5. Dalekosiężne konsekwencje

2.5K 158 11
                                    

Peter powędrował od razu prosto do domu. Po pierwsze było już późno, a po drugie był już wymęczony całą sytuacją. Kłopoty swoją drogą, a do tego znowu zawiódł siebie i kogoś, na którym zależało mu, żeby nie popełnić kolejnego błędu. Rozmyślając nad ostatnią rozmową ze Starkiem, dotarł pod same drzwi mieszkania, które były lekko uchylone, co zaniepokoiło chłopaka. Otworzył je po cichu i zajrzał do środka, uważnie się rozglądając. Jego wzrok spotkał się z porozrzucanymi przedmiotami i przestawionymi meblami. Od razu poczuł wylewające się na niego gorąco, którego nie potrafił opanować. Wszedł do środka najciszej jak mógł i szukał jakiegoś powodu, aby uważać, że ktoś jeszcze jest w mieszkaniu. Przełknął ślinę i szedł po cichu w głąb domu.

-May? - powiedział cicho, idąc w stronę jej pokoju — Jesteś w domu? - zapytał już nieco głośniej, ale nie uzyskał odpowiedzi.

Wziął głęboki oddech i zajrzał do pokoju ciotki, który także miał lekko uchylone drzwi. Stan pokoju nie różnił się od stanu, w jakim była reszta pomieszczeń. Nic nie było na swoim miejscu. Jego wzrok znalazł się na leżącej na ziemi cioci, do której dobiegł błyskawicznie. Wokół było mnóstwo brunatnej czerwieni, która była dosłownie wszędzie. Peter wpadł panikę i próbował obudzić May za wszelką cenę, co było niestety niemożliwe. Oczy zaczęły mu się szklić, kiedy spojrzał na jej bladą twarz. Zdał sobie sprawę, że jest za późno, żeby cokolwiek zrobić. Drżącą ręką chwycił jej dłoń i wtulił w nią swoją twarz. Przez zagłuszone zmysły nie usłyszał kroków za sobą skupiony na tuleniu policzka do dłoni cioci.

Ktoś szarpnął go za kaptur bluzy i odciągnął pod najbliższą ścianę. odrywając go tym samym od dłoni martwej ciotki. Peter spojrzał w oczy znanemu mu już mężczyźnie, którego spotkał, gdy dał się głupio złapać. Chciał, chociaż coś powiedzieć, ale dłoń drugiej osoby znalazła się na jego twarzy, uniemożliwiając mu to i przyciskając wystraszonego chłopaka do ściany za nim.

-To właśnie powinno Cię nauczyć, że nie warto zadzierać z kimś, komu nie dajesz rady — wysyczał na niego z wyraźnym rosyjskim akcentem — Mam nadzieję, że się rozumiemy — uśmiechnął się nieprzyjemnie, puszczając go — Miejmy nadzieję, że się więcej nie spotkamy — dodał, prędko opuszczając mieszkanie.

Peter spojrzał jeszcze raz na leżącą na ziemi najbliższą mu osobę i osunął się po ścianie, siadając z kolanami pod brodą, która zaczęła się lekko trząść. Nim się obejrzał, zanosił się płaczem, próbując ukryć twarz w dłoniach. Historia lubi się powtarzać. Najpierw przez jego błąd zginął wujek Ben, a kiedy wszystko zaczęło się układać, to samo spotkało jego ciocię. Spotkała go najwyższa cena za popełniane błędy, ale nie mógł zrozumieć, czemu musiało tak być. Rozpaczanie wcale mu nie pomagało, a jedynie pogłębiało przygnębiające myśli. Tym razem potrzebował pomocy bardziej, niż się spodziewał. Trzęsącymi się dłońmi wyjął telefon i próbował znaleźć interesujący go kontakt, co utrudniała mu warstwa łez. Po chwili trzymał już komórkę przy uchu i wysłuchiwał sygnału po drugiej stronie. Starał się w tym czasie uspokoić oddech, przecierając oczy rękawem bluzy. Kilka sekund czekania dłużyło się w nieskończoność, a dźwięk oczekiwania mieszał się z dudniącym ciśnieniem krwi w uszach.

