Rozdział 8

431 20 1
                                    

Nie pamiętała nawet, kiedy minął już ten tydzień. Dopiero dziś w pracy uświadomiła sobie, że to już piątek. Tak naprawdę, to Malfoy jej o tym przypomniał.
Jedli lunch, rozmawiając o pacjencie, którego dostali pod opiekę. Profesor Abate podzielił ich i dał im różnych pacjentów, których mieli pilnować. Hermiona i Draco dostali pacjenta, którego pokiereszował hipogryf. Musieli pilnować, by brał odpowiednie eliksiry. Drugą grupą byli: Mac, Katie i Chris. Nawet nie interesowała się tym kogo dostali. Ostatnio Katie nie jest zbyt miła dla niej i dla Chrisa, ale to chyba nic w porównaniu Mac'a i Draco. W środę pokłócili się tak, że było ich słychać na całym piętrze.
Draco podstawił nogę Mac'owi, a ten nie widząc jej, potknął się i jak długi runął na ziemię. Na nieszczęście niósł dawkę eliksirów dla swojego pacjenta. Wszystkie butelki potłukły się i oblały mu twarz. Jej kolory zmieniały się bardzo szybko. Najpierw purpurowa, następnie zielona. To było straszne. Jego twarz po chwili była całkowicie zniekształcona. Jedna warga była większa od drugiej. Oczu nie było widać spod opuchniętych do rozmiarów jajka powiek. Nos mu się dziwnie wydłużył, a na samym jego końcu wytworzył się wielki pryszcz. Wszyscy ryknęli śmiechem, a Mac wstał bardzo zdenerwowany i różdżką wycelował w Malfoy'a.
– I co Janith? Chcesz mnie trafić zaklęciem? Wątpię byś wycelował!
– Zamknij się Malfoy zanim zrobię ci krzywdę...
– Ty? Mi? Jesteś śmieszny!
– Głupia fretka! Zapłacisz mi za to!
– Ciekawe jak, jeśli mnie nie widzisz, kaleko?!
– Zaraz cię dorwę i zobaczysz! – krzyknął, po czym na oślep rzucił się na kolegę. Chybił o kilka cali, nadal trzymając się na nogach.
– Kici, kici! Tutaj jestem! – naśmiewał się.
– A myślałem, że wolisz fretki. Podobno byłeś bardzo... – reszta zdania utonęła we wrzasku Malfoy'a.
– Zamknij do cholery ten ryj! Nikt nie ma zamiaru cię słuchać! Jesteś zerem! Nie potrafisz nawet chodzić! – po czym szeptem dodał – jeśli jeszcze raz wspomnisz o fretce przyrzekam, że nigdy już mnie nie zobaczysz i to nie dlatego, że mnie nie będzie...
Mac, chcąc wykorzystać okazję, gdy Malfoy jest blisko, szarpnął go mocno, aż upadł na ziemię. Bili się ręcznie, dopóki nie przybiegł Snape i ich nie rozdzielił. Chwilę na obydwóch warczał, po czym zaprowadził ich do Abate.  Od tego czasu, istnieje między nimi ściana ciszy. Nie rozmawiają ze sobą. Udają, że się nie znają. Jak na razie się to sprawdza.
Wracając do rzeczywistości usłyszała...
– Granger! To już piątek! Jest weekend! Może byśmy gdzieś wyskoczyli?
– Co? – zapytała jeszcze nieco zamyślona. Wydawało jej się, że Draco chce z nią iść gdzieś w weekend. A to dopiero czwartek.
– Znowu mnie nie słuchasz – powiedział oburzony.
– Przepraszam! Zamyśliłam się. Już cię słucham – zachęciła go ciepłym uśmiechem.
– No wiesz... W soboty i niedziele nie pracujemy, tak Ministerstwo wpadło kiedyś na taki pomysł. Chwała im za to. Z Snape'em nie masz chyba wielkiej rozrywki to może wyskoczymy na drinka czy coś? Ja stawiam!
Ja z Malfoy razem na drinku po pracy. Nie, to nie jest dobry pomysł...
– Dzisiaj? – zapytała żałośnie. – Obiecałam... – zacięła się. Komu mogłam coś obiecać...?! – obiecałam Snape'owi, że mu pomogę wieczorem z jednym eliksirem. Powiedział, że sam nie da rady – wybrnęła. Oczywiście było to kłamstwo. Jak Snape mógłby ją o cokolwiek prosić? I do tego o pomoc? Ale nie mogła umówić się z Malfoy'em na drinka, alkohol źle działa na ludzkie decyzje.
Chłopak niewzruszony odpowiedział:
– Jak nie to nie, twoja strata Granger.
– Pewnie Malfoy, tak sobie mów.
Draco uśmiechnął się złośliwie i zaczął opowiadać bardzo znudzonym głosem.
– Za dwa tygodnie jest u nas coroczny bal z okazji rocznicy ślubu rodziców. Chciałabyś pójść ze mną? Oczywiście Snape też będzie. To przyjaciel ojca. A ja potrzebuję partnerki.
Bal. U Malfoy'ów. Za dwa tygodnie. Będzie Snape. Rocznica jego rodziców.
Potrzebuje partnerki.
– Każdy kto przychodzi, ma mieć partnerkę? – zapytała bez zmrużenia oka.
– Każdy.
– Wiesz, że muszę spytać Snape'a. A on jest nieprzewidywalny, poza tym zastanowię, czy stać mnie bym ubrała coś przyzwoitego.
Malfoy z kpiną zmierzył ją swoim wzrokiem.
– Och... Ten strój jest przecież bardzo przyzwoity – powiedział, zatrzymując się na widocznym biuście.
Uderzyła go w ramię.
– Auua! Tylko żartowałem – powiedział, śmiejąc się.
Spojrzała na zegarek.
– Chodź musimy podać...
– ... naszemu pacjentowi lek. Tak, wiem. Chodźmy – przerwał jej. Spojrzała na niego oburzona, ten wzruszył ramionami. – Zawsze tak zaczynasz i kończysz.
Po kilku godzinach samotnie szła ulicą, nadal myśląc o balu. Dobrze wiedziała, że Lucjusz Malfoy ani o jotę się nie zmienił i nadal nienawidzi mugolaków. W tym także mnie. Już sobie wyobrażała jego minę, gdyby szła z jego synem jako para wieczoru. Draco powiedział, że każdy ma mieć parę. Ciekawe z kim pójdzie Snape? Może kogoś ma? Może zaprosi Barbarę. Dobrze wiedziała, że Barbara ma z nim dobry kontakt i jest chyba jedną osobą, z którą Snape potrafi nawiązać normalną relację.

ObietnicaWhere stories live. Discover now