1-10.3

1.3K 102 39
                                    

Obudziły ją dźwięki kaszlu. Zmarszczyła brwi, czując coś mokrego na czole i policzkach. Skrzywiła się, gdyż uderzył w nią ból głowy, który promieniował, aż do potylicy. Otworzyła ostrożnie oczy i zamrugała nimi, dostrzegając coraz wyraźniej.

- Xan! - Sapnęła, próbując podnieść się do siadu, ale zatrzymały ją czyjeś dłonie.

- Spokojnie. Już dobrze. Jest bezpieczny na trzecim poziomie.

- Octavia? - Mer zmrużyła oczy, uspokajając nieco swoje serce głębokimi oddechami, dostrzegając rozmazaną twarz brunetki.

Dziewczyna uśmiechnęła się słabo i skinęła głową, wycierając jej czoło mokrą szmatką.

- Masz. Musisz pić. - Vi chwyciła tył jej głowy i uniosła ją nieco, przysuwając do ust blondynki kubek.

America nagle się odsunęła, jakby z oprzytomnieniem, niemalże wytrącając dziewczynie naczynie.

- Co robisz?! Zarazisz się!

- Spokojnie, jestem na to uodporniona. - Odparła niczym nie wzruszona. Jakby miała styczność z o wiele gorszym zachowaniem.

America, trochę spokojniejsza, pozwoliła brunetce wlać do swoich ust wodę. Gdy tylko ciecz spłynęła jej w dół gardła zakaszlała pusto, lecz nie przerwała pochłaniania wody, niczym ziemia na pustyni, pochłaniająca ostatnie krople życia. Dopiero wtedy zrozumiała jak bardzo była spragniona. Wypiła wszystko na jednym wdechu, a następnie odetchnęła głęboko dwa razy, rozglądając się dookoła. Zakaszlała znów, wiedząc, że nieco wody wleciało do nie odpowiadniej dziurki.

- Co się stało? - Zapytała, sapiąc i kładąc głowę na miękkim materiale.

Rozejrzała się szybko pownie z opóźnieniem, zdając sobie sprawę, że leżała na hamaku.

- Majaczyłaś... Finn przeniósł cię na hamak, bo było z tobą naprawdę źle. Ledwo potrafiłaś oddychać, a Clarke była już nieprzytomna. Gdyby twój organizm był w gorszym stanie - nie przeżyłabyś. Cały czas się krztusiłaś, więc musiałam stałe cię pilnować. Raz nawet oplułaś mnie swoją krwią. - Przy ostatnim zdaniu Octavia uśmiechnęła się krzywo, nie przejęta.

Mer potrzebowała chwili na przyswojenie wszystkiego, ponieważ ciągle nie czuła się najlepiej, choć woda zdołała zapanować nad Saharą w jej ustach. Było jej strasznie gorąco. Miała wrażenie, że po jej rękach spływają języki ognia, by potem skumulować się na koniuszkach palców i sprawiać wrażenie, że łatwo mogłaby kogoś oparzyć.

- A to ci zabawne. - Żachnęła ze zmęczonym uśmieszkiem. - Puma nie zdołała mnie dotknąć, podczas gdy choroba prawie mnie zabiła.

- Nie zabiłaby cię. - Odparła Octavia, zabierając z jej twarzy niesforny kosmyk włosów. - Miała nas tylko osłabić... Masz szczęście, że jesteś silna i się nie dałaś.

- Co? Skąd wiesz? Przecież Derek nie żyje.

- Byłam u Lincolna.

- Masz lek? - Przerwała jej, patrząc na brunetkę z szeroko otwartymi oczami.

- Nie... - Mer zmarszczyła czoło, a Octavia, widząc, że blondynka otwiera usta, dodała szybko - Na to nie ma leku, to nie zabija, a Derek umarł, bo miał słaby organizm.

- Aha.

Zmarszczyła brwi. Przecież Vi niedawno powiedziała jej, że tylko dzięki swojej sile żyła. Dlaczego więc nie potrafiła zapanować nad galopującymi myślami? Czuła się, jakby ktoś odebrał jej połowę IQ.

- O Xana się nie martw, jest odizolowany razem z innymi, którzy mieli kontakt z chorymi, ale nie zachorowali.

- To dobrze... - Powiedziała, rozglądając się dookoła. - Dziękuję.

𝐌𝐀𝐘 𝐖𝐄 𝐌𝐄𝐄𝐓 𝐀𝐆𝐀𝐈𝐍 | 𝐛𝐞𝐥𝐥𝐚𝐦𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz