Zdziwiło ją zachowanie Severusa. Nie był miły, to fakt, ale był do zniesienia. Siedział teraz już w „jego" fotelu w jej bądź co bądź pokoju i czytał książkę. Powiedzmy. Jednak jak na dłoni było widać, że się czymś denerwuje i co chwila jego wzrok uciekał do okna. Nic nie mówiła, nie chciała mu przeszkadzać. Sama miała kilka spraw do uporządkowania. Całowała się z nim. Podobało jej się. Ale nie jest pewna, czy go kocha. Szanuje go, owszem. Lubi się z nim droczyć. Ale.. To jej były nauczyciel..
Rozmyślania przerwał jej odgłos otwieranych drzwi. Spojrzała na Snape'a.
Przyłożył palec do ust, nakazując jej ciszę. Sięgnął po różdżkę i wstrzymał oddech.
Usłyszała stukot butów. Była pewna, że to kobieta.
– Gdzie jesteście?! – od razu rozpoznała ten słodki głos Narcyzy – Severusie, nie musisz się chować! To nie jest śmieszne, naprawdę! To ja. Narcyza Malfoy, żona Lucjusza, matka Draco i moim kuzynem po części jest osoba której nienawidzisz. Mówię o Syriuszu!
Hermiona uśmiechnęła się znacząco do mężczyzny przed nią, ten skinął głową.
– Tutaj! – zawołała Gryfonka.
Po chwili zobaczyli ją jak zwykle elegancką. Ubrana w czarno – czerwoną, długą suknię. Długie, blond włosy łagodnie opadły jej na ramiona.
– Nareszcie was znalazłam gołąbeczki! Severusie, idź zaparzyć mi kawy.
– Też się cieszę, że cię widzę, Narcyzo. Tak.. teraz jestem pewien, że to ty – warknął, wstając.
– Hermiona! – zawołała. – Biedna ty moja! Mam nadzieję, że Severus o ciebie dba – powiedziała, patrząc na Ślizgona.
– Oczywiście, Narcyzo – zapewniła ją. – Wszystko jest okay.
– To dobrze. – rozejrzała się wzrokiem zaniepokojenia. Zobaczyła Snape'a, który nadal tkwił w miejscu. – A ty co? Miałeś iść zrobić mi kawę, nieprawdaż?
– Pragnę ci łaskawie przypomnieć, że jesteś u mnie w domu i równocześnie mogłabyś nie dostać tego cholerstwa – warknął.
– Oczywiście, Sev. Pewnie... A teraz idź do kuchni – powiedziała, dosłownie wypychając go z pokoju.
Z trudem powstrzymała napad śmiechu, widząc to zajście. Gdy już wyszedł wpierw wyzywając Narcyzę, ta otrzepała ręce i rozsiadła się wygodnie w jego fotelu.
– No, to co u was słychać? A tak w ogóle gratuluję ci awansu. Jestem z was taka dumna! Ty i Draco to naprawdę świetny wybór Abate.
– Dziękuję – odparła.
Kobieta przez jeszcze długi czas opowiadała jej najciekawsze plotki ze świata czarodziei. Z udawanym uśmiechem odpowiadała na pytania, co chwila przytakując.
Wszedł Snape z kawą. Rozejrzał się, mając nadzieję, że jego fotel jest pusty. Nadzieje rozmyły się w marzeniach. Dał jej kubek zdezorientowany, stojąc w miejscu.
– Severusie, może byś usiadł? – zapytała przesadnie uprzejmie.
– Z chęcią jak wstaniesz i oddasz mi moje miejsce – powiedział przeciągle. Niezrażona blondynka uśmiechnęła się przebiegle.
– Oczywiście. Przyszłam do Miony w odwiedziny i mogę tu siedzieć. Usiądź na łóżku – ręką zachęciła go, by usiadł obok dziewczyny.
Ten skrzywił się, ukrywając uśmiech. Uwielbiał potyczki z Narcyzą, nawet jeśli je przegrywał.
Usiadła po turecku, robiąc mu miejsce. Usiadł bez słowa.
Narcyza cmoknęła z dezaprobatą.
– Mam wiarygodne zeznania, że Hermiona nie gryzie, Severusie.
Snape uśmiechnął się ironicznie. Pamiętał jeszcze ten ich zachłanny pocałunek, gdzie nieznacznie ugryzła go w dolną wargę. Zdawała sobie z tego sprawę, choć nie chciała to na jej policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce.
– Doprawdy? Ja słyszałem co innego – powiedział drwiąco.
Brwi pani Malfoy złączyły się w jedną ciągłą linię, co chwilę spoglądała na zarumienioną dziewczynę, to na drwiąco uśmiechającego się, mrocznego mężczyznę. Było coś o czym ona nie wiedziała. Już otwierała usta, by wygłosić tę myśl, lecz Snape ją ubiegł.
– Ale jak sobie życzysz. Mam jeszcze objąć ją ramieniem, żebyś miała przed sobą „piękny obrazek"? – syknął, przysuwając się do byłej uczennicy.
– Świetny pomysł, Severusie. Poczekaj, zrobię wam pamiątkowe zdjęcie – powiedziała z przekonaniem.
Ten rzucił jej wściekłe spojrzenie.
– Nawet o tym nie myśl.
– Na chwilkę! – powiedziała, przemieniając szklankę na mugolski aparat. – Będziecie mieli pamiątkę! Proszę..! – błagała.
Snape spojrzał na Hermionę, unosząc lewą brew ze zdziwienia. Ze słabym uśmiechem wzruszyła ramionami. „Nie ma wyjścia" – wyszeptała bezgłośnie. „Jakbym nie wiedział" – odparł. Uśmiechnęła się szeroko. Na jego twarzy pojawiło się coś na wzór uśmiechu, trochę skwaszonego ale jednak.
– Byle szybko – warknął, otaczając ją ramieniem. Jak już zauważyła w jego ramieniu czuła coś na znak bezpieczeństwa. Położyła rękę na jego tali tak jak on na jej. Ze znużenia lekko oparła głowę na jego ramieniu.
Narcyza wydała z siebie cichy odgłos triumfu i ustawiła aparat. Po chwili słychać było znajomy odgłos robienia zdjęcia.
Żeby nie było podejrzeń, mimo chwilowej wygody poderwała szybko głowę. Tak też się stało, że akurat trafiła na szczękę Snape'a.
– Grrangerr! – warknął przeciągle.
– Ojej. Przepraszam – powiedziała pośpiesznie, klękając obok z różdżką, sprawdzając czy czegoś nie uszkodziła. – Nic ci nie jest, kłamczuchu – powiedziała z wyrzutem.
Przestraszona tym zajściem nie zauważyła, że nie klęczała obok Severusa tylko między jego nogami. Ten jeszcze nadal trzymał ją w tali, od zdjęcia. Ona zaś miała obie ręce na jego policzkach. Znów tego samego dnia dzieliły ich milimetry. Czuła zapach jego skóry, piżmowy.
– Och.. – westchnęła szeptem.
Snape intensywnie się w nią wpatrywał. Miała dziwne przeczucie, że wzrokiem przewierca ją na wylot.
– Echem.. Ja tu nadal jestem... – dało się słyszeć zniecierpliwiony głos pani Malfoy.
Zakłopotana szybko usiadła z powrotem na łóżku, nie mając odwagi spojrzeć na Mistrza Eliksirów.
– A już miałem nadzieję, że sobie pójdziesz – wysyczał do kobiety. Ta uśmiechnęła się promiennie.
***
Minęły trzy dni od tej wizyty. Trzy dni bezczynnego czekania. Wiele nie rozmawiali tego czasu. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Severus dawał jej eliksiry na uzupełnienie krwi i zmieniał opatrunki, lecz z każdym dniem było coraz gorzej. Robiła się coraz bardziej blada i słaba, a Tippi nie wracała.
Siedziała na parapecie. Oparła spocone czoło o zimną strukturę szkła. Wspominała dobre czasy. Czasy w których wszystko wydawało się być prostsze. Jakby to co się teraz dzieje nie było naprawdę. Jakby to był jeden, bardzo długi i straszny koszmar. Jakby to nigdy nie miało miejsca.
Wspominała... Dlaczego? Zadawała sobie to pytanie milion razy. Dlaczego wspominała jeżeli to powoduje ból. Ale teraz chciała... Chciała czuć ból. Miała złe przeczucie. Więc z całych sił trzymała ból w sobie, by kiedyś go wyrzucić, by dać mu upust. Teraz.
Samotna łza skapnęła bezszelestnie na sweter. Zapomniana. Nieważna.
Pociągnęła powoli nosem. Otarła spocone czoło zimną ręką. Zerknęła za siebie.
W czarnym fotelu siedział Mistrz Eliksirów. Czytał, lecz można było wywnioskować, iż niekoniecznie to robił. Jego zimne, głębokie, mroczne i czarne oczy intensywnie wpatrywały się w jeden punkt zdania. Zmarszczka na czole także oznaczała głębokie zamyślenie.
Oparła się prawą ręką o kant parapetu, by się podeprzeć przy zeskakiwaniu. Gdy już cały ciężar ciała nieumyślnie skierowała na chorą rękę, ta ułamała się pod naciskiem. Czuła jak spada w dół. Czekała tylko, kiedy jej twarz boleśnie zetknie się z podłogą. Nawet nie próbowała zahamować upadku. Przestało jej zależeć.
Nagle poczuła z tyłu uścisk. Przestała spadać.
– Granger – nad nią rozległ się gniewny głos. – Ciebie zostawić samą, to prawie katastrofa.
– Co za różnica i tak umrę – odparła smutno, z pomocą nauczyciela siadając na łóżku. Spojrzała w jego oczy. Odwrócił wzrok. – Czyli jednak...– szepnęła. W głębi ducha czuła smutek, a jednocześnie radość. Wreszcie dołączę do przyjaciół. Wreszcie zrobię to, co już dawno powinno nastąpić.
– Nie umrzesz, Granger. Jest jeszcze szansa...
– Że Tippi wróci? Tak. Ale nie z Chrisem. Już dawno przestałam w to wierzyć – patrzyła mu prosto w oczy. Nie wyrażały niczego. Zupełnie...
Czuła rozczarowanie. Mimo iż była przygotowana na śmierć miała nadzieję, że się bardziej postara. Jakoś bardziej wesprze. Ale i on sobie odpuścił jak widać.
Odwrócił się do niej tyłem. Wyprostowany patrzył na obraz za oknem, wcale tak naprawdę mu się nie przyglądając.
– Jest inne wyjście.
Nie chciała innego wyjścia! Chciała to zakończyć z honorem.
– Pewnie. Możesz od razu dać mi żyletkę – prychnęła – na to samo wyjdzie...
Spojrzał na nią surowo, aż zrobiło się jej żal tego co powiedziała.
– Ja znam to zaklęcie. Czytałem Czarną Księgę – powiedział,
spoglądając na nią nieco łagodniej.
Nie pomyślała o tym. Pewnie dlatego, że nie chciała dopuścić żadnego płomyczku nadziei. Kiedyś ojciec jej powiedział: „Im większa nadzieja, tym większe potem rozczarowanie..."
– I co, rzucisz je na pierwszego lepszego mugola? – warknęła ze złością.
Uśmiechnął się drwiąco.
– Granger, przestałem być już dawno śmierciożercą. Nie zamierzam do tego wracać.
– No to nie pleć bzdur, Snape! Ja ci nie każe babrać się w czarnej magii! Dobrze wiesz, że ja na to czekam! Odpuść. Nie ma sensu.
– Nie mogę – powiedział, a w jego głosie słychać było gorycz i ironię. – Obiecałem.
Tego miała już dość. Zawsze, gdy chciała się pożegnać z tym smutnym życiem, on gadał o obietnicy o której nikt nie miał prawa wiedzieć.
– Kurde, Snape przestać gadać o tej obietnicy. Gówno mnie ona obchodzi – wybuchła w niej nieopisana złość.
– Granger – powiedział lodowato, chwytając jej nadgarstek w żelaznym uścisku. – Ta obietnica powinna cię dużo bardziej obchodzić – wysyczał, każde słowo groźnie przedłużając.
– Niby czemu?! – prychnęła jak rozjuszona kotka, próbując nadaremnie wyswobodzić się z uścisku. Powoli zaczynała tracić w niej czucie.
– Może temu Granger, że ona ciebie szczególnie dotyczy?
– Świetnie! Niech mnie dotyczy! Tylko do cholery puść mnie! – wrzasnęła mu prosto w twarz.
– Szacunek – powiedział wolnym, lodowatym głosem. Po czym puścił ją i wyszedł z pokoju, nie mówiąc nic więcej.

YOU ARE READING
Obietnica
Fanfictionblog przeniesiony z platformy blox.pl. Historia Severusa i Hermiony po wojnie, gdzie oboje są związani niewyjaśnionymi obietnicami.