Rozdział 22

334 15 0
                                        

Widział jak upada. Widział ten błysk strachu w jej oczach. Mimo ogromnej chęci nie podszedł do niej. Nie złapał jej na czas. Pozwolił, by osunęła się na zimną podłogę. Patrzył na nią i zastanawiał się kiedy przyjdzie jego koniec. Tak było obiecane. Tej obietnicy nie miał możliwości złamać.

Jego wzrok przykuł jej breloczek. Od wielu tygodni był czarny, teraz zmywał z siebie tę barwę. Odżyła w nim nadzieja. Ruszył spokojnym krokiem w jej stronę. Dotknął jej dłoni. Była zimna. Bardzo zimna. Czuł się zbyt słaby, by użyć magii. Zbadał jej tętno, lecz go nie wyczuł. Opuszczała go nadzieja. Ona nie żyła. Nie oddychała. Jej serce nie biło.

Zawalił. Kolejny raz. Tyle, że tym razem nie ma Dumbledore'a do którego zwróci się o pomoc. Nie ma już nikogo, kto by go uratował. Został sam. Mimo to zebrał się w sobie. Wziął ją na ręce i przeniósł bezpiecznie do sypialni. Ułożył ją delikatnie na pościeli. Nie wiedząc co mógłby zrobić, zaczął zdejmować opatrunek z prawej ręki. Tak jak się spodziewał, nie był zakrwawiony. Gdy tylko doszedł do końca bandażu z ogromnym zaskoczeniem nie dostrzegł rany ciętej. Po prostu znikła. Nie było jej, lecz on poczuł się jeszcze gorzej. Uzdrowił ją, ale nie żyła. Zrezygnowany usiadł na fotelu przy jego łóżku. Nie mógł na nią patrzeć. Nie potrafił. Wpatrywał się w ścianę.

Wiedział, że to głupie, niepotrzebne. Czekanie na nic nie pomagało. Każda sekunda była dla niego jak godzina. Każda minuta jak doba. Gdy zaczął czuć irytację i złość, jego wzrok przykuł drobny ruch. Wpierw pomyślał, że to jego świadomość płata mu figle. Zmusił się, by na nią spojrzeć. Miała cierpiący wyraz twarzy. Nie wierzył w to, co widzi. Jednak żyła. Czując w sobie dużo więcej siły posłał na nią zaklęcie sprawdzające. Wróciło, niosąc wieść, że żyje i nie ma większych komplikacji oprócz bólu. Wstał, pochylając się nad nią.

— Panno Granger? – spytał cicho.

— Hermiono. Mam na imię Hermiona – wycharczała, unosząc lekko powieki.

— Wiem – warknął. – Możesz mówić? Jeżeli tak opowiedz co cię boli.

Milczała przez jakiś czas.

— Boli mnie głowa. I... ręka. Swędzi mnie.

Opuścił pomieszczenie szybkim krokiem. Wrócił z maścią i eliksirem. Dziewczyna miała już otwarte oczy. Zmęczone i ociężałe, ale czujne. Pomógł jej wypić eliksir po czym zaczął rozmasowywać maść na jej ręce.

— Udało ci się – powiedziała cicho.

— Tak. Choć w pewnym momencie była na to nikła szansa.

— Co się działo, gdy odpłynęłam? – miała cichy, chrapliwy i spokojny głos. Wydawało to się Snape'owi nieco dziwne. Był przyzwyczajony do jej radosnego świergotu i zazwyczaj oburzenia w głosie.

— Tak jak to opisałaś odpłynęłaś. Gdy do ciebie podszedłem twój wisiorek zmienił kolor, znów na przezroczysty, mimo to nie oddychałaś, nie miałaś tętna. – Miał ochotę powiedzieć: „Myślałem, że nie żyjesz", powstrzymał się. – Zaniosłem cię tutaj, co pewnie trwało strasznie długo, bo nie ważysz tyle, ile można by się było spodziewać. W każdym razie, jak już ciebie tu dowlokłem i odwiązałem bandaże, twoja rana zniknęła. Po jakimś czasie po prostu wróciłaś do żywych.

Hermiona skinęła głową, nie uśmiechała się, nie była niespokojna. To go zaniepokoiło, lecz nic nie powiedział, tylko usiadł na fotelu w ciszy.

— Widziałam ich – powiedziała po dłuższej chwili milczenia. Spojrzała na niego z determinacją. – Wszystkich. Harry'ego, Rona, Ginny, profesora Dumbledore'a, Freda, Remusa i Tonks. Widziałam ich wszystkich – kilka razy głos jej się załamał, a on nie wierzył w to, co słyszy. Milczał jak zaklęty. – Byłam wśród nich. Czułam się tak szczęśliwa. Tam wszyscy są radośni. Choć nie wiem czy by ci się spodobało, jest tam bardzo jasno. Rozmawiałam z przyjaciółmi, kiedy podszedł do mnie Dyrektor i powiedział, że to nie jest jeszcze mój czas, że jeszcze kiedyś tu wrócę, ale nie dziś. Przyjaciele spojrzeli na mnie smutno i rzekli, że mam się cieszyć swym życiem za siebie i za nich. Powiedzieli mi, że nigdy nie będą mi niczego żałować, o ile sama tak nie będę myśleć. Mam tu trochę spraw do załatwienia, wiele lat do przeżycia. Głupia byłam, że chciałam to zmarnować.

ObietnicaWhere stories live. Discover now