Zanim America zdążyła zrobić krok poza obóz, ktoś krzyknął:
— Ej, ludzie, patrzcie!
Dziewczyna odwróciła się w stronę głosu ze zmarszczonymi brwiami. Niemo zapytała, o co może chodzić, nikt jednak nie udzielił jej odpowiedzi. Co poniektórzy wskazywali palcami w kierunku gwiazd, więc America, wiedziona potrzebą wiedzy, zwróciła głowę ku niebu. To co ujrzała zaparło jej dech w piersiach. Jakaś dziewczyna stwierdziła, że owe zjawisko było piękne; inna, że to spadające gwiazdy, więc niezwłocznie wypowiedziała życzenie. Ale America wiedziała. Zawiedli.
— Nie widzieli flar — jako pierwsza odezwła się Raven, która stanęła tuż obok Americi.
— To tylko deszcz meteorów — stwierdził Blake, patrząc po wszystkich sceptycznie.
— To nie meteoryty. — wtrąciła Clarke — To pogrzeb. Setki ciał wyrzucanych z Arki. Właśnie tak to wygląda od dołu.
Nastolatkowie zamarli. Rozglądali się po sobie, mając nadzieję, że ktokolwiek podważy słowa Gryffin.
Nadzieja matką głupich.
America sapnęła pod nosem z wściekłości, po czym ruszyła w stronę Blake'a, ale zatrzymały ją silne ramiona Finna. Bellamy zwrócił swoje czekoladowe tęczówki w jej stronę. Blondynka zaczęła się szarpać, a potem krzyknęła:
— Czy właśnie tyle było warte twoje życie, Blake?! — wyrwała się z uścisku przyjaciela. Nie miała zamiaru poprzestać na tych słowach i krzyczała dalej — Ponad trzysta niewinnych osób zginęło, bo ty...!
— Pomogłem znaleźć radio. — wtrącił, jakby to miało go usprawiedliwiedliwić.
Stało się zupełnie odwrotnie. America podeszła bliżej i z całej siły uderzyła go w klatkę piersiową swoimi dłońmi. Zapewne ten ruch nie zabolał go tak, jak tego chciała.
— Zaraz po tym jak je zniszczyłeś, nadęty dupku!
— Nie dotykaj mnie, kretynko!
— On to wie — powiedziała Clarke, przerywając tę małą bitwę słowną, a Mer łaskawie na nią spojrzała. — A teraz musi z tym żyć.
— I co? — sapnęła Kane, zaciskając dłonie w pięści. — Tak po prostu ujdzie mu to na sucho?!
— Zostanie ukarany, kiedy przybędą nasi rodzice. — zarządziła Gryffin, sprawiając, że America warkęła i ruszyła przed siebie, nie patrząc na nikogo.
Chwyciła w dłonie własnoręcznie zrobioną broń i podeszła do drzewa, słysząc za sobą głos Blake'a:
— Gdzieś tam jest moja siostra.
Dziewczyna zamachnęła się i z okrzykiem, przez który wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę, uderzyła kijem o konar drzewa. Gwoździe wbiły się w korę, ale Kane szybko szarpnęła bronią, dzięki czemu mogła swobodnie oprzeć kij o swój bark.
Ten krótki moment słabości pozwolił jej zahamować łzy bezradności, cisnące jej się do oczu. Jakby jakiś dźwignia w jej głowie przestawiła się, i teraz była tylko wściekła. Z zaczerwienionymi policzkami skierowała się w stronę wyjścia z obozu, krzycząc przez ramię:
— Idziecie, czy stoicie jak te kołki w dupskach?
— To wariatka — warknął Blake, na co otrzymał odpowiedź od Raven:
— Dzięki niej jeszcze żyjesz, kretynie.
*
Była jedyną dziewczyną, ktora szła na poszukiwania Octavii. Nikt nie śmiał powiedzieć, że powinna wracać do garów, wiedząc, co może go czekać.
CZYTASZ
𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲
Fanfiction𝑚𝑎𝑦 𝑤𝑒 𝑚𝑒𝑒𝑡 𝑎𝑔𝑎𝑖𝑛. ~ 𝐡𝐨𝐰 𝐜𝐚𝐧 𝐢 𝐠𝐢𝐯𝐞 𝐲𝐨𝐮 𝐚𝐥𝐥 𝐨𝐟 𝐦𝐞, 𝐰𝐡𝐞𝐧 𝐢'𝐦 𝐨𝐧𝐥𝐲 𝐡𝐚𝐥𝐟 𝐚 𝐰𝐨𝐦𝐚𝐧 ❤︎ [18+]