-Co znowu? - usłyszał w słuchawce niezbyt zadowolony, znajomy głos. Wziął głębszy, drżący oddech i próbował się odezwać, ale głos ugrzązł mu w gardle przez dłuższą chwilę.

-P-panie S-stark potrzebuję pomocy — jąkał się i w którymś momencie nawet zapomniał, jak się oddycha, kiedy spojrzał na powód tej rozmowy.

-Mówiłem Ci, że nie... - zaczął ostrzej, ale zorientował się, że coś jest na rzeczy, kiedy po drugiej stronie słuchawki usłyszał zduszony płacz nastolatka — Peter, co jest? - zapytał zaniepokojony.

-Niech Pan przyjedzie - poprosił, szlochając - P-proszę - dodał po chwili ciszy.

-Zaraz będę — odpowiedział i zerwał się z łóżka.

Nie zamierzał nawet nic tłumaczyć Pepper więc patrzyła tylko, jak Tony szybko ubiera się do wyjścia i bierze w rękę pierwsze lepsze kluczyki do auta. Miliarder popędził do garażu i pojechał na miejsce przechodząc samego siebie, jeśli chodzi o jazdę. Mimo że zawsze za wiele nie robił sobie z przepisów ruchu drogowego, to tym razem nie przejmował się niczym. Sam nie wiedział, czemu tak się stało, bo z jednej strony przysiągł, że nie będzie się poświęcał i to jeszcze tego wieczora, a teraz jechał na złamanie karku z powodu jednego telefonu. Z drugiej strony nie wiedział do końca, co mogło się stać, że Parker zadzwonił praktycznie w środku nocy, prosząc o pomoc.

Zajechał pod budynek, z piskiem opon zajmując jedyne wolne miejsce. Pobiegł na górę i wpadł do mieszkania, rozglądając się po wnętrzu. Różne myśli przebrnęły mu wtedy przez głowę w drodze w głąb domu. Wszedł do ostatniego pokoju, którego drzwi były otwarte najszerzej i obiegł spojrzeniem wnętrze. Nie potrzebował za wiele czasu, żeby zauważyć, co się stało. Wszystko stało się jasne, kiedy spojrzał na chłopaka siedzącego pod ścianą.

-Peter — podszedł i kucnął obok — Jestem - powiedział, starając się brzmieć spokojnie.

-Dziękuję — odpowiedział cicho i zabrał dłonie z twarzy, spoglądając zapuchniętymi oczami na Starka.

-Podziękujesz później — odparł, patrząc na niego — Chodźmy stąd na razie — zaproponował.

-To moja wina — zaczął i znów ukrył twarz w dłoniach — Moja wina — powtarzał sobie bez przerwy.

-Peter — próbował przerwać jego mantrę obwiniania się, ale nic to z początku nie dało i chłopak powoli zaczął wpadać w histerię — Parker! - krzyknął na niego lekko nim potrząsając — Zamknij się — warknął na niego — Po prostu... Się zamknij — dodał, kiedy nawiązał kontakt wzrokowy.

Wpatrywał się chwilę w zmieszanego chłopaka, który próbował opanować płacz. Niewiele się zastanawiając, przytulił go mocno do siebie, uznając to za jedno z najlepszych rozwiązań w tym wypadku. Nastolatek wtulił się w miliardera, nawet nie myśląc o tym, co właśnie robi. Potrzebował tego i nieważne od kogo i w jakiej sytuacji. Kilka minut później był już w miarę spokojny, dlatego odkleił się od Starka lekko zmieszany. Opuścili pokój i przenieśli się do salonu. Peter usiadł na jednym z foteli i wpatrywał się w jeden ze stłuczonych wazonów.

Stark w tym czasie powiadomił odpowiednie służby na miejsce. Postanowił, że lepiej będzie, jeśli nie będzie ich wtedy w mieszkaniu, żeby nie narażać Petera na dodatkowe i niepotrzebne widoki. Dlatego, kiedy odpowiednie służby znalazły się na miejscu, pojechał z Peterem do wieży.



Kolejny rozdział: Ojcowskie ramię

Toρ sᥱᥴrᥱt | IroᥒDᥲd | Sριdᥱr-Mᥲᥒ (ᥴzęść 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz