudownie. Reszta setkowiczów jak jeden mąż wybiegli na świeże powietrze.

America miała teraz ważniejsze zadanie. Musiała znaleźć Xana. Chłopiec był synem przyjaciela jej ojca, który został wyrugowany wraz z żoną, za przemycanie jedzenia i leków. Mały Azjata popełnił w życiu głupotę i trafił do Loży w wieku ośmiu lat. W więziennej celi spędził niemal pół roku, ale to i tak zbyt wiele jak na dziecko. Tylko na nim jej zależało i wcale nie dlatego, że ojciec kazał jej go pilnować, tylko dlatego, że przywiązała się do tej małej, czarnowłosej bestii.

Nie dostrzegła chłopca na zewnątrz lądownika, więc weszła do środka i rozpoczęła poszukiwania, nie zwracając uwagi na odgłosy kłótni brata Vi i blondyneczki.

Weszła na drugi poziom i dostrzegła jakiegoś Azjatę, w którym, po chwili, rozpoznała Montiego. Usłyszała też płacz dziecka. Monti pochylał się przy jednym z siedzeń szepcząc coś do dziecka. Ami od razu rozpoznała w nim Xana. Pobiegła szybko do Greena i kucnęła obok niego.

- Monti, co jest?

- Właśnie nie wiem. Znalazłem go płaczącego i próbowałem dowiedzieć się co się stało, ale młody chlipał tylko, że musi tu zaczekać, bo się zgubił. Pytałem kogo mam szukać, ale nie chciał mi powiedzieć. - wytłumaczył po krótce.

- Dzięki, że z nim zostałeś - skninęła na niego głową, a ten odszedł na dół. - Xan - powiedziała łagodnie - Xan spójrz na mnie. Nie płacz już. Wszystko dobrze, już jestem przy tobie.

- Ami? - chłopiec na moment przestał płakać i z załzawionymi oczami spojrzał na dziewczynę. - Ami! - ciemnowłosy rzucił jej się na szyję, mówiąc :

- Zostałem na swoim miejscu tak jak kazałaś, ale ciebie nie było - pociągnął nosem, podczas gdy Ami gładziła go uspokajająco po plecach - dlaczego mnie zostawiłaś?

- Nie zostawiłam cię Xan. Nigdy bym ci tego nie zrobiła. Wiesz, że jesteś moim bratem i cię kocham. Musiałam coś załatwić. A teraz chodźmy. Wytrzyj łzy, bo zaraz ujrzysz coś pięknego.

- Co takiego Mer? - chłopiec spełnił jej prośbę i podał jej rękę. Dziewczyna pociągnęła go w stronę wyjścia uprzednio powoli trzymając go, gdy schodził między poziomami po drabinie.

Xan wyszedł za nią na platformę, wciąż ją trzymając. Na wszystko do okoła patrzył z niedowierzaniem.

- Podoba Ci się? - uśmiechnęła się szeroko na widok jego miny. Czuła ciepło w sercu, gdy miała go przy sobie.

- Tak! Jest tak pięknie!

- Wiedziałam, że ci się spodoba. - zaśmiała się, gdy usłyszała ponowne spory. Chwyciła chłopca za rękę i podeszła w stronę blondyneczki, Wellsa, Vi, jej brata oraz Murphy'ego i jego bandy.

- Naprawdę obchodzi cię, kto tu dowodzi? - powiedziała blondynka - Tu nie chodzi o to co mówi kanclerz. Im dłużej będziemy zwlekać, tym bardziej będziemy głodni. Jak myślicie, ile wytrzymamy bez zapasów? Przed nami trzydzieści kilometrów, więc lepiej ruszajmy.

- Mam lepszy pomysł - Blake zabrał głos -
Zróbcie to sami. Niech raz francuskie pieski ubrudzą sobie ręce. - tłum zebranych ludzi zakrzyknął z aprobatą.

America w tym momencie pomyślała tylko o jednym:

Co za idiota

- Nie słuchaliście. Musimy tam iść wszyscy - powiedział Wells. Nagle John podszedł do niego i popchnąwszy go zakpił:

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz