1-12.2

1.1K 109 37
                                    

Również nie sprawdzony.

*

Przez małe okna statku przebijały się promienie słońca. Gdyby tylko wyciągnęła do nich rękę, była pewna, że zdołałaby choćby poczuć na sobie lekkie cipło. To znajome mrowienie na palcach.

Ale nie mogła.

Była obolała i ciągle wyczerpana przez ból głowy, który nie zwiastował niczego dobrego. Pulsujące skronie nie pozwoliły jej na szybkie podniesienie głowy. Zamrugała więc powoli, jakby właśnie zaczęła trzeźwieć.

Do jej uszu doszedł cichy szloch, dlatego zmusiła oczy do współpracy i zerknęła spod rzęs w tamtą stronę.

Poczuła jakby ktoś zaczął miażdżyć jej klatkę piersiową. To co ujrzała było bowiem tak wielkim bólem, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła.

Xan siedział pod ścianą i płakał spazmatycznym szlochem, zaciskając mocno powieki. Zakneblowany, zniewolony, załamany i związany.

Jednak te emocje wyparowały z czasem, gdyż, gdy tylko poczuła się nieco lepiej, w zebrała w niej złość. Nie. Wściekłość. Potężna furia, która niczym tajfun przełamała wszystkie zapory.

Łzy zniknęły równie szybko, jak się pojawiły, a na policzki spłynął szkarłat.

Zabiję go. PRZYSIĘGAM.

Wszystkie źle emocje skumulowały się, kiedy tylko Murphy zjawił się na horyzoncie. Szarpnęła się, krzycząc wściekle, lecz niewiele to dało, ponieważ szmatką w jej ustach i kolejna zawiązana za jej głową, większość przekleństw i warków niwelowały.

Była bezsilna. A to z kolei sprawiło, że poczuła jeszcze większą wściekłość.

— No proszę... — Odezwał się Murphy, podchodząc do niej na bezpieczna dla siebie odległość. — Nasza księżniczka, raczyła się obudzić.

Szarpnęła całym ciałem, próbując się do niego przedostać, ale niewiele to dało. Odsunela się jedynie od ściany i uderzyła bokiem o ziemię.

Zapragnęła szepnąć te wszystkie okropieństwa na jego temat, wykrzyczeć jego zdradę i okrutność, zabić go tu na miejscu. Chciała złamać mu wszystkie kości, tak aby przeżył, a potem kawałek po kawałku rzucać krwiożerczym drapieżnikom. Patrzyłby na to, a na koniec wydrapałaby mu serce łyżką, którą niegdyś sam jadł posiłki. Albo wyrwała oczy i wsadziłaby mu je głęboko do gardła, żeby patrzył jak rozszarpuje mu wnętrzności zaostrzonymi paznokciami.

Było tak wiele sposobów na jego śmierć w jej głowie, że nie mogła ich zliczyć.

Ponownie zaczęła powić, ale Murphy niczego nie zrozumiał, więc podszedł do niej i wyjął z ust knebel.

— Teraz możesz mówić. Pozwalam ci.

— TY PARSZYWY, SKURWIELU! MASZ POJECIE, CO CI ZROBIĘ, KIEDY JUŻ SIĘ UWOLNIĘ?! PRZYSIĘGAM, ŻE BĘDĘ ZABIJAĆ CIĘ POWOLI I SMAKOWAĆ KAŻDĄ CHWILĘ TWOJEGO BÓLU, TY CHORY POJEBIE! NATYCHMIAST WYPUŚĆ XANA! BO PRZYSIĘGAM, ŻE TAK SIĘ WŁAŚNIE STANIE!

Szarpnęła się ponownie, ale nic to nie dało. Poczuła jedynie ból w nadgarstkach, przez więzy zaciskające się na nich. Wiedziała, że robiła to na tyle mocno, iż zapewne rozcięła sobie skórę. Ale to się nie liczyło. Jej priorytetem był Xan. A wściekłość skutecznie zagłuszała ból w innych miejscach.

Dyszała, przez to, że ryknęła te słowa głośno. Bez zająknięcia, czy oddechu.

Murphy uniósł brwi w ogromnym zdziwieniu, co jeszcze bardziej ją rozjuszyło. O ile było to w ogóle możliwe.

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz