Rozdział 2

623 23 1
                                    

Miała niespokojny sen. Biegła ratować Rona, gdy zobaczyła jak inny śmierciożerca go zabija. Widziała śmierć Harry'ego, nie mogąc nic zrobić. Była tam jeszcze Ginny i Dumbledore. Wszyscy zginęli, a ona biegała między pociskami zielonych zaklęć śmierci. W końcu upadła na ziemię i zaczęła krzyczeć przez łzy. Chciała, by któreś zaklęcie trafiło w nią. Wszystkie omijały ją o cale. Widziała jak Snape drwiąco uśmiecha się na jej widok. Zaczęła jeszcze bardziej trząść się ze wściekłości i bezsilności.
Otworzyła oczy. Było ciemno. Twarz miała całą zapłakaną. Sięgnęła do swojego breloczka. Jego zimna materia ją uspokoiła. Poczuła suchość w gardle. Nie mając pojęcia gdzie jest, bo szanowny profesor jej o tym nie poinformował, wstała. Szklanka wody to, to czego teraz potrzebuje. Podeszła ślepo do stolika gdzie poprzednio była szklanka. Gdy już wyciągnęła rękę w poszukiwaniu wody zrobiło się jaśniej i poczuła lekki wietrzyk. Zmieniając kierunek podeszła do okna. Było zasłonięte żaluzją. Odsłoniła ją lekko. Okno było uchylone. A za oknem na niebie wisiał księżyc. Była pełnia. Pomyślała o Remusie, o tym co teraz przeżywa. Nie dość, że stracił żonę, to musi jeszcze to znosić. Wdrapała się na parapet patrząc w księżyc jak zahipnotyzowana. Odechciało jej się pić. Siedziała tak nie myśląc, wyłączając się zupełnie. Straciła rachubę czasu. Poczuła, że ktoś za nią stoi. Nie odwróciła się, nie chcąc zaśmiecać umysłu tą wiadomością, lecz z każdą chwilą coraz bardziej irytowała ją jego obecność. Westchnęła.
– Coś się stało profesorze..? – zapytała cicho.
– To ja powinienem się o to zapytać, Panno Granger.
– Jakby miał pan mało czasu... Stoi tu pan od dwudziestu minut.
Snape nie odpowiedział. Podciągnęła nogi do siebie, obejmując je ramionami. Miała gęsią skórkę od zimna.
– Przeziębisz się.
– Wcale nie.
– Bardzo proszę by poszła już pani spać, panno Granger.
– W czym panu przeszkadzam? – zapytała. Rozmówca zaniemówił.
– W niczym – szepnął, po czym się oddalił. Potarła ramiona by je rozgrzać i poszła się napić. Tak jak myślała, szklanka z wodą stała tam, gdzie poprzednio. Uśmiechnęła się blado i poszła spać.

***

Rano niewyspana usiadła na łóżku. Na fotelu naprzeciw siedział Snape i czytał książkę.
– Jest tu gdzieś łazienka, profesorze?
Snape nie podnosząc głowy znad książki wskazał ręką na ciemne drzwi. Westchnęła cicho i zapytała:
– Odda mi pan różdżkę? Nie popełnię samobójstwa, przynajmniej nie dziś, obiecuję.
Stary nietoperz przyglądał się jej z wahaniem. Hermionę przeszedł mały dreszcz, ale nadal niewzruszona patrzyła na niego wyczekująco.
– A odda mi ją pani dobrowolnie?
– Po co? Gdyby pan chciał, to wziąłby ją sam... – powiedziała, smętnie wzruszając ramionami.
Mężczyzna uśmiechnął się drwiąco.
– Racja, panno Granger, ale chciałem być miły.
– Pff – prychnęła – to da mi ją pan?
Mistrz Eliksirów sięgnął do kieszeni swojego czarnego płaszcza i podał jej różdżkę. Gdy dotknęła różdżki „jej breloczek'' zaczął się świecić. Przestraszona odskoczyła w pośpiechu. Snape spojrzał na nią zaniepokojony.
– Coś się pani stało?
– Nie, profesorze. To tylko się zaczęło świecić... – Już bardziej odważnie wzięła kawałek drewna o dużej mocy i nie przejmując się świecącym szkłem poszła do łazienki.
Ogarnęła się szybko i oparła głowę o zimną ścianę. Widziała swoje odbicie w lustrze. Wyglądała okropnie. Pogrążone oczy, pełne smutku i żalu. Lekko zaróżowione policzki od płaczu. Włosy już teraz uczesane, ale nadal pasma się wymykały okalając jej twarz.
– Powie mi pan w końcu gdzie jesteśmy? – zapytała wychodząc.
Snape podniósłszy głowę spojrzał na nią lekceważąco i powrócił do lektury. To nie spodobało się Hermionie. Jak ten nietoperz mógł tak po prostu mnie zignorować? Niewychowane chamidło – pomyślała. Z uniesioną brodą usiadła na skraju łóżka, krzyżując ramiona, wymownie patrząc w okno.
– Echem...
Tak jak on, ona go teraz ignorowała.
– Hmm czegoś nie zapomniałaś, panno Granger?
– W przeciwieństwie do pana, nie.
– Tak? – zapytał drwiąco – a czegóż takiego mogłem zapomnieć?
– Kultury. Jeśli w ogóle ją pan kiedykolwiek miał.
– Nie zapomniałem. – Spojrzała na niego jak na głupka – Tyle, że się pani przestraszyła i uciekła – jego słowa ociekały takim jadem, że aż się wzdrygnęła.
– Jak pan śmie.. – zaczęła.
– Śmiem. A teraz poproszę o różdżkę.
– Niech pan sam ją sobie weźmie.
– Wolałbym nie.
– A mi nie zależy.
– Zauważyłem – sarknął.
– I co w związku z tym?
– To, że gdyby Dumbledore żył to i tak bym go zabił. Za to muszę się użerać z tobą.
– Nie musisz... Jest druga opcja. – Spojrzała na niego z nadzieją.
Oczy Snape zimne, ciemne, bez dna, bez uczuć. Nic nie mogła z nich odczytać. Nic..
– Ta opcja nie wchodzi w grę – powiedział lodowatym tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– No to sam sobie pan robi pod górkę.
– Nie, ty robisz mi pod górkę – skrzywił się. Usiadł obok dziewczyny. Miał takie intensywne zapachy. Pachniał dobrą wodą kolońską, lecz spychając na bok te odczucia odsunęła się od niego, na co on uśmiechnął się drwiąco i zapytał:
– Odda mi ją pani dobrowolnie? Bardzo cię proszę, Hermiono.
W pierwszej chwili ją zatkało. Z trzech powodów. Pierwszy – w jego oczach widać było autentyczną prośbę. Drugie – nazwał ją po imieniu. Trzecie – tak nie zachowuje się Snape.
Powoli wyjęła różdżkę z kieszeni i przełożyła do prawej ręki. Kątem oka widziała jak obserwuje każdy jej ruch.
– Oddam jak odpowie mi pan na jedno pytanie.
Przez chwilę milczał, po czym krótko skinął głową.
– W jakim mieście teraz jesteśmy?
– W Londynie.
– Jak długo mam tu być?
– Miałaś jedno pytanie, teraz poproszę o różdżkę.
Skrzywiła się i podała mu ją powoli. Schował ją gdzieś w swojej pelerynie.
– A będziesz tu tak długo jak uznam to za konieczne.
– Konieczne czyli ile?
- To zależy tylko od ciebie i twojego zachowania.
Zrozumiała. Musi się poskładać. Nie. Musi udawać, że wszystko jest okay. No to czeka mnie trochę pracy nad emocjami przeszło jej przez myśl.

ObietnicaWhere stories live. Discover now