Uderzyłam plecami o materac ,a zaraz potem poczułam ciężar na biodrach i zostałam przyduszona poduszką.Roześmiałam się wyrywając mu broń z rąk po czym podkładając ją sobie pod głowę.Wydął dolną wargę podpierając ręce przy mojej głowie.
-Profanacja broni-oznajmił jakbym leżała co najmniej na najnowszym wynalazku Starka.
-Powiedział ten co pieprzy się z bombą zegarową-wywróciłam oczami zakładając ręce na jego karku i czując łaskotanie wiatru oraz jego włosów na policzkach.
-Ja się z tobą nie pieprzę-zmrużył oczy.
-To jak to nazwiesz romantyku?-spytałam trącając jego nos swoim.
Wzruszył ramionami .
-My się kochamy-stwierdził po namyśle i zapewne przeglądnięciu w pamięci wszystkich obejrzanych filmów .
-Tak?-uniosłam rozbawiona brew-A sąsiadka ostatnio myślała że jesteś fetyszystą i interesuje cie sado-maso-parsknęłam ,a on machnął ręką.
-Jestem po prostu za dobry ,a ty za głośna-cmoknął-Albo ona zbyt wścibska.
Położył poduszki przy barierkach otaczających dach od ostatniej próbie samobójczej męża naszej kochanej sąsiadki po czym oparł się o nie.Przeszłam do niego na kolanach ,zatrzymując na chwilę między jego nogami po to żeby przykryć go jednym z koców zanim sama zajęłam swoje miejsce wciskając się w jego pierś.
Wodziłam palcami po jego przedramieniu chcąc zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jego ciała.Sposobu w jaki się porusza,mówi,oddycha.Chciałam mieć go wyrytego w pamięci bardziej i mocniej niż do tej pory.
Złapałam jego dłoń przyglądając się obrączce błyszczącej na jego palcu.
-Martwisz się?-spytał cicho opierając brodę na moim ramieniu.
-Oczywiście że się martwię-parsknęłam odchylając nieco głowę i wbijając wzrok w niebo ,które na upartego chciałam mieć dzisiaj nad sobą.
I kim byłby James Buchanan Barnes ,gdyby odmówiłby mi tej małej przyjemności.Dlatego teraz leżymy przytuleni do siebie pod gołym niebem w stosie pościeli.
Kochałam go za te drobne gesty.Za jego podejście do mojej osoby mimo wszystkiego co robiłam.Za jego całego.Naprawdę.Był tak cudowną osobą że brakło mi słów.Zresztą ci ,którzy dali by radę opisać to słowami zapewne nie pojmowali do końca kim był.
I na moim celowniku.
-Wątpiłeś w to kiedyś?-zagaiłam.
-W twoje uczucia? W obu początkach-przyznał-Potem jakoś nie potrafiłem oprzeć się przekonaniu że wszystko co robisz ma drugie dno.Czasami nawet odwiert.
Wplotłam palce w jego włosy tłumiąc westchnięcie kiedy pocałował mnie w nagi bark.
-Nie wątp-szepnęłam uśmiechając się nostalgicznie.
-Nie dawaj mi powodu-odpyskował delikatnie rozbawiony-Będziesz na mnie czekać?-spytał przekrzywiając się nieco żeby móc na mnie spojrzeć.
-Tak-zgodziłam się-Zamknę swoją małą działalność na tyle na ile to możliwe i zaczekam.A potem wyjedziemy...
-Nie rób głupot-przerwał mi.
-To że mnie mnie rozpraszasz i odciągasz od pracy nie oznacza jeszcze że każdy swój "zamach" będę opatrywała w swoje dane osobowe-parsknęłam-Będę ostrożna jak zawsze.
-Mhm...-mruknął ,a we mnie się coś ścisnęło-Adie ja...
-Jestem prawie tą samą dziewczyną co parę lat temu-odsunęłam się żeby móc zmrużyć na skonsternowanego bruneta oczy.
A musiało to wyglądać nieprzyjemnie.Przynajmniej w moim mniemaniu.Nie miałam soczewek.
-Prawie?-wydawał się być zdziwiony.
-Tak -przyznałam-Prawie.Tamta była pusta i wypruta z emocji-parsknęłam przejeżdżając dłońmi po jego udach ku wąskim biodrom oraz cholernemu paskowi-Ale ta robi postępy i umie już co nieco.Może nie jest perfekcyjna...-rozpięłam go ,co zaskakująco szybko mi poszło ,gdy nie trzęsły mi się ręce.
-Jesteś taka jaka powinnaś być-zapewnił jak na mój gust zbyt oklepanie-Wątpisz w moje słowa?
-Nawet bym nie śmiała-zironizowałam.
-Ja myślę...-przerwał mu zduszony jęk kiedy złożyłam na jego szyi parę mokrych pocałunków i zassałam skórę na jego barku -Jesteśmy na dachu-zauważył jakże błyskotliwie.
-Więc nie krzycz-parsknęłam nie przerywając.
Zdjęłam mu koszulkę zostawiając ją przy nadgarstkach i korzystając z jego braku uwagi/łaski (niepotrzebne skreślić) przywiązałam mu je do barierek.
Może nie byłaby to dla niego zbytnia przeszkoda ,ale cóż.Cieszmy się z tego co jest teraz.Roześmiał się przekrzywiając głowę żeby ukraść mi jakiś pocałunek ,ale nie był w stanie ,dlatego tylko zacisnął ręce na prętach.Zagryzł wargę uparcie obserwując jak zjeżdżam wargami coraz niżej ,od czasu nieznacznie drżąc.W akcie pomocy nawet uniósł biodra żebym mogła z niego zdjąć spodnie.
-Jest zimno-protestował dla zasady.
Ale zasady poszły się prostytuować ,a granice robiły za alfonsa.
Podniosłam się nieco przeciągając sweter przez głowę i zostając w samej bieliźnie oraz pończochach.
-Ty podobno tego nie czujesz-wypomniałam pochylając się nad nim i muskając palcami jego wargi-A mi to nie przeszkadza-skłamałam dając mu w końcu dostęp do moich ust.
***
Obudziłam się sama w skotłowanej pościeli mając na sobie tylko obrączkę i nieśmiertelniki.Usiadłam czując od razu kurewski chłód na odsłoniętych partiach ciała.
Wstałam otulając się cienkim materiałem jakiegoś prześcieradła.Podeszłam do przeciwległej barierki opierając się o nią.Wiatr targał mi włosy,temperatura błagała o pomstę do nieba ,a ja po prostu stałam wbijając wzrok w wschód słońca rozciągający się nad panoramą miast.
Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle jak teraz.
Głównie z jego nieobecnością ,ale również z tym co powiedział wczoraj.
Wiedziałam co robię ,oraz że jest to niebezpieczne ,ale przecież to nie był pierwszy raz tak? Hakowała już pentagon ,FBI,Hydrę,Starka...Cholera.Miałam uniwersalny "klucz" do wszelkich zamków,największy zbiór informacji.
Dlaczego coś miałoby pójść nie tak?
*****
Nie wyszedł do końca taki jaki chciałam ,ale piszę go już piąty raz i nie mogę tego przeskoczyć więc darujcie.
Pierwsze pytanie : po względnym rozplanowaniu wszystkiego następuje oto takie czy chcecie jeden dłuższy rozdział na zakończenie czy rozbić go na dwa?
Drugie równie arcy ważne dla miłośników twarzy Sebastiana : czy po zakończeniu tego ktoś miałby ochotę na ff o właśnie o wyżej wspomnianym Sebastianie Stanie.
Do jutra? ;)
CZYTASZ
Sorry//Bucky Barnes
FanficPrzeprasza.Za to że dostał się w łapy Hydry.Że mordował.Że chęć do życia.Za to że namieszał w jej życiu.Za to że zjawił się w Nowym Yorku dając Steve'owi nadzieję że zostanie na dłużej.Za problemy z prawem.Za to jaki jest.I za to że zamierz dotrzyma...