To, że mało jem nie oznacza przecież, że nie jestem gotowa na przeprowadzkę, prawda? Ale nie! Ten chamski nietoperz tak twierdzi.
– Panno Granger, jeżeli pani naprawdę tego nie zje, to nie puszczę pani nawet do łazienki! – warknął, widząc pełen talerz przy śniadaniu.
– Profesorze... Ja naprawdę nie jestem głodna. Ja nigdy dużo nie jadłam. Chce pan bym nie mogła się zmieścić w swoje rzeczy? To będzie pan zmuszony na dodatkowe wydatki. – Ostrzegła go, machając mu przed nosem widelcem.
On widząc to uśmiechnął się drwiąco. Przesunął rękę i powiedział swoim jedwabistym głosem.
– Pani ciuchy na pani wiszą, nawet nie leżą. Parę kilogramów pani nie zaszkodzi – powiedział patrząc na nią krytycznie. Oczywiście, miał rację, choć nie chciała mu jej przyznać. – Jak pani nie zje tego sama, będę zmuszony zrobić to za panią. W jakikolwiek sposób.
Zaczęła się zastanawiać nad sposobami. Fakt, że nadal nie posiadała różdżki nie zachwycał. Chcąc grać odważną, uśmiechnięta skrzyżowała ręce i spojrzała na niego wyzywająco.
Snape widząc zaciętą minę westchnął cicho i wstał. Wyjął różdżkę. Przyglądał jej się chwilę ze zmarszczonym czołem. Potem schował ją z grymasem niezadowolenia. Przysunął swoje krzesło. Usiadł tak, że stykali się ramionami.
– Co ja mam z panią zrobić, panno Granger? – zapytał boleśnie. Po raz pierwszy chciała się śmiać głośno. Było za wcześnie. Przed oczami znowu zobaczyła ich zimne, owiane maską spokoju twarze. Powstrzymała łzy i zmusiła się do uśmiechu.
– Nic profesorze. Nic.
Nauczyciel przyjrzał się badawczo, lecz widząc jedynie smutek i to nie depresję, tylko zwykły smutek, odpuścił. Położył na stole różdżkę.
– Dziękuję – szepnęła, gdy był już w progu. Nie odwrócił się. Poszedł dalej, jakby tego nie słyszał.
Spojrzała niechętnie na swój talerz. Z westchnięciem wzięła jedną kanapkę i poszła do łazienki. Już poprzednim razem wyczarowała sobie ławeczkę przed lustrem. Snape nie był zbyt zadowolony, ale jej nie usunął. Była mu za to bardzo wdzięczna. Usiadła i zaczęła jeść. Z trudem przełykała każdy kęs. Jej życie teraz polegało na wojnie ze sobą. Rozum mówił: Żyj! Dbaj o siebie! Sumienie wołało: Po co? Dla kogo? Lepiej sobie odpuścić. Coraz częściej udawało się jej zdusić głos sumienia, lecz nocą...
Co noc budziła się i siadała oglądać księżyc, płacząc przy tym cichutko. Tylko ten jeden raz były nauczyciel Eliksirów do niej podszedł. Nie zrobił tego więcej.
***
– Jesteśmy u pana w domu, prawda?
Snape zdziwiony podniósł głowę. Skąd do cholery ona to wie? Faktycznie, nie miał pojęcia skąd ona to wie. Przecież nikt nie wiedział, gdzie on mieszka. Do dziś.
– Tak. Skąd pani to wie? – zapytał, charakterystycznie podnosząc prawą brew.
Dziewczyna zarumieniła się. Zaczęła coś tłumaczyć. Tyle, że niezbyt ją zrozumiał.
– No, bo ja tego.. no.. kiedyś.. w „Proroku".. szukałam.. no i.. czytałam.. Prince! – Z tego wszystkiego zrozumiał, że czegoś szukała, ale czego nie ma pojęcia. Szukała w „Proroku" i znała jego rodowe nazwisko. Musi się dowiedzieć więcej.
– Prince?
– No, to jest nazwisko rodowe pana matki, prawda? No, a to jest ulica Spinner's End. Jak dobrze pamiętam.
Gdy to mówiła oczy wpatrzone miała w podłogę.
– Jak widać zagłębiała się pani w moją przeszłość.
– Przypadkiem.
– Z pewnością – powiedział uśmiechając się drwiąco. – Echem.. Jakie miała pani plany do przyszłości przed wojną, panno Granger?
Dziewczyna spojrzała na niego z zdziwieniem, a potem ze złością.
– Jak.. Nieważne – powiedziała poważnie. – Miałam wiele pomysłów, jednak myślę, że teraz najlepszym zawodem dla mnie byłby staż w Mungu.
Pokiwał głową ze zgodą. Właśnie tego się spodziewał.
– Dlaczego pana to interesuje?
– Wiesz Granger, jestem bogaty i to bardzo, ale kiedyś trzeba już zacząć żyć normalnie – powiedział nieco roztargniony. To chyba logiczne! Ile można kisić się w czterech ścianach?
– Przepraszam... – zwiesiła głowę.
– Nie ma co przepraszać, tylko myśleć nad swoimi papierami do pracy. Jutro rano tam idziemy.
– Jutro rano? Idziemy? Razem?
– Merlinie! Granger, miałem ciebie za dość inteligentną. Tak, jutro. I tak, idziemy razem. W Mungu mają wolną posadę w laboratorium. Ja nie zamierzam wracać do Hogwartu. Zresztą muszę mieć cię na oku.
– Dobrze. Tylko...
– Co znowu? – zapytał już naprawdę zirytowany jej ciągłymi pytaniami. Granger się zarumieniła i coś mruknęła. – Można by głośniej Panno Granger?
– Nie wiem, czy mam co ubrać na rozmowę kwalifikacyjną .
No tak to był problem. Jako mężczyzna i jako Severus Snape nienawidził zakupów i nie miał zamiaru tego zmieniać. Z drugiej strony musi jakoś wyglądać. Nagle wpadł na wspaniały pomysł.
Przyciągnął kartkę pergaminu i pióro.
Droga Narcyzo!
Wybacz, że Cię niepokoję, ale mam ku temu ważny powód. Jak wiesz mam pod ochroną Granger. Jutro idzie na rozmowę kwalifikacyjną do nowej pracy. Ja, jak dobrze wiesz nie lubię zakupów i prosił bym o pomoc w tej sprawie z twojej strony. Prosiłbym też o szybką odpowiedź. Śpieszy mi się.
Severus Snape
Bez zawołania obok niego stała mała, czarna sowa. Zaczepił list i powiedział cicho: Narcyza. Sówka wyleciała z trzepotem piór.
Nie czekał długo, po pięciu minutach usłyszał dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem doszedł do nich, nie mówiąc nic bardzo zdziwionej dziewczynie. Uchylił je lekko.
– No otwieraj, Severusie. Chce ją zobaczyć. Tyle legend o niej krąży, a ty nie pozwalasz jej wyjść na świat.
– Nie bez powodu, Narcyzo – sarknął. Ta kobieta potrafiła każdego zdenerwować.
– Och, tak? – zapytała wchodząc do holu. – Ciekawe jak nazywa się ten powód.
– Na przykład twoim imieniem – warknął idąc do salonu, gdzie siedziała Granger.
– Jak śmie... – ustała widząc Gryfonkę. Szybkim oceniającym spojrzeniem przeleciała jej sylwetkę, po chwili z lekkim przymusem rozjaśniła twarz uśmiechem – Hermiona! Biedactwo siedzisz tu z tym nietoperzem całkiem sama. Biedaczka!
Pani Malfoy szybko podbiegła do Hermiony i usiadła z boku na kanapie.
– Mógłbyś zrobić nam coś do picia, Severusie.
– Nie mogłabyś zrobić tego sobie sama?
– Nie, nie mogłabym – powiedziała odważnie. – No ruszaj tę swoją czarną szatę w kierunku kuchni!
Bez dalszego gadania ruszył do kuchni. Słyszał ciche szepty kobiet a głównie to ten podekscytowany, ledwo cichy głos pani Malfoy.
Dobrze wiedział jaką kawę lubi Narcyza. On osobiście takiej nienawidzi. Mokka – też coś.
Gdy wchodził Granger się uśmiechała! Ledwo, bo ledwo, ale jednak. Poczuł dumę, że jednak zaprosił tę starą jędzę.
– Co się szczerzysz, Granger?
– Severusie, jak tak możesz mówić do Hermiony? Zresztą mieszkacie razem i jesteście po nazwisku. To naprawdę nierozsądne.
– Ja uważam, że to jak najbardziej rozsądne, ma o dwadzieścia lat mniej, nie widzę powodu byśmy byli na ty. – Skrzywił się, widząc jak szybko arystokratka, mimo pozorów polubiła dziewczynę.
– Z tobą stary pierniku nigdy się nie dogadam.
– I całe szczęście.
– Chyba twoje.
– Zgadłaś.
Narcyza skrzywiła się nie odpowiadając.
– Dobra, nie musisz udawać, że się obraziłaś. Pójdziesz z nią? – wskazał głową dziewczynę.
– Oczywiście, ale tatuś musi dać córeczce pieniążki na zakupy, bo ciotka jest bez grosza.
– Masz dzisiaj wyjątkowo radosny humor, Narcyzo. Cierpię przez to katusze.
– Im szybciej wyjdziemy, tym szybciej sobie ulżysz.
– Nie gadaj tyle, tylko pij tę beznadziejną kawę. – Gdy już otwierała usta, by coś powiedzieć uniósł rękę w geście jej uciszenia. – Granger, chodź do kuchni musimy pogadać.
Dziewczyna zbladła nieco, jej wcześniejszy uśmiech zniknął bezpowrotnie. Skinęła głową i ruszyła za nauczycielem do innego pokoju.
YOU ARE READING
Obietnica
Fanfictionblog przeniesiony z platformy blox.pl. Historia Severusa i Hermiony po wojnie, gdzie oboje są związani niewyjaśnionymi obietnicami.