Rozdział 16

311 14 0
                                        

Hermiona postanowiła czuwać przy profesorze. Z niemałym problemem przywołała ciężki fotel i niemal z ulgą na niego opadła. Dzisiejszy dzień wydawał się jej jednym wielkim koszmarem. Była zmęczona całym tym zamieszaniem i nie zauważyła nawet jak powieki zaczęły jej ciążyć, a świadomość snuła już własne plany w innym wymiarze czasu i miejsca.
Obudziła się o świcie, zła na siebie, że w ogóle zasnęła. Zobaczywszy, że Snape dalej śpi i ma się dobrze, szybko wypełniła poranne czynności i wróciła na miejsce czuwania z książką w ręku.
W południe zaczęła się martwić. Widząc nadal śpiącego Snape'a zastanawiała się czy nie jest głodny. Od wczoraj nic nie jadł. Nie mając jednak pomysłu jak rozwiązać ów problem, porzuciła go i z zainteresowaniem przyglądała się twarzy Mistrza Eliksirów. Była zupełnie inna niż dotychczas miała możliwość jej oglądania. Nie uśmiechał się, lecz miał łagodny wyraz twarzy. Na bladej cerze odbijały się promyki południowego późnojesiennego światła. Jak stwierdziła może i nos miał ciut za duży, a usta znacznie zbyt wąskie, mimo wszystko we śnie nie wyglądał aż tak źle. Zaczęła się zastanawiać, dlaczego nauczyciel Eliksirów nigdy się z nikim nie związał. Wiadome było, że ma trudny charakter i... i co? Ze zdziwieniem przyznała się przed sobą, że taki typ mężczyzny nawet ją pociągał. Inteligentny, błyskotliwy i mroczny. Przez jakiś czas siedziała otumaniona własnymi myślami, lecz odepchnęła je na bok i zaśmiała się cicho. To była troska i tylko troska. Nie żebym mogła coś czuć do niego! Już szybciej umówiłabym się na randkę z Mac'em!
Kątem oka zauważyła pewne poruszenie się. Odłożyła książkę na oparciu i z łagodną miną przyglądała się jak chory wraca do świata żywych. Jego twarz od razu skrzywiła się w niesmaku, uchylił jedno oko po czym od razu je zamknął.
– Cholerne światło – powiedział zachrypniętym głosem.
Hermiona wstała bez słowa i zasunęła zasłony. W pokoju zrobiło się zupełnie ciemno, niemal na pamięć wróciła po cichu do fotela.
Usłyszała dźwięk podnoszenia się z łóżka.
– Lepiej gdybyś jednak leżał, tak mówił Draco.
– Granger do cholery! Co ty tu robisz?! – wydarł się głośno.
– Nie musisz krzyczeć, wszystko słyszę. Pilnuję pana, albo lepiej opiekuję się panem.
– Grrranger! Nikt się mną nigdy nie opiekuje. Sam o siebie dbam.
– Pewnie wczoraj też, jak byłeś nieprzytomny.
Wymruczał pod nosem przekleństwo.
– Gdzie moja różdżka?
– Na stoliku po drugiej stronie łóżka – powiedziała z rozbawieniem.
– Cholera nic nie widzę przecież!
– To podobnie do mnie.
– Co ty nie powiesz? Musiałaś zasłaniać te zasłony?!
– Sam mi pan kazał.
– Nie, nie kazałem.
– Kazał pan.
– Nie.
– Tak.
– Nie. I nie kłóć się, tylko zapal światło.
– Nie mam przy sobie różdżki.– Czuła coraz większe rozbawienie.
– Grrranger...!
– Słucham?
– Wkurzasz mnie.– Nastąpiła chwila ciszy. – Podaj mi moją różdżkę.
– Czemu?
– Sama powiedziałaś przed chwilą, że nie mogę wstawać, czyżby pamięć już nie ta...? – Hermiona wyobrażała sobie ten triumfujący uśmiech na jego twarzy.
Powoli wstała. Usłyszała głuchy odgłos spadania książki. Niczym niewidoma machała rękoma w powietrzu, mając nadzieję szybciej wyczuć meble palcami niż resztą ciała. Jakimś cudem doszła do stolika nocnego, wyczuła przedmiot którego szukała i niepewnie ruszyła w kierunku łóżka. Okrążyła je bez problemu, w momencie, gdy chciała zrobić ostatni krok poczuła, że na czymś stanęła i runęła jak długa, prosto na łóżko.
– Granger! Do cholery co ty robisz! – usłyszała przy swoim uchu.
– Przepraszam, poślizgnęłam się... – powiedziała cicho.
– Pewnie, a może tak specjalnie się zwaliłaś na mnie, co? – wyszeptał jej do ucha
– Nigdy w życiu!
Czuła jak chwyta ją za dłoń i przewraca na plecy. Wymacał swoją różdżkę.
– Lumos.– W pierwszej chwili oślepiło ją światło, lecz przyzwyczaiła się. Z niepokojem zauważyła twarz Snape'a niebezpiecznie blisko swojej, a poza tym dosłownie siedział na niej okrakiem. – I co Granger? Taki miałaś pewnie zamiar?
– No pewnie. Niby przypadkiem wleźć panu do łóżka i się z panem przelecieć – powiedziała hardo, mimo iż czuła rumieńce na twarzy ze zdenerwowania.
Snape uśmiechnął się drapieżnie.
– No skoro tak bardzo chcesz... – powiedział, odpinając pierwszy guzik koszuli.
Hermionę zamurowało. Nie wiedziała co teraz zrobić. Cała sytuacja wydawała jej się wyjątkowo pechowa. Myśląc gorączkowo co ma zrobić próbowała się poruszyć, nieudanie. Zbierając w sobie resztkę odwagi wydukała:
– Chciałbyś Snape. Wypuść mnie.
– Wybacz, ale to było mało przekonujące – powiedział wrednie i odpiął kolejny guzik.
Hermiona podniosła ręce w geście zasłonięcia sobie oczu w ostateczności, lecz on z błyskiem w oku chwycił nadgarstki i trzymał je jedną ręką nad jej głową.
– Tak się nie bawimy.
– Niech pan przestanie, to nie jest śmieszne.
– Teraz pan? Mówiłem, możesz mówić Severus. No dziś ewentualnie krzyczeć.
Spanikowała, to było zbyt wiele.
– Dobra żartowałam! Ale puść mnie już!
– Ale ja nie żartowałem, Granger – powiedział, przyglądając się jej oceniającym spojrzeniem. – Mi się bardzo podoba – wyszeptał jej do ucha. Przeszły ją ciarki.
Znowu się wyprostował. Różdżką związał jej dłonie nad głową. Hermionę ogarnęło przerażenie.
– Teraz nie udawaj takiej niewinnej, Granger.
– Niczego nie udaję.
– Nie?
– Nie.
– No to skoro nie taka niewinna to nie będziesz zbytnio przeszkadzać, prawda?
Była wściekła, czuła się poniżona.
– Wypuść mnie, Snape.
– Nie.
– To nie jest śmieszne.
– Jest.
– Kurde, Snape! Wypuść mnie!
– Dlaczego?
– Bo zacznę krzyczeć.
– No to z pewnością, ale dopiero za jakiś czas, tak od razu chyba nie.
Aż się w niej gotowało ze złości.
– Jeśli będziesz mnie więzić tu, to Draco się pojawi.
– Niby jakim cudem?
– Mam mu napisać dziś list.
– Jeszcze zdążysz.
– Severusie Tobiasie Snape! Każę ci w tej chwili mnie wypuścić!
Spojrzał na nią z drwiną.
– I myślisz, że to na mnie podziała?
– Tak.
– To miałaś rację, Granger. To na mnie działa.– warknął, patrząc jej prosto w oczy.
– To mnie wypuść – powiedziała słabo. Zbyt blisko! On jest zbyt blisko! Merlinie, czy on musi tak na mnie patrzeć?!
– Skoro chcesz.
– Chcę. – Czy to spojrzenie musi być tak głębokie?!
– Na pewno? – wymruczał wprost do jej ust.
– Tak. Nie. Nie. – Merlinie w co ja się pakuję?!
– No to..
Hermiona wypięła się i złączyła ich usta w pocałunku. Zaczęła nieśmiało, delikatnie, lecz on wpił się w nią dynamicznie, od razu zdobywając przewagę.
Wyczuła, że jej ręce są wolne. Lewą dłoń wplątała w jego włosy, przyciągając go do siebie bardziej.
Oderwał się od jej ust, znacząc szyję małymi pocałunkami. Po czym wrócił do jej ust, podgryzając dolną wargę.
Czuła jego oddech na swoich wargach, oczy miała przymknięte z przyjemności. Dlaczego już mnie nie całuje...?
– Oj Granger, Granger.
Poczuła jak schodzi z łóżka. Otworzyła oczy natychmiast.
– Drań! – krzyknęła za nim głośno.
– Też jestem głodny – powiedział, uśmiechając się kpiąco w progu.
Hermiona zwęziła oczy i wysłała mu najwścieklejsze spojrzenie na jakie było ją stać w tej chwili.
– No chyba nie będziesz głodzić chorego?
– A ty mnie więzić mogłeś?
– Ja tak. To mój dom – powiedział i wyszedł.
Hermiona westchnęła głośno. Miała totalny mętlik w głowie, lecz postanowiła zrobić mu coś do jedzenia. Już wcześniej zauważyła, że ma dość marne zdolności kucharskie, jeszcze by się otruł.
Wstała, po drodze biorąc różdżkę z fotela, którą ukrywała i postanowiła nigdy więcej nie popełnić tego błędu. Idąc przez mieszkanie, nagle dopadła ją dręcząca myśl. Dobiegła do kuchni i wykrzyknęła:
– Ale znasz przeciwzaklęcie?!

ObietnicaWhere stories live. Discover now