Usiadłam na narożniku w salonie ściskając w ledwie wygojonych dłoniach kubek z herbatą i wbijając pusty wzrok w wyłączony telewizor.Od mojego ostatniego zrywu nie kontaktowałam się z Barnesem dwa tygodnie.Nie to żeby próbował się kontaktować.
Tylko minęliśmy się parę razy na mieście.
Chwilę nawet zastanawiałam się czy jeśli nie wymazałabym tych danych to by nie odpuścił.Ale miałam przed tym jakiś wewnętrzny opór.No i po tym jak puściły mi nerwy jest to wątpliwe.
Wzdrygnęłam się kiedy w odbiciu pojawił się Klaus z delikatnym uśmiechem na wargach siadając po drugiej stronie mebla.
-Co?-spytałam kiedy wyciągnął się po granatowy koc nakrywając mi nim nogi.
-Przerażasz mnie w takich momentach -uruchomił telewizor chociaż teraz nie miało to sensu.
-Prawidłowo-odparłam prostując nogi i wsuwając stopy pod jego uda-Powinniście się mnie bać i czuć przede mną respekt-oznajmiłam unosząc wyżej podbródek.
Parsknął podciągając nogi na kanapę i nie odpowiadając.Szturchnęłam go stopą .
-Naprawdę! Zawsze mogę was sprzedać na organy!-zauważyłam na co ten parsknął śmiechem.
Głupi gówniarz za dużo się szczerzy od kiedy nie dostaje regularnego wpierdolu.
Westchnęłam osuwając się na oparciu i przypominając sobie czas kiedy oglądałam filmy z Jamesem.Kiedy był jeszcze nieprzekonany do mojej osoby i kiedy trzymał mnie w ramionach.Jedyny uśmiech jaki mnie satysfakcjonował należał do niego.I jedyny dla ,którego byłabym w stanie wywołać wojnę.
Przeklęłam po nosem kiedy telefon za wibrował.Sięgnęłam po niego odblokowując od razu i zmrużyłam oczy.
-Kto to ?-spytał brunet zaciekawiony moją reakcją.
-Vin pisze że że wróci rano-skłamałam-A ty czasem lekcji nie masz do zrobienia?-spytałam unosząc brew.
-Jutro sobota.
-Ah...-zacięłam się szukając dobrego powodu do wyrzucenia go z pokoju.
-Nie wiesz w jakie dni chodzi się do szkoły? Ile ty miałaś z nią do czynienia?-zmarszczył brwi.
-Tyle ile trzeba i tyle co nie trzeba też-ucięłam-Koniec tematu.
To że nie skończyłam żadnej szkoły jest moją sprawą.
Wzruszył ramionami leniwie się podnosząc i mimo wszystko wykonując moje polecenie.Zmarszczyłam się mimowolnie stwierdzając że wcale nie był takim zmarnowanym dzieckiem za jakie uważał je Vincent.On po prostu nie chciał być lekarzem.
Zerknęłam ponownie na telefon zezując w stronę sms'a przysłanego przez Jamesa.
Od James Buchanan Barnes: Jeśli powiem że ogarnąłem się pod względem psychicznym to porozmawiamy?
Ja: Dwa tygodnie.Bijesz rekord?
James Buchanan Barnes: Zależy mi.
Ja: Na poprawie swojego stanu czy tej lafiryndzie?
James Buchanan Barnes: Jutro o tej samej porze w kawiarni?
Ja: Zastanowię się.
Położyłam się nakrywając po czubek nosa.Dlaczego tak bardzo bolało mnie to że ułożył sobie życie? Dlaczego tak kurewsko zależało mi żeby o siebie dbał i trzymał się z daleka od głupot? Dlaczego do kurwy byłam egoistyczną hipokrytką z wahaniami nastroju?
Moje egzystencjanalne rozterki przerwał huk dochodzący z piętra.
-Jak was kurwa dorwę to rodzony ojciec nie poskłada!-krzyknęłam chcąc nie chcąc wstając żeby sprawdzić co się stało.
*****
Jakieś marzenia względem tej części pomijając HaPpY eNd?
CZYTASZ
Sorry//Bucky Barnes
ФанфикPrzeprasza.Za to że dostał się w łapy Hydry.Że mordował.Że chęć do życia.Za to że namieszał w jej życiu.Za to że zjawił się w Nowym Yorku dając Steve'owi nadzieję że zostanie na dłużej.Za problemy z prawem.Za to jaki jest.I za to że zamierz dotrzyma...