– Granger!!!
– Zaraz!
„Cholerne kobiety!" Ciemnowłosa postać opierała się o ścianę, powoli tracąc swoją bardzo znaną z małej ilości cierpliwość. Ile można czekać? To tylko wypad na dwa, trzy, ewentualnie pięć dni. Aż tak trudno się zdecydować co ze sobą wziąć?
Severus Snape nigdy nie rozumiał kobiet. Nawet nie próbował, bo nie było potrzeby, ale biorąc pod uwagę sytuację, to... „Nie! Żadnych analiz!" Nie jednak nie będzie o tym rozmyślał, chyba.
Głuchy odgłos podeszwy stykającej się z panelową podłogą miał za zadanie ukoić zdenerwowanie spowodowanie zbyt długim czekaniem. A tak właściwie, to w ogóle z czekaniem. On na nikogo nie czeka. Fakt, że nigdy nie ma na kogo, ale nie zmienia to faktu, że nie ma w nawyku na kogoś czekać.
– Granger zaraz wyjdę bez ciebie.
– Gadka szmatka. Nie ładnie kłamać, profesorze – powiedziała, stając w drzwiach przedpokoju.
Ubrana była normalnie, nic nadzwyczajnego. Wytarte jeansy, jasny podkoszulek i ciemna bluza. No i mała torebka, w której jak podejrzewał był dobytek przez który musiał czekać z pół godziny.
– Ile można? – warknął.
– To było pięć minut, nie przeżywaj.
– Nic nie przeżywam, Granger.
– A ja jestem Wróżka Zębuszka.
– Zawsze wiedziałem, że jesteś spokrewniona z rodzajem elfów, te beznadziejne włosy. O karierze wróżki opowiesz mi kiedy indziej – uciszył ją, widząc oburzenie na twarzy. – Musimy się teleportować do Ameryki Południowej, masz się mnie trzymać blisko, nie odzywać się nieproszona i wykonywać moje rozkazy, zrozumiano?
– Oczywiście.
– Doskonale – powiedział chłodno.
Mężczyzna zacisnął dłoń na ramieniu towarzyszki i po sekundzie znaleźli się w miejscu w które prawdopodobnie mieli trafić. Prawdopodobnie.
Otaczała ich nieokiełznana dzicz, przez mugoli nazywana dżunglą, a z szybkich kalkulacji Hermiony wynikało, że znajdowali się w lesie tropikalnym.
Było bardzo gorąco, a poza tym duszno, wilgotne, dziwnie i niepewnie. Słychać było odgłosy owadów, ssaków, no ogólnie zwierząt zlewających się ze sobą w jakiegoś typu muzykę. Miała nawet swój urok. Była naturalna i uspokajająca. Chyba, że nie lubisz świerszczy.
Panował półmrok. Wysokie drzewa nie przepuszczały zbyt wielu promieni słonecznych, ale było ich na tyle, by widzieć zagrożenie czające się za krzakami. Poza drzewami było tu mnóstwo krzaków i innych roślin, których Hermiona nie potrafiła nazwać. Spojrzała na Snape'a, który także oceniał sytuację w której się znaleźli.
– Dobrze chociaż trafiliśmy?
Napotkała groźny wzrok, mający na celu rozmówcę przekonać, że rozmawia z jadowitym wężem, tyle, że dziewczyna ku irytacji opiekuna uśmiechnęła się słodko.
– Miałaś się nie odzywać. Chyba dobrze trafiliśmy.
– Chyba? Skąd ta niepewność?
Snape zmierzył ją chłodno i ruszył w bliżej nieokreślonym przez nią kierunku. Dziewczyna, nie chcąc się zgubić w lesie ruszyła za nim.
Przemierzali dżunglę w dość powolnym tempie. Severus wycinał drogę. Tak, wycinał. Machał maczetą na prawo i lewo, robiąc przejście dla co najmniej małego słonia. Kilka razy zawracali i rozpoczynali drogę w innym kierunku. Raz trafili na zbiorowisko dziwnych małp które nie wydawały się zbyt zadowolone ich obecnością, więc przez pół godziny cofali się dwa metry w tył, mając nadzieję, że owe zwierzęta ich nie zaatakują.

YOU ARE READING
Obietnica
Fanfictionblog przeniesiony z platformy blox.pl. Historia Severusa i Hermiony po wojnie, gdzie oboje są związani niewyjaśnionymi obietnicami.