1-8.3

1.3K 106 13
                                    

— Nie marnujmy amunicji — powiedziała Clark, zaprzestając na moment strzelania.

— Potrzebujesz ćwiczeń — odparł czarnowłosy, biorąc do ręki kolejny karabin z myślą, iż tym razem nabije będą sprawne.

— Potrzebuje też porozmawiać, gdzie będziemy trzymać broń i kto będzie miał do niej dostęp — rzekła, nie oczekując sprzeciwu.

Bellamy nie przejął się tym zbytnio i z pewnego rodzaju rozdrażnieniem, wycelował w tarczę, po czym strzelił dwa razy.

America od jakiegoś czasu czuła się coraz to gorzej. Zawroty głowy powróciły ze zdwojoną siłą, więc postanowiła spocząć niedaleko nich.

Jednak jej cały dobry humor zmienił się diametralnie, gdy tylko poczuła mrowienie w lewej ręce. Zerknęła na nią, a to co dostrzegła wywołało w niej niemałe pokłady strachu. Mianowicie jej dłoń zachowywała się niczym podpalana ogniem. Najpierw koniuszki palców zaczęły się powoli rozciągać, jakby zrobione z plasteliny, ciągnąć za sobą śródręcze.

— Zostawiłeś Millera z Ziemianinem — zaczęła blondynka, zmieniając temat. — Musisz mu ufać.

— Powinnaś się go trzymać — odrzekł Blake, udając, że sprawdza broń — Inni się go słuchają.

America profilaktycznie ułożyła drugą dłoń pod tą, która się topiła. Z rozszerzonymi oczami patrzyła na to, co działo się z jej ciałem. Jej serce przyspieszyło swoje tempo, a usta rozchylily się, łapiąc drżący oddech. Ciałem blondynki wstrząsnął nieoczekiwany dreszcz, sprawiając, że zmusiła się do wstania, jednak zachwiała się. Na całe szczęście udało jej się złapać równowagę, pomimo zawrotów głowy.

Coś było zdecydowanie nie tak.

— Ja powinnam się go trzymać? — Clark stanęła przed chłopakiem, patrząc na niego ze ściągniętymi brwiami. — Bellamy, co się dzieje? Cały dzień dziwnie się zachowujesz. — Blake odetchnął, uporczywie odwracając wzrok.

Clark, wiedziona intuicją, spojrzała na jego plecak i nagle jakby wszystko zrozumiała.

— Wziąłeś tyle racji... — Zaczęła, po czym dodała, niemal niedowierzająco — Chcesz uciec! Dlatego zgodziłeś się ze mną pójść. Chciałeś zdobyć zapasy i zniknąć.

— Nie mam wyboru — odezwał się, pływając wzrokiem po ziemi. — Arka niedługo tu będzie

Mer Zamknęła na moment oczy, słuchając ich rozmowy niemalże jak przez wielką szybę. Pokręciła głową, ciągle trzymając dłonie w tej samej pozycji, lecz nagle coś się zmieniło. Tym razem z jej druga kończyną działo się do samo. Przyległy do podłogi, przyklejając ją do niej. Przestraszona zaczęła się rozglądać za czym, co mogłoby jej pomóc, jednakże bez skutecznnie. Jedyne na czym jej w tamtym momencie najbardziej zależało, to żeby jej towarzysze nie zauważyli tego cie się z nią działo.

— Zostawisz Octavię? — drążyła Gryffin, próbując zadziałać na jego uczuciach. Blake pokręcił głową, mówiąc:

— Octavia mnie nienawidzi, nic jej nie będzie.

— Nie wiesz...

— Postrzeliłem Kanclerza! — krzyknął, sprawiając, że America zerknęła na nich ze strachem.

Co się ze mną dzieje?

— Zabiją mnie, Clark — dodał dobitnie. — W najlepszym wypadku zamkną z Ziemianinem. Jaha nie będzie miał tej satysfakcji. — Bellamy odłożył broń. — Ćwicz dalej. Idę się przewietrzyć. — skończył, po czym wyszedł z pomieszczenia.

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz