Siedziałam na parapecie okna na kolanach trzymając laptopa ,a w ustach papierosa.Przymknęłam na chwilę oczy czując wibracje ścian w jakie wprawia je głośnik muzyką klasyczną zagłuszając dzieci.
Rocka się tu nie słuchało i już.
No chyba że planowałam wpędzić Klausa w kłopoty.
Nie usłyszałam kiedy do pokoju wszedł wypruty z chęci do życia Vincent ,ale czując jak wyjmuje mi z między warg szluga zamknęłam laptopa.Nachylił się całując mnie na przywitanie w kącik ust.
Nie tak jak Barnes.
Nie było w tym uczucia.
Otworzyłam leniwie oczy patrząc na niego spod rzęs.Odłożyłam laptopa spuszczając nogi w dół.Brunet wsparł dłonie po bokach moich ud pochylając się nade mną i mrużąc oczy.
Nie tak jak Barnes.
Nie czułam się bezpiecznie.
-Śmierdzisz papierosami-stwierdził.
-A ty szpitalem-odcięłam się unosząc podbródek.
Zagryzł wargę wiedząc że przegrał.Ja nie lubiłam kiedy on śmierdział chemią ,a on nie lubił zapachu nikotyny.Ale nie można mieć wszystkiego.On ma partnerkę palaczkę ,a ja partnera chirurga.
-Wracam do pracy-palnęłam bez obijania w bawełnę.
-Co?-ożywił się nagle tracąc-Po co? Mało zarabiam?-prychnął.
-Nie-odparłam z delikatnym uśmiechem-Ale źle się czuję z tym że trwonię twoje ciężko zarobione pieniądze.Chcę się dołożyć ,albo chociaż opłacać własne wydatki-wyjaśniłam kłamiąc jak z nut.
Chociaż od jakiegoś czasu zaczęła zacierać mi się granica między kłamstwem ,a prawdą.
-Nie bądź zły-poprosiłam łapiąc go za kołnierzyk rozpiętej koszuli-Chciałam dobrze.Zawsze chcę dobrze-przyciągnęłam go do siebie wbijając wzrok w jego ciemne niebezpieczne oczy-Przecież wiesz.
-Gdzie?-sapnął kiedy jego mięśnie zadrżały po tym jak przejechałam stopą wzdłuż jego łydki i oplotłam nią jego biodra.
-W domu-odparłam pozwalając sobie na lekki śmiech.
Definitywnie wygrałam.
-Oh...Czyli...?-wydusił kiedy otarłam wargami o jego wargi.
-Nie zdradzę cie Vin-parsknęłam-Ufasz mi?
-Ufam-odparł po namyśle.
Ścisnął moją talię wpijając się w moje wargi.A ja mogłam tylko starać się nie myśleć o głupotach i skupić na teraźniejszości.Chcieć nie znaczy móc.
Nie pachniał jak Barnes.Nie smakował jak Barnes.Nie wyglądał jak Barnes.
***
Leżałam zakopana w pościeli czując rytmiczne bicie serca i oddech.Zacisnęłam powieki jakby siłą woli starając się nie zwracać na nie uwagi ,ale nie mogąc ich znieść sięgnęłam po telefon.Wybrałam odpowiedni numer po czym wystukałam krótką wiadomość.
Ja: Mam nadzieję że wiesz co robisz i nie będę żałować swojej decyzji.
Od James Buchanan: O której?
Ja: 14.00 w tej kawiarni co ostatnio.
Odłożyłam telefon po czym odwróciłam się w stronę Vincenta.Pocałowałam go lekko żeby go nie obudzić.Nie powinnam.Był po ciężkim dyżurze ,ale w sumie co mnie to obchodziło. Pogłębiłam go zyskują po chwili nieco opóźnioną reakcję.Nie to zdecydowanie nie było to czego chciałam.
-Dzień dobry-podniosłam się na łokciu mimo wszystko uśmiechając się lekko do mężczyzny.
-Dzień dobry-odparł-Która godzina?
-Wczesna-odparłam-Możesz jeszcze poleżeć, ja wezmę prysznic i zrobię śniadanie-odgarnęłam włosy do tyłu wstając z łóżka.
Naga zabrałam z szafy ubrania po czym złapałam za telefon z zawadiackim uśmiechem zasłaniając się ciuchami i uciekając przed jego wzrokiem do łazienki.Oparłam się o drzwi przekręcając zamek po czym spojrzałam na ekran telefonu.
Ja: Spieprzyłeś mnie.
Wiadomość nie została wysłana.
*****
Uwielbiam pytania pdt. "kiedy będzie next?"
Mam wrażenie że są czysto filozoficzne.
CZYTASZ
Sorry//Bucky Barnes
FanfictionPrzeprasza.Za to że dostał się w łapy Hydry.Że mordował.Że chęć do życia.Za to że namieszał w jej życiu.Za to że zjawił się w Nowym Yorku dając Steve'owi nadzieję że zostanie na dłużej.Za problemy z prawem.Za to jaki jest.I za to że zamierz dotrzyma...