1-10.1

1.4K 106 15
                                    

— Więc nie będzie z tym problemu? — Dopytała Mer.

Jasper pokręcił głową z uśmiechem mierzwiac Xanowi włosy.

— No coś ty! Monti też nie ma na razie nic do roboty, więc mamy pełen luz, pani Kane.

America zacisnęła usta i przytaknęła w odpowiedzi. Nie miała głowy, by zaprzątać ją sobie jeszcze denerwowaniem się na taj błahe rzeczy, jak to okropne przezwisko.

— Bądź grzeczny Xan, okej? — Blondynka kucnęła przy chłopcu i posłała mu mały uśmiech, pomimo swojej nerwowości.

— Jasne! Może Monti znowu spadnie z krzesła! Będzie super.

— Mer. — Zaczął Monti, kładąc jej dłoń na ramieniu. Zerknęła na niego, unosząc lekko brwi. — Nie martw się o tego wojownika i znikaj już. Pewnie n a ciebie czekają.

— Okej. — Rzekła po raz ostatni, wzdychając ciężko.

Z krzywym uśmiechem wyszła z kapsuły, rozglądając się za swoją grupą. Znalazła ich przy palisadzie, więc przełożyła pasek od karabunu przez głowę, a dodatkową amunicję wsunęła za tylną część spodni, zasłaniając ją bomberką, którą znalazła w magazynie wraz z innymi ciuchami.

Wciąż czuła się nieswojo z myślą, iż ktoś przed nią nosił ciuchy, które na sobie miała. Ktoś, kto później zginął w tamtym magazynie. Całe szczęście, że nie musiała zdejmować tych wszystkich rzeczy z martwych ciał ludzi, żyjących przed bombardowaniem. Niemniej jednak sama świadomość do kogo należały, napawał ją dziwną dozą niepewności.

— Może powinnaś zostać? — Zapytał Finn, gdy do nich podeszła.

Mer zamrugała oczami i uniosła brew, aby pokazać, że wcale nie była zamyślona. Cóż, jej przyjaciela zbyt ciężko było oszukać i nawet taki świetny kłamca, jak America, nie był w stanie tego dokonać.

— Idę, Finn. — Odparła, przegryzając wargę od środka. Tego nawyku nie była w stanie zatuszować.

Przełknęła ciężko ślinę, gdy skrzyżowała spojrzenie z Bellamym, który właśnie naladowywał swój karabin. Było jej wstyd za poprzednią noc. A gdy tak się działo, blondynka zwykle udawała po prostu, że nic nie miało miejsca. Blake był najwyraźniej tego za ego zdania, ponieważ słowem nie wspomniał o jej wcześniejszym zachowaniu, co bardzo jej odpowiadało. Pod tym względem byli podobni.

Odwróciła wzrok, udając, że niezmiernie zainteresowała ją cicha rozmowa Raven i Clark.

— Mer... — Podjął ponownie Collins, patrząc na nią z troska wypisana na twarzy. — Nie spałaś całą noc. Słyszałem jak krzątałaś się po...

— Powiedziałam, że idę, Finn! — Warknęła w jego stronę, wzmacniając ucisk na broni.

Zacisnęła usta, wiedząc, że nie powinna go ranić w żaden sposób. Przecież nie był niczemu winien. Po prostu niepotrzebnie otworzył usta. Naraziła się tym na jej parszywy humor, który potrafiła skrywać tylko do czasu. America reagowała wyjątkowo specyficznie na troskę innych względem siebie. W ten sposób zwyczajnie odpędzała od siebie zdenerwowanie. Jednak gdy powiedziało się A, trzeba było powiedzieć także B.

— Zajmij się lepiej swoimi problemami, bo oboje wiemy, że masz ich całkiem sporo. — Wyparowała nim zdążyła ugryźć się w język.

Jeśli Finn spochmurniał przez jej wcześniejsze słowa, to po tym zdaniu z łatwością dostrzegłaby w jego ciemnych oczach ból. Dlatego właśnie skupiła uwagę na strzepywaniu swoich spodni z niewidzialnego pyłku.

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz