Rozdział 24

415 17 1
                                        

Hermiona zatańczyła kilkanaście razy z Draco, bądź też innymi, miłymi, młodymi partnerami. Wypiła trochę wina i nigdzie nie dostrzegała Snape'a. Zrobiło jej się trochę duszno, a akurat stała samotnie, obserwując wirujące w tańcu radosne pary ludzi. Dostrzegła niedaleko otwarte drzwi balkonowe. Spokojnie, nie zwracając na siebie większej uwagi, wymknęła się nimi.

Gdy zimne powietrze dotknęło jej odsłoniętych ramion, drgnęła. Zimno otrzeźwiło trochę jej umysł. Uśmiechnęła się szeroko. Wieczór był piękny, mimo że nieco chłodny. Ze zdziwieniem zauważyła Lucjusza Malfoya, niespokojnie oglądającego się na boki i zmierzającego po żwirowej ścieżce szybkim krokiem. Zaintrygowana tą sytuacją, zdjęła buty ze zmęczonych stóp. Na paluszkach, w cieniu wysokich drzew, podążyła za właścicielem tej posesji. Kilka minut szła za mężczyzną, aż skręcił między wysokie żywopłoty, prowadzące do ślepego zaułka. Obeszła powoli krzaki i stała się niewidoczna dla zwiedzających park i samego Malfoya.

Niedługo stojąc w zimnie usłyszała szybkie kroki. Była to z pewnością kobieta. Również skręciła do ciemnego zaułka w którym ukrywał się były śmierciożerca. Hermiona przez szparę w pozwijanych gałęziach dostrzegła rysy stojącej dwa metry od niej kobiety. Nagły błysk czerwonego światła zwrócił na siebie uwagę. Hermiona szybko przykryła dłonią wisiorek z którego wydobywało się płonące światło. Następnie poczuła silny uchwyt w tali i dłoń na ustach. Została brutalnie pociągnięta do tyłu i w bok. Tam gdzie stała, sekundę później padło śmiercionośne zaklęcie. Podniosła wystraszona wzrok. W cieniu ujrzała znajome rysy Severusa. Zdjął dłoń z jej ust. Nie miała zielonego pojęcia, jakim cudem się tu znalazł. Przyłożył do ust wskazujący palec, nakazując ciszę. Dziewczyna w amoku skinęła głową i odwróciła się w stronę szpary.

W ciemnym zaułku kręciła się kobieta. Miała na sobie poszarpane i długie szaty. Każdy, ciemny włos sterczał w inną stronę. Wysokie buty wydawały cichy pogłos. Lucjusz Malfoy stał z boku z dłońmi założonymi na ramionach, bezinteresownie przyglądając się siostrze swej żony.

- Bello, wyjaśnisz mi łaskawie w końcu o co chodzi?

- Wydawało mi się, że coś tam widziałam. Z resztą nie ważne – mruknęła rozgoryczona. - O co chodzi, tak? Tylko na tyle ciebie stać? Rozpływasz się w luksusach i sławie! Co by na to powiedział nasz Pan? Przecież musimy coś zrobić. Nie mogę pozwolić, by ten zapchlony zdrajca Snape chodził sobie bezkarnie po ziemi. I nie pozwolę by ta szlama Granger tańczyła z moim siostrzeńcem! Jak ty wychowałeś swojego syna? Jesteś beznadziejny, Lucjuszu. Musisz mi pomóc.

- Nie muszę ci w niczym pomagać. Odpuść sobie Snape'a i Granger, pozwól sobie pomóc. Możesz żyć tak jak my. W luksusie i złocie.

- Jeszcze ich bronisz, nędzna karykaturo?! Stoczyłeś się, Lucjuszu. Pomóż mi ich dopaść. Chociaż tę małą szlamę. Przecież wiesz, że zabiła mi męża. Pozbawiła mnie wszelkiej nadziei w życiu. Muszę pomścić Rudolfa i naszego Pana. Pewnie dałeś się omotać tym sprytnym sztuczkom Severusa. Zawsze miałeś słabość do kolegów od szklaneczki z Ognistą.

- Nasz Pan nie żyje. Nie jesteśmy do niczego zobowiązani.

- Kłamiesz! – wrzasnęła przerażająco. Wyciągnęła różdżkę i wymierzyła nią w Malfoya. – Albo mi pomożesz, albo zginiesz z mojej ręki, tchórzu.

- Opanuj się Bellatrix! – warknął. – Pomogę ci zniszczyć szlamę. Ze Snapem sama sobie poradź. No chyba, że przewyższa to twoje umiejętności, co?

Bella schowała różdżkę w fałdach szaty, posyłając Lucjuszowi groźne spojrzenie.

- Skontaktuję się z tobą w tym tygodniu. Jeżeli stchórzysz, twój synalek już nie będzie miał tej ślicznej buźki, jasne?

ObietnicaWhere stories live. Discover now