24.Ale ta miłość jest nasza.

2.8K 92 35
                                    

Noah POV

Przecieram znużony swoje oczy, poprawiając się na szpitalnym krześle. Głowę mam ciężko, a mój kręgosłup daje znać, że ta pozycja do spania jest okropnie niewygodna. Wiem, że powinienem pójść do domu i się wyspać, bo od dwóch dni dobrze nie spałem, lecz nie mogę zmrużyć oka. Carrie jeszcze się nie wybudziła, jednak lekarze zapewniają mnie, że to normalne. Ledwo co uratowali jej życie, a ja nadal nie mogę uwierzyć, że dziewczyna wciąż ze mną jest. Kiedy umierała w moich ramionach, myślałem, że sam zaraz oddam ducha. Nie mógłbym jej stracić, bo wtedy nie dałbym rady żyć.

Spoglądam na dziewczynę, która jest pogrążona w głębokim śnie. W jej nosie znajdują się dwie rurki, a do jej ciała podłączona jest kroplówka. Przybliżam się do niej, żeby móc chwycić jej dłoń.

- Źle, że tu leżysz - odzywam się, subtelnie gładząc palcem jej skórę. - Strasznie za Tobą tęsknię - wyznaję, składając krótki pocałunek na jej ręce.

Naprawdę nie wiem, jak przeżyłem te kilka godzin, kiedy szatynka była operowana. Byłem taki zestresowany, że nie pamiętam tak naprawdę nic. Doskonale wiedziałem, że straciła dużo krwi, a lekarze ostrzegli mnie, że jest w krytycznym stanie. Nie mogłem przyjąć do wiadomości tego, że mogę stracić ją na zawsze. Kiedy zobaczyłem pana doktora w drzwiach operacyjnych, żołądek podszedł mi do gardła, za to ja sam prawie straciłem przytomność. Jak przez mgłę pamiętam, gdy mężczyzna powiadomił mnie, że mogę odetchnąć z ulgą, ponieważ udało im się uratować Carrie. Nigdy nie wierzyłem w odczucie, że kamień spada z serca, ale wtedy właśnie tak się czułem.

Przez jeszcze kilka minut patrzę na jej twarz, orientując się, że mógłbym robić to godzinami. Nagle widzę, jak porusza swoimi powiekami, po czym delikatnie je otwiera. Najwidoczniej jasne światło ją razi, bo widzę, jak po chwili się krzywi. Z impetem wstaję z dotychczasowego miejsca, chcąc znaleźć się jak najbliżej niej.

- Kotku, słyszysz mnie? - szepczę, nachylając się nad jej sylwetką. - Możesz coś do mnie powiedzieć? - ciągnę dalej, kładąc swój kciuk na jej policzku.

- Gdzie ja jestem? - wydobywa z siebie, poprawiając się na miejscu, w czym od razu jej pomagam.

- W szpitalu. Musisz odpoczywać, ale nie musisz się niczym martwić - uspokajam ją, podczas gdy Ona uważnie rozgląda się po pomieszczeniu, po czym zatrzymuje swój wzrok na moich tęczówkach.

- Naprawdę tutaj jestem. W dodatku z Tobą - stwierdza, obejmując dłonią część mojej szyi. - Już myślałam, że nigdy Cię nie zobaczę - wypowiada ściszonym głosem, a jej oczy stają się zaszklone.

- Ćsii... Nie musisz o tym myśleć. Wszystko jest dobrze - zapewniam, całując jej nos, a potem czoło. - Ja też cholernie się o Ciebie bałem. Nie przestałem się martwić chociażby na chwilę, ale wiedziałem, że mnie nie zostawisz - dopowiadam, posyłając jej znikomy uśmiech.

- Wybacz, że tak Cię wystraszyłam. - Patrzy na mnie skruszonym wzrokiem, a ja kładę palec na jej ustach w geście uciszenia.

- Nie mówmy już o tym - proponuję, wiedząc, że się ze mną zgodzi. - Tak bardzo się za Tobą stęskniłem, że mam ochotę się na Ciebie rzucić - przyznaję się, próbując rozładować napięcie.

- To dobrze, bo marzę, żebyś mnie przytulił. - Posyła mi znaczące spojrzenie, wywołując na mojej twarzy zadowolenie, które trudno mi powstrzymać.

Powoli zajmuję miejsce koło niej na łóżku, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów, aby jej nie uszkodzić. Obejmuję ją ramieniem i wtulam w swój tors, nie zapominając o zachowaniu subtelności. Brzucho szatynki nadal nie jest w dobrym stanie przez tę ranę, dlatego znajduje się tam bandaż i trzeba przez jakiś czas uważać.

FLAME OF PASSIONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz