# 12

2K 143 64
                                    

   Usiadłam przed nim na piętach niepewnie wyciągając roztelepane dłonie w jego stronę.

   Spodziewałam się po sobie wiele ,ale kurwa.Tego że kiedyś pierdolnie mi na łeb niekoniecznie.

   Położyłam ręce na jego łydkach lekko ściskając twarde mięśnie. Zawahałam się chwilę zanim roztarłam je czując jak trzepnął nim dreszcz.

-To był tylko sen-wyszeptałam przełykając ślinę-James? 

-Ona nie żyje...-wychrypiał drżąc-Zabili ją, nie zdążyłem...To wszystko moja wina...

-To tylko koszmar nic nie stało się naprawdę-zamrugałam zdziwiona tym co powiedział-Nic się nikomu nie stało ,a na pewno nie z twojej winy.

-Nic nie rozumiesz-podniósł na mnie wzrok przekrwionych  oczu.

-Znam cie Jamie-złapałam kontakt wzrokowy-Znam cie i obserwowałam przez te sześć lat.Nie zrobiłbyś nikomu krzywdy.Nie ludziom na ,których ci zależy.Nie niewinnym ludziom.I nie specjalnie.

   Ja sama się o to prosiłam.I ja nie jestem niewinna.

   Wykorzystując to że akurat nie zwraca uwagi na nic dookoła rozchyliłam nieco jego nogi.Zabrał ręce ,które przez ten ruch straciły oparcie ,a ja wślizgnęłam się między nie.Położyłam ręce na jego wilgotnych policzkach.

-Jesteś dobrym człowiekiem Barnes -westchnęłam zastanawiając się co teraz siedzi w jego głowie.

   Ja nie rozumiałam jego ,on mnie.Brak rozmów ,konkretnych informacji oraz zaufania.I o ile na początku sądziłam że tak jest lepiej teraz nie byłam tego taka pewna.

   Wolałabym wiedzieć.Wolałabym rozumieć.Wolałam umrzeć.

   Wolałabym móc mu pomóc ,ale nie potrafiłam.

   Miałam ochotę zawyć ze swojej bezsilności.

   Wyrwał się wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi i obejmując mnie w tali tak mocno że bałam się że zostaną mi tam kolejne blizny.Wciągnęłam ze świstem powietrze dopiero po chwili opanowując się do tego stopnia żeby go objąć.

***
   Może zabrzmi to tandetnie ,ale...Śledziłam wzrokiem to jak rzęsy rzucają cień na jego policzki w świetle padającym zza okna.To w jaki sposób ma rozchylone usta.Jak zarost zasłania ukrywa nieznacznie jego  perfekcyjnie ostre rysy.

   Bo James Buchanan Barnes był cholernie przystojnym i hipnotyzującym mężczyzną.Może miał trochę popieprzoną przeszłość oraz trochę zrytą psychikę ,ale zasługiwał na to co najlepsze.

   A ja miałam ból dupy bo nie mogłam mu tego dać.

  Delikatnie wyswobodziłam rękę uważając żeby go nie obudzić po czym wstałam z łóżka.Przynajmniej znikać umiałam.Przebrałam się we wczorajsze ciuchy po czym wyszłam rzucając mu ostatnie spojrzenie.

   Taksówka boleśnie wlekła się w porannych korkach podczas ,gdy ja w zamyśleniu bawiłam się kluczem do mieszkania na obrzeżach.

   Do domu weszłam parę minut po dziewiątej więc możecie sobie wyobrazić jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam w salonie Vin'a.A jakie kiedy podszedł do mnie szybkim krokiem i dodając dwa do dwóch zdzielił mnie otwartą dłonią.

   Usiadłam na narożniku bardziej z szoku jaki mnie dorwał niż z siły uderzenia wbijając w niego zdziwione spojrzenie.

   Spokojnie...To tylko chwila.Parę minut.Parę uderzeń.Parę krzyków.Nic ci nie będzie.Przecież to nie pierwszy raz.

*****

Ktoś byłby chętny na takie mini fanfiction? Myślałam o Peterze Maximoffie albo Legolasie. W sumie potrzebuje czegoś lekkiego na odskocznię.

Sorry//Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz