#4

2.3K 149 27
                                    

   Naciągnęłam mocniej rękawy golfa na startą prawie do krwi skórę zapadając się w miękkim fotelu w przeszklonym kącie kawiarni.Na moich kolanach leżała podniszczona skórzana i wsadzona w kieszeń koszulka oraz nieśmiertelniki.Bawiłam się łańcuszkiem obserwując ludzi chodzących za oknem.

   Dla nich wszystko jest takie proste.

-Cześć-przywitał się bruneta zajmując fotel na przeciwko.

   Ciemne włosy wpadały mu do podkrążonych oczu ,ale delikatny uśmiech rozjaśniał jego twarz.Położyłam skórę na stoliku i wyciągnęłam dłoń z której zwisały metalowe blaszki.

-Pomyślałam że chciałbyś to odzyskać-mruknęłam wbijając wzrok w jego oczy ,które w słońcu przybrały kolor metalu.

   Wyciągnął dłoń pozwalając żeby łańcuszek spadł z moich palców wprost do jego ręki.Cofnęłam się opierając o ciemnozielony materiał i patrząc jak z zamyśleniem ogląda swoją własność.Po namyśle zapiął go na szyi skąd mogłam go dobrze widzieć przez rozpięte guziki dekoltu opinającej go koszulki.

-Resztę możesz zatrzymać-stwierdził-Co się stało?-spytał kiwając w stronę tak uparcie poprawianych przeze mnie rękawów.

-Nic-potrząsnęłam głową zgodnie z prawdą-Upadłam-kłamstwo gładko przeszło mi przez gardło.

   Zmrużył oczy ,ale zanim zdążył zanegować moją wersję zdarzeń podeszła do nas kelnerka pytając o zamówienie.Skorzystałam z sytuacji i bezczelnie przyglądałam się jego twarzy szukając czegoś nowego.

-Przyszłaś tutaj żeby się pogapić?-spytał unosząc brew.

-Chciałam z tobą porozmawiać zanim zrobię włam do jednej z większych rządowych organizacji-odparłam-odgarnęłam "krótkie" włosy do tyłu-Nie będę tego robić dla byle kogo ,wyszłam z wprawy.

-Stark twierdzi za to że aktualnie masz największą bazę danych na świecie-podparł policzek na dłoni-I że opracowujesz kod otwierający wszystkie zabezpieczenia.Jesteś na celowniku-ostrzegł.

-Wiem o tym-ale mam coraz mniej rzeczy dla ,których chcę żyć więc co za różnica?-Martwisz się?-uniosłam zawadiacko brew uśmiechając się delikatnie.

-Nie,wiem że umiesz o siebie zadbać-odwzajemnił uśmiech z błyskiem w tych swoich  ślepiach.

   Skierował ich wzrok na moje ręce przez chwilę milcząc.Wpatrywanie się we mnie przerwało stuknięcie filiżanek o blat niskiego stolika.Uchylił usta jakby miał coś powiedzieć ,ale ostatecznie je zamknął pocierając dolną wargę.

-Wiesz że to działa w dwie strony?-spytał z niepewnością.

-Słucham?-zamrugałam parokrotnie próbując zrozumieć o co mu chodzi.

-Gdyby kiedyś coś się stało...

-To na pewno nie przyszłabym z tym do ciebie-odparłam czując jak krew odpływa mi z twarzy-Nie chcę niszczyć ci twojego nowego życia ,ani zaprzątać ci głowy swoimi problemami-rzuciłam na wydechu.

-Zawsze byłaś i będziesz dla mnie ważna -syknął karcąco-Możesz na mnie liczyć przecież...

-Przestań do cholery James! Nic nie wiesz.Nic nie rozumiesz.Nie po to przepieprzyłam te sześć lat żeby teraz to zaprzepaścić.Nie mogę chociażby ze względu na ciebie!-uniosłam się pierdoląc od rzeczy.

   Nie wiem ile z moich słów dało się wywnioskować.Ile zrozumieć.Ale miałam niejasne wrażenie że jeśli rano chciałam się zabić za sam pomysł przebywania w jego towarzystwie ,to teraz myślę że tortury byłyby bardziej wskazane.

  Jego obecność ma na mnie zwyczajnie niszczycielski wpływ.

   Nie panuję nad sobą.

-Bo nic nie chcesz mi powiedzieć!-podniósł głos przerywając mi.

-Kiedyś ,może kiedyś ,ale jeszcze nie dzisiaj...-zerwałam się z fotela kierując się do wyjścia.

   Złapał mnie mocno za ramię  odwracając w swoją stronę.Spojrzałam na niego z góry dopiero potem zauważając że wbija wzrok w podwinięty rękaw i zdartą skórę na moim przedramieniu.Przerażona szarpnęłam ręką na darmo.

-Adie...-zaczął zszokowany stanem mojej skóry.

-Zostaw mnie James ,tak było lepiej-jęknęłam rozpaczliwie.

-Adrienne musisz ze mną kiedyś porozmawiać-wbił we mnie nie znoszący sprzeciwu wzrok.

    I wiedziałam że przegrałam.Nie dlatego że nie potrafiłam mu odmówić.Chociaż to też byłoby trudne.Ale on by nie odpuścił.Był na to zbyt uparty.Ja za dużo powiedziałam.I sam się zaszachowałam.

-Kiedy ogarniesz do końca swoje sprawy to to rozważę-zdołałam wyślizgnąć dłoń po czym szybkim krokiem opuściłam budynek kawiarni.

*****
Taki chaotyczny twór artblocku.

Nie wiem czy można to tak nazwać.

Ale no.

Sorry//Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz