1-10.2

1.2K 108 20
                                    

W jednej bardzo krótkiej chwili, całe powietrze zdążyło spuścić się z Americi i odlecieć gdzieś daleko, zabierając ze sobą strach i niepewność.

— Gdzie on jest? — Zapytał Bellamy, a jego nozdrza zadrżały. Octavia odetchnęła i skinęła głową ku kapsule.

— W kapsule. Przywiązaliśmy go. — Powiedziała, po czym dodała, patrząc niepewnie na Mer. — On chyba był...

Vi zatrzymała się w połowie zdania, gdyż America nagle zerwała się z miejsca i ruszyła szybkim krokiem w stronę lądownika.

Nie była w stanie stwierdzić, jak wielka wściekłość ją ogarnęła. Zaciskała szczękę i dłonie, a jej serce przyspieszyło. Poczuła przypływ adrenaliny.

Usłyszała za sobą krzyki Octavi, ale nie zwracała na nie uwagi. Szła tępo przed siebie, a gdy weszła na pokład, odsuwając z rozmachem plachtę, otoczyło ją wiele twarzy, które patrzyły na nią z zaskoczeniem.

— Gdzie on jest? — Spytała, odpychając Nate'a, który próbował złapać ją za ramię.

— Miller, zostaw ją. — Odezwał się głos za nią. Wtedy jka na znak wszyscy uzbrojeni setkowicze odsunęli się, by zrobić miejsce Blake'owi.

America wyrwała się i ruszyła za Bellamym, który w pewnym momencie zatrzymał się. Blondynka wyjrzała zza jego ramienia, a to co dostrzegła sprawiło, że aż się cofnęła. Murphy był cały zakrwawiony. Miał podbite oko, zadrapania na rękach... Ale Mer potrafiła dostrzec jedynie krew. Dopiero po chwili odzyskała rezon i powiedziała z kpiną:

— Nie zostawiliście nic dla mnie?

— Wszyscy na zewnątrz poza Derekiem i Connorem. — Zarządził czarnowłosy, gdy do środka weszła Clarke i Finn. — Teraz!

— Twierdzi, że był z Ziemianinami. — Zaczął Connor, kiedy pomieszczenie opustoszało.

— Złapaliśmy go, gdy zakradał się do obozu. — Skończył za niego Derek.

America rzuciła Murphy'emu krzywe spojrzenie. Pokiereszowany nastolatek odetchnął ciężko i odparł cicho:

— Nie zakradłem się. Uciekałem przed Ziemianinami.

— I to oni cię tak urządzili? — Zapytała Mer, która nieco się uspokoiła.

— Tak.

— Czy ktoś widział tych Ziemian? — Głos zabrał Bellamy, patrząc to na Derek to na Connor.

Oboje pokręcili głowami, więc Mer zerknęła na Blake'a, ciekawa co zamierzał.

— Czyli wszystko jasne. — Powiedział, a następnie natychmiast wycelował z karabinu w Murphy'ego. Przerwał mu Collins, który złapał za niego i opuścił go w dół.

— Co się z tobą dzieje, do cholery?

— Ustaliliśmy, co się stanie, gdy wróci. — Odpowiedział Bellamy, marszcząc brwi. Wycelował ponownie, ale tym razem Finn stanął między nim a Johnem.

— Jeśli był z Ziemianami, może nam pomóc!

— Uspokójcie się oboje! — Krzyknęła Mer, podejrzewając, że ta przepychanka może się źle skończyć. Nikt jednak jej nie posłuchał.

— Pomóc? Powiesiliśmy go, wygnalismy go, a teraz go zabijemy. — Odparł Blake, nie spuszczając oczy z lufy karabinu. — Zejdź mi z drogi, do cholery!

— Nie. — Wtrąciła Gryffin, stając obok Collinsa. —Finn ma rację.

— Akurat! — Krzyknął Bellamy, a jego ramiona opadły wraz z karabinem. — Clark! Pomyśl o Charlotte!

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz