3

15.2K 348 78
                                    

Shawn

Nie mogłem spać tylko leżałem i patrzyłem w sufit. Mója głowa była wypełniona Melody. Dlaczego wyjechała? Jak sobie radzi? Czy pamięta o mnie? Może kogoś ma? Około 4 godziny przestałem próbować zasnąć. Wziąłem długi prysznic. Zrobiłem sobie mocną czarną kawę i usiadłem na kanapie obserwując panoramę Toronto. Patrzyłem na CN Tower zastanawiając się co jej powiedzieć. Byłem głupim szczeniakiem, dla którego kariera była najważniejsza. Wszystko mi przychodziło łatwo, miałem inspirację, piosenki jakby pisały się same, występy w telewizji, koncerty, wszystko wydawało się takie usłane różami do czasu. Zerwałem z Melody żyjąc w przekonaniu, że będę mógł bardziej skupić się na nowych singlach, a w trasie nie będę o niej myśleć. Nawet nie wiedziałem jak bardzo się myliłem. Minął może niecały miesiąc, a ja zrozumiałem, że nawet nie mam do kogo gęby otworzyć kiedy wracam ze studia. A w trasie zaczęłem zamykać się w sobie. Lekarz przepisał mi jakieś prochy na bazie amfetaminy. Jakoś funkcjonowałem. Ale po roku zaczęło się pogarszać. Dla własnego zdrowia zawiesiłem karierę, od czasu do czasu pobrzdąkam na gitarze albo coś napiszę, ale nikomu z wytwórni tego nie pokazuję. Melody była jedyna w swoim rodzaju. Nie kochała mnie za moją sławę czy pieniądze. Była taka prawdziwa nie jak ci wszyscy ludzie z sztucznymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy. Nie dało się jej nie lubić. Po naszym zerwaniu Geoff nie odzywał się do mnie przez prawie 2 tygodnie. Miała świetny kontakt z chłopakami z teamu. A ja zniszczyłem wszystko.

********************
Dochodziła godzina 12, raz kozie śmierć nie ominie mnie rozmowa z nią. Ubrałem czarne rurki i bordową bluzę narzuciłem kurtkę i założyłem buty. Zabrałem telefon i kluczyki do czarnego mustanga. Zjechałem windą na parking i wyjechałem na zewnątrz. Jechałem tak wolno jak tylko się dało. Zaparkowałem kawałek przed jej domem, aby się przejść i wszystko przemyśleć jeszcze raz. Nagle zaczął padać deszcz. Zajebiście.

*****************
Melody

Byłam w domu tylko z Liv, ponieważ Matt i Evelyn pojechali do centrum, tata jest w pracy, a mama poszła na kawę z jakąś starą przyjaciółką. Znając życie po kawie jej koleżanka zaproponuje pogaduszki w jej mieszkaniu na co moja mama nie będzie potrafiła odmówić. Trudno. Liv w różowych bodach i czarnych leginsach z adidasa chodziła po salonie rozrzucając zabawki, które będę musiał sprzątać. Byłam ubrana tak samo tylko zamiast body miałam za dużą o kilka rozmiarów koszulkę. Nagle zaczął lać deszcz. Takie uroki listopada, pogoda co chwilę się zmieniała. Włączyłam telewizor, a w nim ulubioną bajkę mojej córki. Król lew, uwielbiam ją przypomina czasy kiedy jeszcze nie potrafiłam dobrze mówić. Po kilku minutach bajki usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie mam pojęcia kto to może być. Otwieram drzwi i zastygam. Stoję jak słup soli i patrzę na stojącego przede mną chłopaka przemoczonego do suchej nitki. Nie wiem co robić. Zatrzasnąć drzwi? Nie tak się nie robi.

- H-hej - odzywa się pierwszy wytrącając mnie z amoku.

- Shawn? Co ty tu robisz? - dukam

- Przyszedłem porozmawiać. Mogę wejść? - pyta niepewnie. Normalnie bym się nie zgodziła, ale leje jak z cebra, a on jest cały przemoczony.

- Wejdź. Poczekaj tu chwilkę. - kieruję się w głąb domu, zerkam na Olivię, którą grzecznie ogląda bajkę leżąc na pufie wypełnionej styropianem. Idą na górę po jakieś ubrania Matta. Schodzę na dół.

- Proszę, przebiesz się łazienka jest tam gdzie była. - podaję mu szare dresy, białą koszulkę i ręcznik. Ten tylko skinął głową w podzięce i poszedł do łazienki.

Skierowałam się do salonu i usiadłam na kanapię. Mam przejebane. Ta ciąża mnie zmiękczyła. Jak to mówią kto ma miękkie serce musi mieć też twardą dupę. Do salonu wszedł Shawn.

I will always love you | Shawn Mendes [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz